forum.labradory.org

Szkolenie - Szkolenie psa "w terenie"

BlueDiego - 30-05-2008, 01:43
Temat postu: Szkolenie psa "w terenie"
Do nauki niektórych czynności "myśliwskich", trzeba psa właściwie przygotować aby uniknąć niespodzianek w trakcie szkolenia. Jest kilka podstawowych rzeczy, które muszą być przećwiczone "na blachę". Są to komendy "do mnie" (gwizdek i głos), "siad i zostań" (do 20 minut - lub "waruj i zostań") - wg gwary myśliwskiej jest to tzw. "odłożenie". Pies musi spokojnie czekać bez wydawania jakichkolwiek dźwięków, niezależnie od wydarzeń (strzały, biegnąca zwierzyna, ptaki). Ta komenda pozwala na przygotowanie przez pańcia ścieżek tropowych dla nauki pracy z wiatrem dolnym. Odłożenie na 20 minut pozwała na ułożenie ścieżki do 300 m.,o różnej geometrii (z załamaniami, po łuku). W pierwszym sezonie będą to "łatwe" ścieżki tropowe (włóczki i z "farbą"), z czasem "życia" od 10 minut do 24 godzin.
Ponieważ okres mojego wyjazdu w Lasy Kozłowieckie zbliża się wielkimi krokami, postanowiłem chwilowo zaprzestać dalszego szkolenia "posłusznościowego" i skupić się na przygotowaniu Kaji do pracy w lesie.. Po pierwsze muszę nauczyć Kaję "mieszkać" w namiocie, musi spokojnie spać (bez dawania głosu, mimo różnych nowych dźwięków, które dochodzą z lasu w nocnej porze..). Wiem, że obecnie Kaja na dźwięki (rżenie) konia wpada w trans zajadłego szczekania... A na inne odgłosy może reagować podobnie..
A takie zachowanie straż leśna może zakwalifikować jako "płoszenie zwierzyny" i nas "wyeksmitować" z lasu.. ;]
Po drugie musi zacząć jeść posiłki "z ręki" lub "z ziemi" również pić wodę z dołka wygniecionego w ziemi.. Po trzecie - musi oswoić się w chodzeniu w szorkach (uprzęży pociągowej) z linką 15m cały czas napiętą, bez szarpania i nagłych zmian kierunku...
Namiot będzie rozbity na terenie leśniczówki i Kaja musi się poczuć w tym otoczeniu jak "u siebie" zachowując spokój i ciszę, gdyż na tym terenie jest hodowla dzików... Jest dużo do zrobienia (o niektórych sprawach nie wspomniałem), a czasu mało... :-o
Jeśli będzie choć kilka osób zainteresowanych moją pracą z Kają, to w tym miejscu będę kontynuował moją relację. Oczywiście z przerwami na pobyt w terenie... :)

labi - 30-05-2008, 06:11

BlueDiego, jeśli możesz, to wklej jakieś fotki z puszczańskich eskapad. A -byłbym zapomniał - żeby Ci się przeznaczenie ambony nie pomyliło :D
BlueDiego - 30-05-2008, 06:28

Dobra uwaga Labi, jest ich kilka w tej okolicy... :-o
Będę unikał tych miejsc, by do takiej kompromitacji pańcia nie doszło... :D
Młodzieży trzeba dawać dobry przykład... :-P
Aparat jest dość niewygodnym sprzętem w "terenie", ale może zabiorę go na kilka sesji...
Ostatecznie można robić zdjęcia z aparatu w "komórce"... :)

maa821 - 30-05-2008, 07:33

BlueDiego napisał/a:
Jeśli będzie choć kilka osób zainteresowanych moją pracą z Kają, to w tym miejscu będę kontynuował moją relację.

ja jestem i to bardzo. Brzmi wszystko mega ciekawie. Zycze wiec szybkich postepow w nauce suni

Bora - 30-05-2008, 10:11

maa821 napisał/a:
BlueDiego napisał/a:
Jeśli będzie choć kilka osób zainteresowanych moją pracą z Kają, to w tym miejscu będę kontynuował moją relację.

