|
forum.labradory.org
|
|
Mam serce dla psów - Adoptowane..
aganica - 01-02-2009, 09:46 Temat postu: Adoptowane.. Wiem że na forum jest wiele piesków z adopcji.Ciekawi mnie , co kierowało wami że właśnie taką biedę przygarneliście?.Przeważnie czytam o tych : wspaniałych z rodowodem , po wystawowych rodzicach .Mało znajduję wypowiedzi , ludzi posiadających te...niechciane biedy.Jakoś to umyka .
Interesują mnie wasze problemy wychowawcze , kłopoty z aklimatyzacją , zdrowiem.
Jak toczą się dalsze losy , po adopcji?
Jak sobie radzicie z resocjalizacją w nowym środowisku?.
Sama posiadam takie pieski , może stąd te pytania.
Mam nadzieję że odezwą się właściciele , piesków z odzysku i opowiedzą ...
Nie chodzi mi o linczowanie ludzi oddających psy , tylko o podzielenie się spostrzeżeniami i kłopotami wynikającymi z adopcji piesków po przejściach .
Oczywiście nie tylko kłopotami ale i radościami
BarbaraS - 01-02-2009, 11:46
Figa jest adoptowanym pieskiem Jednak nie moge powiedzieć że to była typowa bida, przechodziła wprawdzie z rąk do rąk ale schroniska uniknęła. Kłopotów z nią było całe mnóstwo - uciekała, niszczyła, załatwiała się tam gdzie akurat stała (a miała już 9 miesięcy). Dziś jest wspaniałym pieskiem na codzień, pieskiem sportowym z wieloma osiągnięciami, przeszła moje wyobrażenie o tym czego pies się może nauczyć. Z panem który ją oddał mam kontakt i czasem mu posyłam filmy gdzie jego była podopieczna prezentuje swoje umiejętności - napisał mi kiedyś że jest pod trudnym do wyrażenia wrażeniem. Jednak pewnie nie żałuje że ją oddał, miał z nią spore kłopoty (małe dziecko podgryzane przez psa, niszczenie, brak czasu by się odpowiednio psem zająć). A ja dumna jestem z niej
aganica - 01-02-2009, 12:37
BarbaraS napisał/a: | ale schroniska uniknęła | Fiona też nie trafiła do schoniska , jednak takie były plany poprzedniej właścicielki.Dzięki sercu dobrych ludzi ,wstawiono ogłoszenie na forum i tak trafiła do mojego domu.Miała pięć miesięcy i bała się wszystkiego , nadal jest trudnym podlotkiem.Nie wyobrażam sobie jak ją wprowadzić do autobusu?..chyba tylko wnieść na rękach.Każdy głośniejszy dźwięk to powód do paniki , nie wspomnę o fajerwerkach czy wyjącej syrenie.
Jednak nie żałuję że jest z nami , potrafi kochać jak mało kto ,wpycha się na kolana a lizanie to jej najwspanialsza zabawa. /zaraz po demolowaniu mieszkania i zjadaniu butów/
BarbaraS - 01-02-2009, 12:52
Wiesz, ja prawie nic nie wiedziałam o psie jak do mnie przyszedł, dowiedziałam sie więcej kilka miesięcy później. Pewnie dlatego reagowałam na te problemy które pojawiły się już u mnie. Małe dziecko pojawiało się dość często i nie uważałam nawet za stosowne jakoś specjalnie uważać, jedynie chroniłam malucha przed nadmierną żywiołowością psa. Zauważyłam też że reagowała nerwowo na niektórych mężczyzn ale nawet nie wiedziałam wówczas jak to zwalczać więc nie zwalczałam. Przeszło jakoś samo. Podejrzewam że z biegiem czasu zaufała mi na tyle że nie widziała nic groźnego w ludziach których ja akceptuję. Myślę że z zcasem i Twój piesek przekona się że autobus to nic strasznego.
aganica - 01-02-2009, 13:23
BarbaraS napisał/a: | nic nie wiedziałam o psie jak do mnie przyszedł | Też nie wiedziałam , z własnej winy .Pojechałam by zobaczyć jak zareaguje moja starsza sunia na młodą.
Poprzednia właścicielka już czekała z książeczką zdrowia i garstką / na kolację/marketowej karmy.Dobrze że zapytałam , jak ma pies na imię bo na tyle czasu wystarczyło.
Dopiero w domu zauważyłam że mała musiała być pogryziona bo ma blizny na tylnej łapie ,ale to drobiazg.Staramy się ją ułożyć , są już duuuże postępy.Wiem że na wszystko potrzeba czasu .Wiem że to mój błąd , powinnam dokładnie o wszystko wypytać.Wolałam jak najszybciej wrócić do domu bo:korki na ulicach , wielki upał a dwa psy w samochodzie /zwłaszcza jeden obcy / to pewien kłopot.Wiem że to nie jest wytłumaczenie bo musiałam się jej uczyć od podstaw jednak czy poprzenia właścicielka by mi powiedziała prawdę?...tego się już nie dowiem.
Ryniu - 01-02-2009, 16:17
aganica napisał/a: | radościami |
No właśnie. Już się dzielę radością jako obserwator
Nie ma piękniejszego widoku jak dwie przesympatycznie sunie bawiące się na plaży wiślanej, hasające po lesie. Kiedy widać jakie są radosne, to tylko pozostaje się uśmiechać ze szczęścia. Do tego dodać tylko wspaniałą opiekę lekarską i już dawno można było powiedzieć, że "bidy" są teraz księżniczkami dzięki ich Państwu. Cmokaski dla Herci i Fionki
AnTrOpKa - 01-02-2009, 16:41
aganica, bardzo podoba mi się wątek, który założyłaś Sama następnego pieska (lecz to dopiero za kilka lat) będę brała od kogoś kto go nie będzie chciał, albo z interwencji bądź schronu. Dlatego chętnie poczytam o socjalizacji takich psiaków
BarbaraS - 01-02-2009, 17:00
AnTrOpKa napisał/a: | Sama następnego pieska (lecz to dopiero za kilka lat) będę brała od kogoś kto go nie będzie chciał, albo z interwencji bądź schronu. |
Ja zawsze miałam psy od szczeniaka, Figa była pierwszym psem przygarniętym i starszym. Przyznaje że były momenty kiedy zarzekałam sie że nigdy więcej. Już tak nie myśle
aganica - 01-02-2009, 17:36
AnTrOpKa napisał/a: | podoba mi się wątek, który założyłaś | Założyłam bo ,gdzieś w głebi serca odnoszę wrażenie że ludzie myślą .Nie stać mnie na tego rodowodowego to adoptuję .Będzie za darmo a reszta..hm..jakoś to będzie.
Zawsze mówię ..jeśli Cię nie stać wyłożyć na szczeniaka z rodowodem , to nie licz na to że zyskasz na adoptowanym .Nic bardziej mylnego .Przeważnie ten z adopcji jest psem w typie labradora , a co za tym idzie ...
Większe zagrożenie chorobami genetycznymi , dysplazją ,nużeńcem i całą masą innych chorób.Nie wspomnę o chorobach związanych z przejściami jakie im było doświadczyć.
Oczywiście trafiają się pieski rasowe oddawane z przyczyn losowych ale....nie oszukujmy się , tych jest bardzo mało.
Większość to te niechciane , niekochane ,nie spełniające oczekiwań i to ciągnie za sobą pasmo nieszczęść dla psa pragnącego tylko miłości i odrobiny karmy.
Dlatego pragnę się dowiedzieć jak sobie radzą inni właściciele piesków po przejściach .
[ Dodano: Nie 01 Lut, 2009 ]
AnTrOpKa napisał/a: | Sama następnego pieska (lecz to dopiero za kilka lat) | Dziwnie się losy układają .Mój następny pies miał być z suuuper hodowli , po najwspanialszych rodzicach , by zaspokoić moje pragnienie wystaw ,babską próżność pochwalenia się ......bo mój pies ..itd.
Jednak nie potrafiłam czytać obojetnie o maleńkiej dziewczynce czekającej na dom ,bo właśnie zaczynały się wakacje a ona nie miała perspektyw szczęśliwego lata , słońca ,lasu i miłości.
Zobaczyła wielka wodę i nie wiedziała co to jest .
Dzięki starszej koleżance , szybko się dowiedziała :jak pływać , jak aportować z wody a wujek Enzo nauczył jak się kopie wielkie doły..
Już w lipcu upolowała swojego pierwszego ptaszka i nauczyła się grać szyszkami .Taka spryciula z tej małej Fionki.
Diana S - 01-02-2009, 21:23
aganica, pieknie to napisałas!!!!
zaradna - 02-02-2009, 00:04
aganica, aż mi się łezka w oku zakręciła. Wspaniały temat.
Dla mnie ludzie, którzy adoptuja pieski są wspaniałymi ludzmi z których nalezy brać przykład.