ja jestem i to bardzo. Brzmi wszystko mega ciekawie. Zycze wiec szybkich postepow w nauce suni

ja też ja też :)
Trzymam kciuki. I czekam na więcej... :haha:

Jola - 30-05-2008, 10:37

Ja też ja też!! Czekamy z niecierpliwością. To wszystko o czym piszesz brzmi dla nas jak część baśni... Przebieramy łapencjami z niecierpliwości.. Prosimy o duuuużo informacji i opowieści!!
AnTrOpKa - 30-05-2008, 13:27

Jola napisał/a:
To wszystko o czym piszesz brzmi dla nas jak część baśni...

Dokładnie :) :) Czekamy na dalszy rozdział ;] BlueDiego, to piękne, że tak świetnie dogadujesz się z niespełna 9 miesiączną labradorką :) Ja zazdrościć ;] Hmm.. wyba wybiorę się do Ciebie na tydzień z Hexą na nauki :P :P ;]

BlueDiego - 01-06-2008, 03:17

AnTrOpKa napisał/a:
Jola napisał/a:
To wszystko o czym piszesz brzmi dla nas jak część baśni...

Dokładnie :) :) Czekamy na dalszy rozdział ;] BlueDiego, to piękne, że tak świetnie dogadujesz się z niespełna 9 miesiączną labradorką :) Ja zazdrościć ;] Hmm.. wyba wybiorę się do Ciebie na tydzień z Hexą na nauki :P :P ;]

Wydaje mi się, że na skutek opisów niektórych zachowań Kaji, dotyczących jej szkolenia, wytworzył się jej fałszywy obraz.. Psiaka spokojnego, zdyscyplinowanego i posłusznego !!! Nic bardziej mylnego.. Jest ona całkowicie NIEWYCHOWANYM psem, żywiołowym i krnąbrnym... Tak też jest postrzegana przez domowników i znajomych. Opisuję tylko jej zachowanie w "terenie", podczas "pracy", w określonych miejscach i w określonym czasie.
Te kilka godzin dziennie, Kaja nauczyła się być w bliskim kontakcie ze mną i reakcji na moje określone (żmudnie wyuczone) polecenia. Tu na skutek naprawdę kilku już miesięcy wytężonej pracy są efekty, w postaci jej właściwych zachowań. Poza tym obszarem - mam tylko ciągłe powody do wstydu... Kaja jest niezrównoważoną diablicą. Nigdy nie wiem, kiedy odbije jej szajba i ile jeszcze kłopotów mi przysporzy.. Gdyby nie jej pewne osiągnięcia w niektórych tematach, to mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że nie wytrzymałbym nerwowo i wąchałbym już kwiatki z drugiej strony, po trzecim zawale.... ;] ;]
Ale jutro opiszę swoje (i Kaji) pierwsze podejsćie do pracy tropowej... :)