Fakt mój Elmo nie jest ze schronu ani nikt go nie porzucił, ale już dość dawno podjełam decyzje, że mój kolejny pies będzie właśnie adoptowany i nie ma to dla mnie znaczenia czy bedzie zwykłym kundelkiem czy w typie jakiejś rasy
fieldfare - 02-02-2009, 00:49
To i ja wtrącę swoje trzy grosze.
aganica napisał/a: | ludzie myślą .Nie stać mnie na tego rodowodowego to adoptuję .Będzie za darmo |
Prima jest z adopcji i koszt jej wielomiesięcznego leczenia przewyższył koszt szczeniaka z metryką.
Ogłoszenie o labie do adopcji znalazłam na... Allegro. Zadzwoniłam i to była moja najdłuższa w życiu rozmowa telefoniczna - i mi i dziewczynie, z którą rozmawiałam padły baterie w komórkach
Kilka dni później pojechałam po psa. To było 24 lipca 2006 - pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Było niemiłosiernie gorąco ale pojechaliśmy całą rodziną, żeby zbadać reakcję psa na dziecko. Po zapoznaniu i podpisaniu umowy adopcyjnej wróciliśmy do domu.
Pierwsze dni Primuli u nas ro był horror - przyznam się, że bywało, że żałowałam. Prima pochodzi ze strasznej pseudohodowlii - jej 'funkcją' było rodzenie pięknych szczeniaczków po rodowodowych rodzicach Sunie nie tylko była wyeksploatowana, ale również zagłodzona, chora i potwornie zabiedzona. Miała na uchu ranę do żywego mięsa wielkości pięciozłotówki. To od drapania, bo miała takie zapalenie uszu, że leczyliśmy to ponad pół roku, gdzie momentami pies był pół głuchy, bo nastąpiła perforacja błony bębenkowej. Skóra i sierść, to był koszmar: łyse placki bez podszerstka, brzuch i łapy całe zagrzybione.
Prima śmierdziała niemiłosiernie pomimo wielokrotnych kąpieli.
Primula poprzednio mieszkała w kojcu, więc nie wiedział, że na dywanie w salonie kupy się nie robi
No i ta psychika - wszystkiego się bała i NIC nie znała. Zakładanie obroży - panika. Spacer - wlokę za sobą sparaliżowanego ze strachu psa. Zabawki - a co to? Aport - czego chcesz? Woda - a co to pływanie? Cień psa wypełniony przerażeniem.
Prima obecnie:
To najwspanialszy pies pod słońcem, którego wszyscy uwielbiamy
Nauczyła się ekspresowo czystości, zaczęła aportować po ok 5 miesiącach a pływać w następne wakacje. Primula stała się nieodłącznym elementem naszej rodziny, trybikiem bez którego nie moglibyśmy funkcjonować. Uwielbiam wracać do domu, bo wiem, że ta biszkoptowa kręcidupka będzie wokół mnie zataczać ósemki, trzymając coś w pysku i ganiać wokoło, żeby jakoś rozładować ten nadmiar radości. Kocham ją jak cholera...
A teraz chciałabym jeszcze jedną sunię - też taką eksfabryczkę, bo chyba mi ten sentyment pozostanie. Ale to dopiero za jakiś czas... poczekam...
aganica - 02-02-2009, 08:35
Cieszę się ..moi kochani że mogę czytać te losy naszych biedulek .Przecież życie to nie tylko miód i czekolada . Gdzieś w odchłani codzienności są te nasze kochane mordeczki .To nic że czasem choroba spędza nam sen z powiek , to nic że po przetrenowaniu kuleją ..ehh. a wieczorem , lub w chwili zwątpienia , śliczne , wierne oczętya przyglądają się z troską i tylko patrzą jak by tu pąńcie zalizać by nie mogła złapać oddechu ,...a wtedy ... przecież można złapać za jezyk , bo przecież kiedyś musi usta otworzyć by złapać oddech .Taka jest ta nasza Fionka - zbytnica jedna.
jagusia - 02-02-2009, 22:33
Witam!
Jestem tu nowa ale wątek ktory poruszacie bliski jest również mojemu sercu. Naszego pierwszego labka adoptowaliśmy kilka miesięcy temu. Był piękny, zadbany, oddawany z powodow losowych (przynajmniej tak twierdził jego pierwszy wlaściciel - ja w to mocno powątpiewam) Pies byl trzymany w domu, zamykany lub wiązany by nie niszczył. Kiedy do nas trafił i poczoł odrobinę wolności zwariował. Nie chciał przychodzić, na każdą probę poskromienia jego energii reagował agresją, zostawiony sam w pomieszczeniu niszczył co popadlo. Kiedy tylko ktoś otwierał drzwi wejściowe pies uciekał a złapanie go graniczylo z cudem. Nasze życie stalo się jedną wielką walką o to aby nasz labek choć trochę się wyciszyl. Probowaliśmy wielu sposobów. Były dlugie spacery zakończone kilkunastominutowym polowaniem na psa aby go zabrać do domu (bo przecież nie pozwolę by sam maszerowal srodkiem skrzyżowania, bo jeszcze go coś potraci), bieganie za rowerem, ktorego mój mąż o malo nie przypłacil zdrowiem bo psisko silne i ciężkie do opanowania, w końcu spacery na 20m lince, ale i to bylo malo. Do póki byliśmy w domu całą rodzina jakos sobie radziliśmy niestety na poczatku stycznia nasz stnek zachorowal i ja wraz z nim trafilam do szpitala. Mąż staral się jak mógl pogodzić obowiązki domowe i pracę z odwiedzinami w szpitalu i niestety nie mial dla psiska tak wiele czasu jak dotychczas. No i niestety nasz pies calkowicie oszalal. Podczas jednej nocy (kiedy mąż poszedł do pracy) zniszczyl więcej niż niektóre szczeniaki podczas calego swojego dzieciństwa. Kiedy o 7 rano mąż wszedł do domu zamarl, bo to co zobaczył przypominalo wlamanie. Wszędzie walały się porozciagane fragmenty psiego poslania, poduszek i narzuty z kanapy, kuchennych ścierek i wszystkiego innego co stalo na wysokości psiego pyska. Nie wiedzieliśmy co począć. Nie mamy gdzie zamknac psa tak aby nie byl w stanie nic zniszczyć. Wtedy z pomoca przyszedl nasz dobry znajomy - myśliwy. Zaproponowal, że dopoki nie wrocę do domu pies moze zamieszkać u niego. Duża dzialka, pomieszczenia gospodarskie w ktorych nie za bardzo jest co poniszczyć to bylo to czego nam w tym momencie najbardziej bylo potrzeba. Chcąc nie chcąc pies pojechal na urlop. Przez dwa dni prawie wcale się nie kladl tylko biegał, biegał i jeszcze raz biegał. Az w końcu gdy zrozumial, ze tu nikt go nie zamyka uspokoil się. Po kilku dniach okazało się, że pies nie boi się wystrzałów, że biega (choć jeszcze nie przynosi) za apotrem. Nasz znajomy zabrał go ze sobą na polowanie. Wrocili zachwyceni - obaj!!! I tak z psa który mial być naszą domową przytulanką stał się pies mysliwski, bo oczywiście piesek juz do nas nie wrócił. Trochę żałowałam bo przywiązaliśmy się już do tego rozrabiaki ale wiemy doskonale że tam jest mu lepiej. Widujemy się często, widzimy jaki jest szczesliwy. A my ku radości naszego synka przygarneliśmy kolejnego labcia. Już nie tak energicznego ale rownie pieknego i kochanego i teraz mamy w końcu naszą wymarzoną przytulankę.
aganica - 02-02-2009, 22:42
Przyznam szczerze że ciarki mi przeszły po plecach .Bałam się zakończenia tej opowieści ... bałam się myśliwego ../strzelba i to co się z nią kojarzy /..Jednak widzę że mieliście szczęście . Wy i wasz pies ..
Każdy ma to o czym marzył : pies może wyładować swoją energię , jest szczęśliwy a wy mogliście dać ,kochany ,dom kolejnemu nieszczęściu.Cieszę się że mimo tylu niepowodzeń , wszystko zakończyło się szczęśliwie.
iwonsia - 02-02-2009, 22:45
ja zbyt emocjonalnie podchodzę do takich opowieści Jagusia oby nowy członek rodziny zdrowo się chował.
aganica - 02-02-2009, 23:16
iwonsia napisał/a: | oby nowy członek rodziny zdrowo się chował. |
Ja mam nadzieję , że będzie nam dane , poznać nowego ,adoptowanego , pieska .Czekamy na relacje i fotki ..
BarbaraS - 02-02-2009, 23:16
jagusia napisał/a: | I tak z psa który mial być naszą domową przytulanką stał się pies mysliwski |
Labrador jest psem myśliwskim. To co opisałaś wcale mnie nie zdziwiło, ja też przeżyłam swoje strachy. Pies już mieszkał u mnie gdy wzięłam się za książkę Joanny Milewskiej- Kuncewicz "labrador retriever" - jakbym czytała o swoim psie! Każdy kto się przymierza do wzięcia labradora pod swój dach powinien tę książkę przeczytać i potraktować wszystko bardzo poważnie. Do kompletu jeszcze "Marley i ja" i może się odechcieć labradora. Naprawdę lepiej by było gdyby nie było ich widać w reklamach.
aganica - 02-02-2009, 23:26
BarbaraS napisał/a: | Joanny Milewskiej- Kuncewicz "labrador retriever |
Zgadzam się ..najpierw miałam tę książkę a potem w moim domu zawitała Hermiona.
Uważam że ostatnie zdanie w tej książce jest najsłuszniejsze..
"Labrador to inteligentny , wymagający partner , nie każdy powinien go mieć."
Ja dodam od siebie ...............zwłaszcza ten po przejściach z bagażem doświadczeń ..nie dla każdego .
[ Dodano: Pon 02 Lut, 2009 ]
Znajomi zadają mi pytanie ..dlaczego ?..dlaczego adoptowałaś ? , czy nie prościej było kupić z hodowli ?
Odpowiadam ..oczywiście że prościej ..ale....
Był czas szaleństwa , wyjazdów, rozrywek ,rodzenia dzieci i ich wychowywania .
Teraz mogę swój czas poświęcić psom , zwłaszcza tym troszkę trudniejszym , tym potrzebującym mojego czasu i zaangażowania.
Pytają ..dlaczego dwa?..
Odpowiadam ../troszkę złośliwie/..bo na więcej nie mam warunków lokalowych
Pytają..co zrobisz jak będziesz chciała gdzieś pojechać .?
odpowiadam..zabiorę moje suki ze sobą a jeśli nie będę mogła to po prostu nie wyjadę.
Znajomych też wybieram "pod psy"..jeśli komuś przeszkadza sierść lub Fiony ADHD to nie jest już moim znajomym.. ..upss..taka wredna jestem ..
Jagusia - 02-02-2009, 23:44
Dzisiaj się dowiedzialam, że labki mają skłonność do chorowania na ADHD zupelnie tak jak ludzie. I dzisiaj jak sobie patrzę na tamtego labcia to sądze, że on jest tego przykladem. Calymi dniami biega po podworku i nigdy nie ma dosyc. Do domu wraca jedynie na michę i spanie. Ten znajomy mówi, że kilku jego kolegow też ma laby ale żaden nie ma tak niesporzytej energii. Z tym, że dla niego to atut a nie przeszkoda. Jemu zależalo na tak energicznym psie. Teraz planuje iść z nim na szkolenie.
Moja obecna sunia jest zupelnie inna. Owszem gdy idziemy z moim synkiem i Sarą na spacer szaleją oboje (zwlaszcza teraz jak jest tak ladnie biało, a maly po chorobie musi odrobić stracony czas) ale kiedy wraca do domu uwala się jak hrabina na kanapie i odpoczywa.
aganica - 02-02-2009, 23:52
Jagusia napisał/a: | kiedy wraca do domu uwala się jak hrabina na kanapie i odpoczywa. | Mam nadzieję że i moja Fionka wyrośnie i doczekam tych błogich chwil kanapowych .Starsza sunia już taka jest , wybiera opcję spania , jednak Fiona nie bardzo jej na to pozwala , jak za długo jest spokój to wszyscy myślą że mała jest chora i zaglądają jej w oczka , bo to nienormalne dla mojej rozrabiary .
Są plusy , tego szaleństwa .Hermiona przy Fionie :odmłodniała , nabrała linii , troszkę schudła a było to wskazane .
Ryniu - 03-02-2009, 00:04
aganica napisał/a: | Mam nadzieję że i moja Fionka wyrośnie |
i zanudzisz się na śmierć, będziesz z rozrzewnieniem wspominać jak Fionka była normalna
aganica - 03-02-2009, 08:37
Ryniu napisał/a: | normalna | Inaczej??
Dziękuję ..za siniaki od przednich ząbków , bo jak nie chcę się bawić , zaraz jestem szczypana .Za włażenie na głowę jak rano chcę dłużej pospać , to nic że pan już był z pannami na spacerku .A wycie pod drzwiami , jak pańcia jest w łazience??..bo jak ona śmie tam wejść i zamknąc drzwi? a jak pozwala to trzeba koniecznie wejść do wanny , bo przecież tam jest woda i można się wykąpać i przy okazji ukraść skarpetkę albo gąbkę ..Długo tak można wymieniać ...rozbabrałam tą cwaniarę ..ale to nic ..ja jej jeszcze dam szkołę i wychowam na spokojnego psa. .kiedyś..
gusia1972 - 03-02-2009, 09:24
aganica napisał/a: | ale to nic ..ja jej jeszcze dam szkołę i wychowam na spokojnego psa. .kiedyś.. |
Jagusia - 03-02-2009, 13:27
Wszystko ma swoje plusy i minusy. Tak to już w życiu jest. Jednak adoptując psa (zwłasza takiego po przejściach) trzeba się liczyć z faktem, że nie zawsze będzie on ucieleśnieniem naszych marzeń. Taki psiak ma już swoje przywyczajenia i nawyki, które cięzko jest czasem przezwycieżyć. A czasem trzeba po prostu odpuścić bo walka nie ma sensu.
Moją najstarszą stażem sukę mąż znalaż przy szosie Warszawa - Łódź. Była młoda, bardzo zaniedbana wystraszona. Wygladało na to, że ktoś ją wysadził z samochodu. Zaaklimatyzowala sie u nas od razu. Bez probelemu pogodzila się z rola psa strużującego, mieszkającego w ciepłej budzie na podwórku.
Drugą sunię Żabcię przywiozłam ze schroniska. Mił to być malutki piesek do domu. Kryterium wyszukiwania - brać to czego nikt inny napewno nie przygarnie. Byla pogryziona, praktycznie nie miała skory na nosie. Suńka bardzo szybko nauczyla się maszerować na smyczy, przzwyczaila się do jazdy samochodem ale jednego zaakceptować nie umiala - domu. Zbyt wiele lat widocznie mieszkala na podwórku. Kiedy tylko otwieraliśmy kojec mała natychmiast zajmowala miejsce w budzie i ani myslala ją opuścić. Gdy nie dało się schować do budy wślizgiwala sie w dziurę pod schody. Nie było sensu z nią walczyć. Wkrótce na naszym podworku stanęła druga śliczna mala buda. A nasza mala sunia wita nas wesołym merdaniem, chodzi z nami na spacery lecz gdy wracamy do domu ona z dumą idzie do swojej budy i ani myśli wchodzć za nami do domu.
Kolejnym adoptowanym przez nas pieskiem był nasz wspomniany wcześniej labek nr 1. On również miał swoje pragnienia lecz tym razem my nie umieliśmy im sprostać. Cóż szkoda aale i tak w życiu bywa
No i na koniec nasze najmłodsze dziecko Sara. Pięcioletnia dama też ma swoje nawyki. Gdy ją przywieźliśmy przygotowalam jej posłanko w kuchni. Wygodnie, przesronnie i miski blisko lecz gdy rano do niej zeszłam okazało się że jest napaskudzone na podlodze. Zdziwiona i zaniepokojona zadzwoniłam do jej poprzedniej właścicielki. Okazało się, że Sarcia zawsze sypiała w łóżku lub na fotelu więc wyprowadzke do kuchni uznała za obużające poniżenie i zamanifestowała swoje niezadowolenie w ten a nie inny sposób. Kolejną noc spędziła już na kanapie w salonie. Z nią też nie będę walczyć. Po co? Niech ma tak jak lubi.
Wniosek! Jeśli nie jesteś człowiekiem elastycznym, otwartym na zmiany weż sobie szczeniaka. On dostosuje się do twoich wymagań. Psy z adopcji są dla ludzi otwartych, elastycznych, cierpliwych i skłonnych do ustępstw.
aganica - 03-02-2009, 20:32
Jagusia napisał/a: | Psy z adopcji są dla ludzi otwartych, elastycznych, cierpliwych i skłonnych do ustępstw | Długo się zastanawiałam , czy się zgadzam z tym zdaniem ,emocje mną targają bo czy tylko dla psów z adopcji ..?..nie wiem , nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie , ogólnie wszyscy właściciele psów powinni tacy być .Ślepy upór nic dobrego nie wniesie , stanowczość -tak.Czy zawsze powinniśmy ulegać? , czy nie stworzymy potwora?
Cierpliwość -tak ..zwłaszcza dla tych , z przejściami .Jednak do każdego psa trzeba być cierpliwym .Nerwy podniosą ciśnienie i udzielą się psu .
Tak się zamotałam i zakręciłam że nie mam zdania ..
Ryniu - 03-02-2009, 21:23
AnTrOpKa napisał/a: | aganica, bardzo podoba mi się wątek, który założyłaś |
Mnie też Może stworzy się z niego taki elementarz dla adoptującego.
Jagusia - 03-02-2009, 22:02
Aganica, masz z pewnością rację, do każdego psa potrzeba cierpliwości i spokoju, ale ze szczenieciem jest inaczej. Uczysz go od malego i ksztaltujesz tak jak tobie to odpowiada, Jeden lubi by jego pies jadł z nim przy stole innego to drażni więc karmi psa tylko z miski itd. Biorąc psa doroslego nie mamy na niego już takiego wplywu. Taki pies zawsze będzie miał jakieś swoje nawyki i raz sie je uda zmodyfikować a raz nie.
aganica - 03-02-2009, 22:22
Jagusia napisał/a: | raz sie je uda zmodyfikować a raz nie | O tak ..święte słowa.Dorosłego psa , gdzieś , ktoś nauczył /albo nie nauczył/obcowania z człowiekiem.Złe nawyki ciężko wyeliminować, czasami to jest niemożliwe.Wtedy pozostaje ewentualność pogodzenia się z tym lub próba ,chociaż, częściowej resocjalizacji.
Dlatego ten kto się decyduje na psa /zwłaszcza dorosłego / z adopcji , powinien to dokładnie przemyśleć.
Pierwsze dni mojej Fionki były idealne ,posłuszna,uległa,bez inicjatywy .Jak nie labrador.
Tylko zastanawiało mnie , dlaczego ona nie podnosi ogonka ? nosiła go bardzo nisko ,nigdy nim nie machała.Powiadają że psia dusza znajduje się w ogonie .Fiona duszy nie miała.
Dopiero ,gdzieś po miesiącu zakręciła ogonkiem i sprawiała wrażenie jakby ją to zdziwiło .
Teraz z perspektywy czasu , wiem że ona po prostu się bała.Stopniowo zamieniała się w prawdziwego labka a teraz to psi oszołom .Dużo czasu minęło zanim się przekonała że może szaleć , że jej wolno być sobą.
Chwilami przegina w swoim zachowaniu ale nam to odpowiada i nie karcimy jej za to .
Bywają sytuacje ,gdy ma stawiane pewne zakazy , ale to tylko dla jej dobra .Niby taka wariatka a wie że na spacerach musi zachowywać się poprawnie ,nie wolno ciągnąć i wyrywać jak szalona .Wtedy , nagle , zna komendy i wykonuje je poprawnie .
goxia - 14-01-2010, 20:03
pamietam jak byłam jeszcze dzieckiem rodzice przygarneli 2-letniego owczarka podhalanskiego. Na początku było bardzo cieżko. Pies był bardzo chudy, bardzo agresywny i kompletnie nieposłuszny. Dorastał na krótkim łanuchu a był tak zapchlony, ze miał mnóstwo małych ranek na całym ciele i łyse placki . My trzymalismy go na podwórku w specjalnie wydzielonej czesci ogrodu, bo jakbysmy go wpuscili do domu toby nas pewnie zjadł w nocy. Na początku trzeba mu było dawac jedzenie przez siatke, bo był tak agresywny. Nam jako dzieciom sie przez kilka miesiecy wogóle nie mozna było do niego zbliżać. Pies po kilkunastu tygodniach przestał atakowac mojego tate, który go karmił, i potem to juz małymi kroczkami udało nam sie go do nas przekonać. Wdziecznosc psa, któremu sie pomogło jest nieporównywalna z przywiazaniem psa, którego sie ma od szczeniaka. Po czasie było tak, ze on nam sie chyba starał wynagrodzic ten ciezki czas, który nam zafundował na poczatku Był u nas przez 16 lat. Odszedł niedawno cudowny pies, którego na pewno nigdy nie zapomnimy.
aganica - 14-01-2010, 22:55
goxia, wielki ukłon dla Twojego taty , bo to pewnie on sprawił że pies potrafił zaufać człowiekowi .Podziwiam ludzi na tyle odważnych że zaryzykują wychowanie takiego agresora .Przecież nigdy nie wiadomo z jakiego powodu pies tak się zachowuje ,przejścia czy choroba psychiczna ?..ryzyko jest wielkie i tylko człowiek odważny podejmie takie wyzwanie .
goldi845 - 14-01-2010, 23:22
Niva też jest pieskiem adoptowanym co mnie tknęło wielka pustka po stracie Goldinki choć nie wiedziałam jak sobie z Niva poradzę bo czytałam że to wielkie ADHD i nie łatwo będzie ja wychować było raz ciężko raz łatwo ale podołałam chyba wyzwaniu nie do końca ale już prawie . Niva teraz zaczyna robić się psem towarzyskim do głaskania przytulania itp wcześniej nie można było jej przytulić bo warczała ale miłość i cierpliwość wszystko zniesie hm pierwsza noc Nivy w domu była spokojna ale rano trzeba było ja zostawić na 2 godzinki sama bo kilka spraw na mieście trzeba było załatwić ( choc cały czas myslałam czy się jej nic nie stanie itp) jak przyjechałam wszystko było ok nic nie było zjedzone itp wiec sunia dostał nagrodę i oczywiście pochwała że była bardzo grzeczna i od tamtej pory Niva staje się grzeczna sunia (choć było kilka rzeczy które Niva zjadła lub pogryzła np. szare mydło albo nowe buty chłopaka mojej mamy co mnie bardzo ucieszyło bo go nie lubię )
aganica - 14-01-2010, 23:33
goldi845 napisał/a: | nowe buty chłopaka mojej mamy co mnie bardzo ucieszyło | Chyba za ten wyczyn jej nie nagrodziłaś? rozumiem że sprawiła Ci przyjemność ale utrwalenie takich nawyków niekoniecznie jest dobre ..
goldi845 - 14-01-2010, 23:42
nie no powiedziałam jej nie wolno i kazałam iść na miejsce
Bruno92 - 01-04-2013, 23:41
Od stycznia mam czekoladowego labradora. Zabrałam go ze schroniska. Była to decyzja spontaniczna, nieprzemyślana, ale i najlepsza, jaką mogłam wtedy podjąć.
Wabi się Bruno. Ma ok. 2-3 lat wg. weterynarzy.
Nie miałam z nim praktycznie żadnych większych problemów: Bruno jest bardzo grzeczny, ułożony, wierny i oddany. Uwielbia zarówno spacery pełne ruchu, jak i leniuchowanie na swojej kołderce
Z początku największym problemem było zostawianie go z innymi członkami rodziny. Chodził za mną lub za narzeczonym, nie odstępując nas na krok. Z reguły było mi go żal i w ten sposób wchodził ze mną nawet do łazienki. Moje wyjścia z domu były raczej dramatyczne. Trudno było odwrócić uwagę psa, zamknąć go w pokoju (oczywiście nie samego!), odciągnąć od drzwi. W rezultacie biedaczysko pchało się w taki sposób mi pod nogi, że nie dość, że się prawie wywracałam, to dodatkowo ono same nie raz oberwało drzwiami.
Kiedy wracałam do niego jak na skrzydłach on... nie cieszył się prawie wcale. Było mi trochę przykro, myślałam, że może nie przypadłam mu do gustu, albo labek jest taki "anemiczny". Teraz myślę, że to była kwestia zaufania. On nie czuł się jeszcze pewnie.
Teraz wszystko jest całkowicie inaczej: Bruno już nie zachowuje się tak desperacko, kiedy muszę wyjść. Jest bardzo grzeczny kiedy zostaje z moimi rodzicami. Jest pełny entuzjazmu kiedy wracam do domu, cieszy się i nie odstępuje mnie na krok, ale całkowicie inaczej to wygląda: nie jest to desperackie ratowanie się przed samotnością, a po prostu czysta sympatia. Widać, że odzyskał już w jakimś stopniu zaufanie do człowieka i to baaaardzo mnie cieszy.
W pierwszym tygodniu po adopcji szukałam jego właścicieli. Trudno mi powiedzieć dlaczego. Z jednej strony byłam niepewna, czy będzie mu dobrze w moim domu, z drugiej strony ciekawa tego, czy ktoś go szuka. Gdyby okazało się, że zaginął i że gdzieś czekają na niego dzieci, kochający właściciele, pewnie, z ciężkim sercem, ale jednak, oddałabym go. Przejrzałam jednak wiele ogłoszeń, fora internetowe (między innymi to i inne podobne w zakładkach "zagubiono"), strony schronisk, ale nie znalazłam nic, żadnego śladu.
Teraz.. oddanie go nie przyszłoby mi do głowy. Moja rodzina i przyjaciele pokochali Bruna. A ja myślę i mam nadzieję, że jest szczęśliwy.
Ryniu - 03-04-2013, 21:18
fajny temat się "poruszył z miejsca"
Monisiaczek - 10-04-2013, 12:19
Ooo, nawet nie widziałam, że jest taki fajny temat
Dzięki forum mam dwa adoptusie
Obydwoje z łańcucha
Historia Samby: http://forum.labradory.org/viewtopic.php?t=6021
i Skippera: http://forum.labradory.or...?t=8148&start=0
W wolnej chwili postaram się opisać, z czym udało nam się wygrać, a co jeszcze wymaga pracy
aganica - 10-04-2013, 16:17
Dawno tu nie zaglądałam.. przez te lata ..dołączył do mojego stada, jeszcze jeden adoptynek.
Gdyby ktoś mi powiedział, że wezmę kolejnego psa to... najpierw bym wyśmiała a potem posądziła o złośliwość a jednak..... nigdy nie wiemy co los nam przyniesie.
Początek był straszny, nie użalałam się /chciałaś to masz bym usłyszała/
Nowy pies sprawił że w moim domu..wszystko przewróciło się do góry nogami.
Dziewczyny go dominowały /może i dobrze bo nie w głowie mu są amory, szanuje ich niezależność/
Ktoś powie labrador...masz jednego..poradzisz sobie z każdym następnym - bzdura - każdy pies jest inny, inne zachowania, traumy, wizualizacje rzeczywistości.Każdy był wychowywany w innych warunkach, uczony czego innego ..inaczej.
Zanim człowiek dojdzie do unormowania życia w stadzie... beczkę soli musi zjeść.
Zanim nauczy stado żyć w harmonii, razem spacerować, jeść, spać..razem.. straci połowę zdrowia i bywa że... ma wszystkiego dosyć ale..niema nic piękniejszego od rozmerdanych ogonów, emanującego miłością spojrzenia i mokrego nosa...psa adoptowanego
figula1 - 10-04-2013, 17:24
Wszystkim czterema kończynami mogę podpisać się pod tym, co napisała aganica
Ja również mam 3 adoptusie,samca i dwa suczydła. Zanim nauczyłam się ich, a one mnie, parę razy przeciągnęly mnie po trawie, teraz spacery z tą trójką klasową przebiegają w miarę sprawnie choć zawsze podnoszą mi poziom adrenaliny. Bono, co prawda trochę się uspokoił, ale nie lubi obcych psów i muszę tak lawirować, żeby obce psy omijać szerokim łukiem. I cały czas mam w tyle głowy, że psy w stadzie zachowują się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy są pojedyńczo. Łatwo nie jest, ale za to w domu stadko jest zakolegowane i rzeczą BEZCENNĄ jest ich radość w oczach , śmigła kręcone ogonami, przytulanki do mnie, gorzej jak przytulić się chcą wszystkie 3 naraz, bywa, że muszę salwować się ucieczką . Żal tylko, że nie mogę już pomóc następnej labradorowej bidzie w ten najbardziej pożądany sposób - dając dom. Choć nigdynie mów nigdy
Monisiaczek - 11-04-2013, 11:52
aganica, figula1, zgadzam się. Każdy pies to "inna bajka".
figula1 napisał/a: | Choć nigdy nie mów nigdy |
Tu też się zgodzę. Adopcji Skippera w ogóle nie planowałam. Marzyłam, że Samba będzie miała kiedyś, w przyszłości (czytaj: za kilka lat), towarzystwo bruneta/brunetki i raczej w podobnym do niej wieku, a nie takiego wielkiego, młodego oszołoma No ale cóż... samo życie... Jednak nie składam broni i może kiedyś jakiś czarnuszek u nas się zadomowi
LukaszByczyk - 19-04-2013, 23:01 Temat postu: Polecam adopcje z schroniska Balbina adoptowana w Listopadzie 2012 jako ok 9 miesięczna suczka. Dzień adopcji pamiętać będe długo! W schronisku w Poznaniu byliśmy 0,5h przed rozpoczęciem godzin ich pracy. Brama zamknięta zimno itd. Ale w głowie tylko jedna myśl ten piesek musi być mój. Udało się choć co ciekawe w ten sam dzień o 10 min później przyszły 2 kobiety adoptować właśnie tego pieska. Jeszcze mnie pytały czy jestem pewien co do adopcji. Pozdrawiam je teraz ale moja odpowiedź jest taka sam jak wtedy, gdybym nie był zdecydowany to nie przyjechał bym 0,5h przed rozpoczęciem pracy schroniska! Balbina jest ideałem psa adoptowanego. 0 problemów. Na początku mocno gubiła sierść ale to normalne. Szybko zaakceptowała mnie i całą rodzinkę. Nigdy nie nabrudziła w domu raz zdarzyło jej się wymiotować jak wypiła olej z frytkownicy. Nikogo z ludzi nie ugryzła, ale na obcych warczy i szczeka, nad tym jeszcze pracuje z nią, inne psy akceptuje i szybko nawiązuje z nimi kontakt bawią się. Balbinaka w dniu adobcji była całkowicie zdrowa i w bardzo dobrym stanie psychicznym jak i zdrowotnym. Nie wiem dlaczego zdecydowałem się na adopcję tego pieska. Prawdopodobnie dlatego że jest taka piękna Zachęcam wszystkich nie zdecydowanych do adopcji ponieważ uważam, że warto i należy pamiętać, że "pies ze schroniska kocha mocniej". Życzę wszystkim nowym właścicielom adoptowanych piesków samych sukcesów i 0 problemów w wychowaniu!!!
pozdrawiam
Łukasz i Balbina adoptowana z schroniska PŃ
IKER - 20-04-2013, 19:59
Ciekawy temat Mam nadzieje ze może ktoś kolejny czytając te posty podejmie decyzje o adopcji jakiegoś biedaka.Sam nie wiem w sumie czy samodzielnie podjąłbym te decyzje o adopcji psa,tu ukłony dla Effcyk Po wielu rozmowach i przemyśleniach o plusach i minusach zdecydowałem się ominąć uroki i kłopoty wychowania szczeniaka na rzecz odruchu serca czyli adopcji.Nie ma co ukrywać ze lekko nie jest,dorosły pies ma swoje nabyte zachowania i odruchy,balem się tez o rodzinę szczególnie o dzieci czy nie będzie problemów (szczególnie o małego syna) .Ale po sprawdzeniu psa przez Basie( dziękuje serdecznie po raz kolejny ) pojechałem na Slask po mojego wymarzonego laba . To nic ze zwymiotował mi w aucie,to nic ze pokopał na ogrodzie dziury jak leje po bombie,to nic ze zjadł torbę na laptopa czy tez kilka innych rzeczy w domu ,bo to wszystko rekompensuje widok tego wariata jak się cieszy po moim powrocie z pracy.Widok Dizla biegającego z dziećmi po ogrodzie,wspólne spacery,merdający ogon nawet jak wyjdę do garażu na 10 sekund oraz łeb psa gdy kładzie mi go na kolanach domagając się pieszczot utwierdza mnie ze decyzja była słuszna i przy okazji jakiś dobry uczynek zapisał się tam wyżej
aganica - 21-04-2013, 05:44
IKER napisał/a: | Sam nie wiem w sumie czy samodzielnie podjąłbym te decyzje | No właśnie
90% społeczeństwa wychodzi z założenia, że dorosły pies nie da się ułożyć, skoro ktoś go nie chciał to ... musi być spaczony psychicznie i do niczego się nie nadaje /bzdura/
Wolą szczeniaka, ufając w swoje umiejętności szkoleniowe ..twierdząc.. wezmę/kupie szczeniaka i ułożę go odpowiednio do swoich potrzeb.
Jakie jest zaskoczenie, gdy po roku/dwóch się okazuje, że nie jesteśmy szkoleniowcami, nie potrafimy zapanować nad potencjałem szczeniaka i zaczynają się problemy.
Pies z adopcji... miewa problemy ale, też można go ułożyć, przyzwyczaić, nauczyć egzystencji w naszym domu. Pies uczy się całe życie i tylko od nas zależy jak będzie się zachowywał.Tylko nasza mądrość sprawi, że będzie kochanym członkiem rodziny.
Nie twierdzę że jest łatwo /bo nie jest/ ale.. widzę duże plusy w adopcjach .
Przede wszystkim, pies najczęściej jest sprawdzony przez domy tymczasowe, wiemy czego się spodziewać, z czym się musimy zmierzyć. Często pies jest już nauczony, podstawowych zasad i tylko, wystarczy mądrze z nim postępować a ..
IKER napisał/a: | wszystko rekompensuje widok tego wariata jak się cieszy po moim powrocie z pracy.Widok Dizla biegającego z dziećmi po ogrodzie,wspólne spacery,merdający ogon nawet jak wyjdę do garażu na 10 sekund oraz łeb psa gdy kładzie mi go na kolanach domagając się pieszczot utwierdza mnie ze decyzja była słuszna i przy okazji jakiś dobry uczynek zapisał się tam wyżej |
pado - 21-04-2013, 15:15
Moje oba Słoneczka to psiaki z adopcji. Dejzi miała 9 miesięcy jak zamieszkała z nami, więc to jeszcze szczeniaczek był. Natomiast Baruś miał 2 lata i też obawiałam się że to już dorosły chłopak, ma swoje nawyki itd. Nic bardziej mylnego!!! Od początku nie sprawiał żadnych problemów. Zachowywał się tak, jakby mieszkał z nami od zawsze. Naprawdę nie należy obawiać się adopcji dorosłego psa.
nikolajewna - 21-04-2013, 15:45
aganica napisał/a: | skoro ktoś go nie chciał to ... musi być spaczony psychicznie |
przyznam, że i my mieliśmy tego typu obawy. W głowie mi się nie mieściło, że ktoś chce oddać psa, z którym żyło się niemal 4 lata (bo żona w ciąży, a mąż w rozjazdach bla bla bla). No, ale decyzja zapadła. I nasz pierwszy dzień, spacer- a ten mi się jeży na każdego psa! Se myślę, że agresor mu się jakiś włącza i się nieco przestraszyłam. Potem zorientowałam się, że to nie agresja, a chyba bardziej ciekawość Pies nie wyglądał na zestresowanego, pewnie myślał, że to wakacje. Podobno w czasie urlopu zajmowali się nim rodzice, znajomi tamtych ludzi, więc był przyzwyczajony.
Ogólnie Dragon to niemal pies ideał. Trochę ciężko uczy się i po części to moja wina (czasem brak cierpliwości). Ale ja po prostu mówię, że to sportowiec a nie intelektualista
Dragon niczego nie niszczy (chyba, że liczyć dziurę w kształcie serca we frisbee ), nie załatwia się w domu, ogólnie nie sprawia kłopotów. Jedyne czego żal to fakt, że nie jest zbyt towarzyski. Chociaż i tak jest lepiej, bo toleruje lub olewa psy i wykazuje wobec nich większą cierpliwość, ale zupełnie nie potrafi się z nimi bawić. Ale każdy ma "wady"
Kocham tego gnojka całym sercem. Jest moim synusiem i wzbudza we mnie same pozytywne emocje, a możliwość głaskania go bardzo mnie uspokaja. Ani przez moment nie żałowaliśmy decyzji.
Może i fajnie mieć szczeniaka, obserwować jak się rozwija, jak z ciapowatej kluski staje się dorodnym psiakiem, ale i tak wiem, że jeśli kiedyś coś to tylko z adopcji.
Monisiaczek - 07-06-2013, 14:35
nikolajewna napisał/a: | Jedyne czego żal to fakt, że nie jest zbyt towarzyski. |
To ja mam znowu w drugą stronę Skipper jest aż nazbyt towarzyski wobec ludzi, psów i innych stworzeń. Koniecznie musi wszystkich powitać. Gdy jest na smyczy, to pół biedy, drobna korekta i jest OK, ale na łąkach...
Podczas spacerów Samba plącze mi się pod nogami, a Skipper tylko wypatruje nowych kumpli lub ofiar. Gdy biega luzem i zobaczy kogoś (człowieka lub psa) to odwołanie go graniczy z cudem Cieszy mnie tylko to, że po kastracji jego światopogląd uległ znacznej poprawie i teraz ma zazwyczaj pokojowe zamiary względem pobratymców Szkoda, że potencjalnego towarzysza zabawy jest w stanie wypatrzeć znacznie wcześniej niż ja. Chyba muszę się uzbroić w jakąś lornetkę
Razem z Sambą tworzą też zgrany duet myśliwski. Samba wystawia, a Skipper ściga ile sił w łapach bażanty, sarny i, co najgorsze, dziki
Cały czas pracuję nad przywoływaniem. To obecnie chyba moje największe zmartwienie wychowawcze.
klaudia1234 - 28-07-2013, 12:07
Można powiedzieć że my też zaadoptowaliśmy Nera.
Na początku był po prostu biszkoptowym dywanikiem, który cały dzień leżał i chrapał na swoim posłaniu i nie zwracał uwagi np. na to że właściciel wrócił do domu itp.
Nie miał potrzeby takiej jak głaskanie, moja uwaga itp. Dopiero okazywania miłości do człowieka nauczył się od moich psów. Zobaczył że jak przychodzę do domu to się witają ze mną, mają potrzebe zwr^cenia na siebie uwagi itp. Teraz po prawie roku odkąd mamy nera też nie jest idealnie, bo np. nie widać po nim takiej radości jak po moich psach ale jestduuużo lepiej niż na początku.
Mamy problem jeszcze z przywoływaniem i skupieniem się na danej rzeczy...
Niestety jego były właściciel nauczył go różnych sztuczek, ale tych podstawowych umiejętności jak przychodzenie na zawołanie, skupienie się na właścicielu a nie na 100 innych czynnościach niestety już nie nauczył.
Ale powoli korygujemy braki w zachowaniu i są jakieś malutkie postępy.
Nero jest najukochańszym labiszonem pod słońcem i to że uratowaliśmy go z losu psa podwórkowego wuażam za absolutny obowiązek, poza tym już od 2 lat miałam zamiar kupno labka i z dnia na dzień spotkała mnie taka niespodzianka w postacj Nera.
Małgosia35 - 28-07-2013, 18:28
Fajny temat,nawet nie wiedziałam ,że taki tu istnieje
Mój pierwszy psiak może nie był tak na 100% adoptowany,przechodził z rąk do rąk ,koleżanka przyszła z nią do nas na rękach ,miała wtedy jakies 10 tygodni i 2 czy 3 właścicieli za sobą.:(
Nie myśleliśmy wtedy o psie jakimkolwiek ,niedługo miało się pojawić dziecko na świecie,i nikt nawet nie myślał o psie zwłaszcza o szczeniaku.
No ale szczeniaczek wpadł do domu,obskoczył wszystkie kąty,pogonił kota zjadł koteczkowi wszystko co miał w misce ,wskoczył mężowi na kolana i ..zasnął I tak na tych kolanach już została.
Jakoś tak obydwoje wiedzieliśmy bez słów ,że szczeniaczek zostaje,nie było innej opcji.
A w sumie to nawet nie było wiadomo co z tego szczeniaka wyrośnie.
Wyrosła duża ,wielkości i wyglądem przypominająca goldena suczka,najukochańsza na świecie
Nie było z nią praktycznie żadnych problemów wychowawczych,całe życie chodziła bez smyczy,najch ętniej przy nodze choć nikt jej tego nie uczył.Oj ,jak mi dzisiaj tego z Klockiem brakuje
Problemy miała za to ze zdrowiem,najpierw takie mniej poważne ,całe własciwie życie zmagała się z chorymi uszami,później doszły problemy ze stawami. Tak mi się przynajmniej zdawało ,bo żaden lekarz nigdy nie postawił jasnej i 100% diagnozy.
W starszym wieku już często bywały momenty,że nie była w stanie nawet chodzić. Do tego mieszkaliśmy na trzecim piętrze,często problemem było wejście czy zejście po schodach.
Byliśmy właściwie skazani na jednego lekarza ,do którego można było dojść pieszo,bo Asta za żadne skarby nie wsiadła do żadnego środka lokomocji,przystanki autobusowe omijała szerokim łukiem.
W gorszych dniach-tygodniach dostawała zastrzyki,aby mogła w miare normalnie funkcjonować,niestety zastrzyki sterydowe ,którch skutkiem ubocznym była prosta droga do cukrzycy,o czym gdzieś tam wyczytałam ,dowiedzialam się niestety jak już Asty z nami nie było.
Była z nami 13 lat,niestety pewnego dnia już nie wstała.. przestała jeść ,pić, potrzeby załatwiała bezwiednie ,pod siebie.. Mimo próby leczenia ,jednej ,drugiej ,jej stan nie ulegał poprawie nawet w minimalnym stopniu. Jedyne co nie uległo zmianie to jej merdający ogonek na nasz widok..
Przeżyliśmy to strasznie,i każdy chyba ma taki moment po stracie psa,że mówi : nigdy więcej żadnego innego.
Minęły 3 lata,i pojawił się Klocenty,wynaleziony gdzieś w ogłoszeniach,niby też nie adoptowany ale DZISIAJ to wiem,że pewnie wyrwany z jakiejś pseudo,gdzie był tylko kolejnym szczeniakiem na którym można zarobić..Gdzieś na forum opisywałam też jego przybycie do nas.
I jakoś tak marzy mi się kolejny labrador(choć niekoniecznie lab) ,decyzja w sumie już zapadła,problem jedynie z logistyką ,ale będzie napewno.
Niewiem,wydaje mi się ,że człowiek dojrzewa po prostu do takich decyzji,że jesli chce się drugiego czy trzeciego psa w swoim domu ,to bardzo często bywają to własnie takie bidy po przejściach..
Mam mnóstwo obaw z tym związanych,nasz rezydent też do ideałów nie należy ,do tego 2 koty,ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić ,że możemy NIE adoptować jakiegoś potrzebusia.
Może to trochę jak wyzwanie,w sumie to przeszkody czy problemy są po to zeby je pokonywać.
LukaszByczyk - 31-07-2013, 21:04
Z moich obserwacji wynika, że Balbina pochodziła raczej z bloku. Szczeka jak ktoś dzwoni do drzwi albo jak ktoś z domowników schodzi z piętra. Tu widać poprawę bo już na to nie reaguje. Widać też jest, że osoba która ją oddała do schronisk bądź porzuciła była dorosłym mężczyzną budowy mojego ojca ;p (grrrrubas). Po adopcji Balbiny mój ojciec był przez nią ciągle obszczekiwany i mam wrażenie, że ciągle się Balbina Go boi. Widać, że była karmiona fast foodami jak widzi torbę z Mc Donald czy KFC to ślinka leci jej strugami . Jedyny problem z którym mam problem to szczekanie na obcych i wrodzona do nich nieufność. Bo włażenie na kanapę i na moje łóżko uznaliśmy za błąd wychowawczy poprzednich właścicieli
klaudia1234 - 03-08-2013, 16:56
LukaszByczyk napisał/a: | Bo włażenie na kanapę i na moje łóżko uznaliśmy za błąd wychowawczy poprzednich właścicieli |
My tak samo, ale potem ulegliśmy
Bardzo dobrze że są ludzie dla których los potrzebujących nie jest obojętny. Niestety takich "dobrych dusz" ze świecą szukać...
Sobcia - 11-09-2013, 15:37
My mamy w sumie 3 adoptusy. Ich historie po kolei. Gdy zapadła decyzja o pojawieniu się psa w domu wiedziałam że będzie to adopcja lub przygarnięcie. Córka marzyła o goldenie, więc przeszukałam internet i znalazłam ogłoszenie „oddam w dobre ręce goldena” Samym przeżyciem była podróż po psa, transport samochodowy zawiódł, ale desperacja była ogromna więc wsiadamy z córką w pociąg i z 2 przesiadkami docieramy pod wskazany adres. A tu za bramą stoi brązowa bida, chuda, brudna i nie golden tylko prawdziwy labek. Scooby doo nazwała go córka i tak zostało. Powrót był koszmarem, bał się wsiąść do pociągu. Skobeczek miał jedną okropną wadę, przy każdej okazji uciekał. Potrafił znaleźć i przecisnąć się przez najmniejszą niedoskonałość ogrodzenia. Otwarte nieopatrznie drzwi domu już dawał w długą. Ile się za nim nabiegałyśmy, naszukałyśmy ile razy straciłyśmy nadzieję że wróci. Ale po dłuższym czasie ogarnął się i zaprzestał samodzielnych wycieczek. Już ze Skobeczkiem poznałyśmy pana Luki i Blondyna, męża. Skracając maksymalnie historię. Więc były 3 laby. Kiedyś cała trójka nawiała , podejrzewamy że szukały męża będącego w dłuższej delegacji. Tragedia, dzień, dwa, tydzień nie ma , ogłoszenia o zaginięciu wszędzie, policja, weterynarze, schroniska. Po tygodniu znalazły się, zadzwoniło schronisko. Pędzimy na skrzydłach. Są!!!! I wtedy zapada spontaniczna decyzja, z wdzięczności że się znalazły dajemy dom labkowi ze schroniska. Obietnica została dotrzymana, mąż na stronie internetowej schroniska znajduje Toffika 9-letniego labka, którego porzuciła właścicielka. Poszukiwano mu domu na Waszym forum http://forum.labradory.or...der=asc&start=0 Na miejscu powiedziano nam że znaleziono właścicielkę ale ona go już nie chce!!! To co zobaczyliśmy przeszyło nasz dreszczem. Labek przerażony siedział w kojcu z husky'm, nie chciał wyjść z budy, husky mu nie pozwał jeść, pogryzł po pysku i uszach. Bieda z nędzą. Zagłodzony i przerażony 9 letni labrador by tam po prostu umarł. Bo raczej nie miał szans , że ktoś go przygarnie. Z Toffikiem był problem wychowawczy. Kompletnie niesocjalizowany pies. Nie rozumiał żadnych komend. Gdy tylko byliśmy w jego zasięgu skakał na nas jak pchła i podgryzał. Nic nie rządziło, ani zostań, nie wolno, na miejsce. Na spacerach ciągnął tak że wyziewałam ducha (hm jak na 9- lat miał pary za dwóch), smycz wrzynała się w rękę. Ale powoli jego napastliwość się normowała, widząc nasze psy wzorował się chyba na nich i powoli zrobił się posłuszny. Trochę to trwało. Gdy pojechaliśmy po Toffka do schroniska , szukając go między kojcami zobaczyliśmy młodego labka czarnego jak smoła diabełka, który wyciągał łepek do głaskania przez kraty. Pamiętam słowa męża " wiem że jestem szalony ale nie zostawimy go tu" I tak wróciliśmy z dwoma labkami, pracownicy powiedzieli nam, że właścicielka do jego wychowania używała paralizatora, bo był wg niej nie do okiełznania. Faktycznie miał ślady powypalanej sierści. Black – dwulatek był u nas parę dni , bo zakochała się w nim moja mama. Ponieważ była w strasznej traumie po śmierci mojej siostry, postanowiliśmy go jej podarować. I to był strzał w dziesiatkę. Ten rozbrykany , nieokiełznany z ADHD psiak przywrócił jej chęć do życia. Mama zwariowała na jego punkcie , ma o kogo dbać i rozpieszczać. Jest najlepszym przykładem na to że "Labrador jest jak plaster na skołataną duszę, przy nim smuteczki nigdy nie trwają długo "Blekuś – jak nazywa go mama też dawał w kość na początku. Był nieokiełznany, niewychowany i bezkarny. Na początku leciały doniczki z kwiatkami, dywany zmieniały miejsce a i obrus z zastawą nieraz lądował na ziemi. Ale powoli się wyciszył. Nigdy nie żałowaliśmy swoich decyzji. Widząc Toffika , który pełen życia i wigoru i szaleje z nasza 10 letnią Luką serce się raduje.
klaudia1234 - 12-09-2013, 18:47
Sobcia, Takich ludzi jak Wy to ze świecą szukać....
Świetna robota
Małgosia35 - 12-09-2013, 20:48
Sobcia, piękna historia
Sarrai - 13-09-2013, 07:24
Wspaniałe historie..
evecious - 13-09-2013, 08:25
Wow aż się wzruszyłam! piękna historia a Wy jesteście wspaniałymi ludźmi
Chelsea - 13-09-2013, 09:12
Sobcia, jesteście wspaniali
justynamalina - 13-09-2013, 11:13
Sobcia, ależ wzór!
ja bym chciała kiedyś jeszcze adoptować czekoladową suczkę.
Roko to nasza pierwsza adopcja (psa, bo kota wzięliśmy już wcześniej). I szczerze mówiąc na Roko trafiło przypadkowo. Mój narzeczony chciał koniecznie, koniecznie starszego psa, takiego jakiego nikt nie chce. Ja przyznam, że stchórzyłam... Bałam się, że się przywiążę, że szybko odejdzie, że nie będę wiedziała jak się zająć nim... Dlatego mimo tego, że interesowaliśmy się psami już większymi, zadzwoniliśmy w sprawie Roko żeby od szczeniaka poznać co i jak. Dokształcić się i wtedy kiedyś, w przyszłości, przy dobrych warunkach myśleć o innych adopcjach.
O ile komuś nie zależy na rasowym psie - adoptujcie, jest tyle niechcianych psiaków!
MOCCA - 07-03-2014, 21:21
Miło się czyta te wszystkie posty o adopcji wraca wiara że są dobrzy ludzie. My z mężem mamy labradorkę która jest zakupiona ale za to dwa koty i jeden pies to przybłędy nasza druga suczka jest kundelkiem wychowana u nas od 7 dnia wykarmiona noce nie przespane weterynarze nawet za free leczyli ją nie dając wiele szans na przeżycie ale my wierzyliśmy i udało się wyrósł zdrowy kawał CHOLERY zjadła materac poszewki wszystkie komplety dwie kraty odgradzające piętro kanapę laptopa i kilka innych rzeczy, a żeby było mało to wielbi koty jak bogów nie wiem z jakiej to mitologi ale ona nie wyrabia jak je widzi. Oczywiście kochamy ją śpi z nami nawet między nami w nogach labradorka a na nogach koty budzę się połamana ale za to mi ciepło.
pozdrawiam
aganica - 07-03-2014, 22:53
MOCCA, Jak bym własny dom widziała Stado adoptusiów psich i kocich... wylegujących się na mojej głowie, moich nogach..szyi, piersi.. W nocy się budzę bo mi tchu brak, myślę że...zmora mnie dusi a... to jeden z moich kotów właśnie na mojej klacie smacznie chrapie
Ludzie mówią żem wariatka... dom w przytulisko zamieniłam ale.. to "mój cyrk i moje małpy "..ja tak lubię, kocham i wszystkim wara od mojego świata.
Nie wyobrażam sobie życia bez mojego zwierzyńca..
Trzy psy...trzy koty..wszystko z odzysku.
To nic, że ciuchy w lumpeksie kupuję...tipsów nie robię, na kosmetyczkę mnie nie stać ale....
ci inni ludzie nie wiedzą co tracą, nic nie zastąpi czułego mruczenia, wiernego przytulania no i ...tych spacerów nocą.
Ci normalni ludzie siedzą przed telewizorem bo samemu na spacer nie bardzo wypada iść a ja.... ja o każdej porze dnia czy nocy...idę..idę w najciemniejsze zaułki miasta bo...mam wiernych przyjaciół,obrońców i ....nie straszna mi noc czy zawierucha
mufiasty - 08-03-2014, 20:27
U mnie jest podobnie. Mam 3 przygarniasy (2 z ogłoszeń i 1 z ulicy).Z pełną odpowiedzialnością i świadomością dałam im dom wiedząc, że zostaną ze mną do końca swych dni. Nie wyobrażam sobie innego życia chociaż nie zawsze jest łatwo. Nie mieszkam sama, mąż (1 od 23 lat……już), dzieci (3) ale wszyscy bardzo mi pomagają. I nie przeszkadza mi (nam) to jak trzeba pozbierać sierść w mieszkaniu, kupy na trawniku (domena mojego męża) i niemiłosierne chrapanie Huga . Bardzo mi żal, że nie mogę pomóc innym psiakom, patrząc na te wszystkie nieszczęścia które ich spotykają. A jak ktoś tego nie rozumie … to trudno, …ja (my) wiemy, że w dobrą stronę idziemy ……..
Krystian - 22-04-2014, 21:55
Byliśmy zaraz po ślubie kiedy w lipcu 2002 roku zaadoptowaliśmy pierwszy raz kundelka "Gucia" ze schroniska w Szczecinie. Był świetny, przeżył z nami 11 lat. Na osiedlu wszyscy go znali i mówili, że to najmądrzejszy pies. Chorował na padaczkę, ale dawaliśmy radę. Jednak ostatnie dni to była dla niego już naprawdę męczarnia więc podjęliśmy z bardzo ciężkim sercem decyzję o eutanazji, ryczałem jak bóbr.
Powiedzieliśmy sobie, że nigdy więcej psa - tak się jednak nie da. Od listopada 2013 roku przez dwa miesiące mieliśmy u siebie suczkę labradora Rolkę (7 miesięczną, kupiliśmy ją z hodowli), straszna wariatka i niestety musieliśmy ją oddać. Zadbaliśmy, by trafiła w dobre ręce, do dobrego domu. Wspomnę tylko, że dziewczyna, do której trafiła była upośledzona, a dzięki właśnie Rolce zaczęła się wreszcie uśmiechać. Mama tej dziewczyny była strasznie szczęśliwa, że dzięki Rolce jej córka zaczęła być radosna. Bez psa jednak się nie da. Długo nad tym myśleliśmy i drugi raz zaadoptowaliśmy - 29.03.2014 roku. Teraz z nami jest sunia labunia, nasz syn dał jej na imię Rika. Nikt jej nie chciał bo to już ośmioletnia dama, jednak u nas jest jej fantastycznie, a i nam już nie brakuje nikogo w domu.
Monisiaczek - 23-04-2014, 13:16
Krystian napisał/a: | Nikt jej nie chciał bo to już ośmioletnia dama |
Nie wiedzieli, co tracą
Krystian, witamy w klubie adoptusiów
Anusiax - 14-06-2014, 20:31
Hmm, chcąc napisać tu naszą historię zaczęłam myśleć jak to się zaczęło... i chyba będzie za długa ta opowieść, choć i tak skrócona do minimum...
Będąc w 5 klasie podstawówki zostałam właścicielem szczeniaczka Cezara. Był to mieszaniec, czarnulek podpalany na łapkach i z białym krawacikiem. Miał masakryczną ilość kleszczy na sobie, które tata z niego cierpliwie wyłuskiwał. Potem pies się odwdzięczał takim ciapaniem zębami Teraz jak sobie przypominam jaki był z niego gagatek to chyba musiał mieć coś z labka
Po pół roku dostałam szczeniaka owczarka kaukaskiego. Był to najpiękniejszy pies i najłagodniejszy misio jakiego miałam okazję poznać - Kacper się nazywał. Groźny był tylko z wyglądu bo duży Jemu nie chciało się uczyć sztuczek, trudniej mu nauka przychodziła. Kochał za to jedzenie i dzięki niemu Cezar zaczął jeść a nie wybrzydzać. Tak, tak, Kacper zjadał swoją miskę, potem Cezara więc ten drugi chodził głodny i zaczął jeść a nie zostawiać sobie "na potem".
Jednak obydwa psy były psami podwórkowymi. Chciałam bardzo jakiegoś sierściucha w domu. I tak w 1999roku, podczas kwesty WOŚP kupiłam szczeniaka piczerka/ratlerka. Oczywiście mieszaniec niewiadomego pochodzenia. Przyjechała ta mała, ruda kuleczka autobusem, schowany w plecaczku i tak, Gacek dołączył do stada. (Jednak rude to to i wredne nie mnie sobie na Panią wybrało a mojego tatę Po jakimś czasie, Gacek został tatusiem i w ramach "podziękowania" do naszego grona dołączyła suczka Tosia. Córunia mamuni czyli moją mamę za szefa uznała a i charakter do niej zbliżony też ma
Pierwsza suczka w stadzie, brak wyobraźni i nie upilnowanie jurnego Gacka doprowadziło do ciąży. O czym dowiedzieliśmy się baaardzo puźno, w zasadzie pierwsze podejrzenia mieliśmy dopiero na kilka dni przed porodem I tak w 2006r w domu pojawił się nowy przybysz Tofik. Stado więc liczyło już 5 psów.
Decyzja zapadła, suczka i tyle psów to nie był dobry pomysł więc Tosia pod nóż - sterylizacja.
Sielanka nie trwała długo bo w 2009 roku w niewielkich odstępah czasu pożegnałam Cezara a potem, mimo walki, Kacpra. Stawy biodrowe u niego nie wytrzymały, leczenie, zastrzyki pomogło na 2 tygodnie. Cierpiał, musiałam podjąć decyzję o jego uśpieniu. Na szczęście wet przyjechał do nas, więc Kacper odszedł na swoim podwórku, po którym biegał 15 lat, w moich ramionach. Trudno o tym pisać, jeszcze trudniej to przeżyć.
Myśl o labradorze zapewne powstała patrząc na zdjęcia, filmy bo to przecież najpiękniejsze psy na świecie. Poznanie suni Abi tą myśl utrwaliło i zaczęłam na ten temat czytać. Bo to już miała być moja dorosła decyzja a nie pies rodziców. Bałam się jak zareagują obecni mieszkańcy domu. Szczęściem trafiłam na forum, które jest kopalnią wiedzy o psach tej rasy. I już byłam pewna - jeśli pies tej rasy, to na początek dorosły pies. Mąż się zgodził (bo cóż innego mu pozostało) chciał tylko najpierw takiego psa zobaczyć na żywo aby przekonać się co do jego wielkości. I tu wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.
Dzień po rozmowach na temat adopcji dorosłego psa (rozważaliśmy wzięcie psa ze schroniska) koło mojej posesji błąkał się labrador. Przygarnęłam gadzinę (oczywiście przyszedł na kiełbaskę). Zrobiłam mu zdjęcia i ogłaszałam na forach o labkach (również tutaj) i tak, zadzwoniła do mnie Pani Ania (ANNA-MAJA) fantastyczna, ciepła kobieta o wielkim sercu z którą nie da się krótko rozmawiać więc zarówno o znalezionym psie jak i o naszych planach co do przygarnięcia psa jej opowiedziałam.
Dzięki przygarniętemu na chwilę psu, mąż mógł labka poznać bo znajda została u nas na noc (właściciel odebrał psa następnego dnia) a we mnie Pani Ania zasiała ziarno nadziei na psa. Tak zaczęła się procedura adopcyjna, wizyta Pani Ani z Fifi, która szybko przeprowadziła test wytrzymałości psich zabawek obecnych w domu i czekaliśmy na decyzję czy nadajemy się czy nie. Finał znacie. Jesteśmy szczęśliwą rodzinką z Leksiem bez którego nie wyobrażam sobie już życia.
Yogi - 07-07-2014, 17:26 Temat postu: Yogi Yogi trafił do nas ponad rok temu, ma ok. 10-11 lat, ile naprawdę nikt nie wie. Jest to pies marzenie , nie załatwia się w domu, daje rano pospać, uwielbia kota. Nie wiem jak to się stało, że wygłodzony błakał się po Bydgoszczy, czemu aż miesiąc siedział w schronisku, bo tak wspaniałego psa jeszcze nie miałam. Zawsze merda mu ogon, zawsze zadowolony , no i zawsze głodny. Nie przeszkadza nam ani jego dysplazja, ani brak oka po amputacji , dla nas jest najpiękniejszy. Jednego tylko się boję , że za jakiś czas, krótszy niż przy szczeniaku będziemy musieli się rozstać. Prawdą jest , że starszy pies kocha najbardziej na świecie i najbardziej potrzebuje domu
|
|