[ Dodano: Nie 01 Cze, 2008 ]
Wczoraj rano rozpocząłem naukę Kaji pracy "dolnym wiatrem", czyli nawyku chodzenia "na polu" z głową przy ziemi i z ciągłym
wąchaniem zapachów. Poświęciłem na to połowę czasu spędzonego na porannym spacerze w wąwozie, druga połowa to jak zwykle
aporty, ale nieco "utrudnione". Było bardzo ciepło i moja sunia szybko się męczyła (czarnucha i słońce..). Na spacer
wziąłem połowę porcji "śniadaniowej" pokarmu w plastykowej torebce i w chlebaku wodę w 2l butelce po napoju oraz oczywiście
kawałek (porcję rosołową) mięsa kurzego jako nagrody za wykonanie "nowych" zadań. Dzisiaj, w pierwszym dniu zajęć uczyłem
Kaji znajdowania ulubionego przedmiotu - piłeczki gumowej (do zabawy w domu z okresu szczenięcego). Piłeczkę "wysmarowałem"
mięsem kurzym, aby miała intensywny (dla psa wręcz nieznośnie intensywny) zapach.. Dałem Kaji ją "poniuchać"...
Aż ją odrzuciło.. Podałem przy tym komendę "wąchaj", którą zarezerwowałem dla zapodania jej zapachu w "łożu" (czyli na początku)
ścieżki tropowej.
Po kilku niuchach z komendą "wąchaj" uznałem, że Kaja wie o co chodzi. Powinna szukać przedmiotu o tym zapachu, a nie
piłeczki. Uzycie piłeczki było tylko ułatwieniem przy pierwszych próbach, gdy Kaja jeszcze szuka wzrokiem i wiatrem górnym.
Tropem, który prowadził do piłeczki był trop pańcia, który zrobiłem na jej oczach, po komendzie "siad, zostań", której nie ma
jeszcze dostateczznie opanowanej, Musiałem odłożyć ją na smyczy, gdyż jeszcze potrafi po 30 sekundach opuścić miejsce
odłożenia... Czekając na mnie wierci się i skomle... Kaja miała przypiętą smycz do obroży Rogz (jeszcze 3m).
Jak robiłem pierwsze ścieżki dla Kaji?
Odłożyłem Kaję (na smyczy) w trawie, w pobliżu grupy wysokich krzaków. Potem z wiatrem, ciągle pokazując piłeczkę poszedłem ok.15m
i za krzakami skręciłem tak, by Kaja nie mogła mnie zobaczyć. Spodziewając się, że ją to "ruszy" powtórzyłem głośno "siad,
zostań", widziałem przez krzaki, jakie tortury cierpiała.. ale siedziała, gdyż smycz ją zatrzymywała..
Emocje w niej buzowały, kręciła się na tyłku i skomlała... Po przejściu ok.15 metrów (30 dwukroków) prostopadle w prawo
(za krzakami), położyłem piłkę w trawie tak aby nie była widoczna... Następnie wróciłem do Kaji dokładnie tą samą drogą.
Mój ślad był tak wyraźny (pognieciona trawa), że nawet ja go widziałem... Była to prawdziwa "autostrada" do piłki...
Wziąłem smycz, dałem Kaji niuchnąć kurczaka ("wąchaj") oraz polecenie "szukaj piłeczki", które często słyszała w zabawach..
Kaja "wyrwała" z miejsca jak oszalała i ciągnąc niemiłosiernie jak lokomotywa doszła do miejsca w którym zniknąłem jej za
krzakiem.. Tu się zatrzymała i zaczęła wietrzyć. Nie mogła poczuć piłeczki "górnym wiatrem"... Kręciła się w kółko, gdyż
trzymałem ją na smyczy. Gdyby nie to, to swoim zwyczajem zaczęłaby okładać pole węchem górnym biegając, aż załapałaby zapach piłeczki...
Ale tym razem jej na to nie pozwoliłem.. Delikatnie naprowadziłem ją na mój trop i Kaja szybko po nim poszła nawet nie
zniżając głowy, tak był silny (podwójny i świeży - autostrada). Wkrótce poczuła (górnym wiatrem) piłeczkę i chwyciła ją
do pyska.Bardzo wylewnie ją pochwaliłem a ona merdała ogonem, mało jej nie odpadł...
Druga ścieżka była tym samym fragmentem z pierwszej plus odcinek znow z wiatrem 30m, od miejsca w którym poprzednio była piłeczka..
Wróciłem do Kaji i zarządziłem posiłek na trawie wraz z obfitym piciem wody (było b.ciepło) z dołka w ziemi... Musiałem odczekać
15 minut aby ślad się trochę zestarzał...Wziąłem Kaję na smycz, podszedłem do łoża ścieżki, dałem niuchnąć kurczaka i komendę
"wąchaj" a następnie "szukaj piłeczki".. Kaja chwilę stała zdezorientowana, próbowała piłeczkę wyniuchać górnym węchem..
Chwilę potem ruszyła jak parowóz po moim śladzie do załamania ścieżki i do miejsca, gdzie była piłeczka za pierwszym razem..
Tu stanęła zdziwiona i zaczęła węszyć, kręcąc się w kólko... Znów ją naprowadziłem na mój ślad. Kaja opuściła głowę i z nosem
przy ziemi poszła po linii "łamanej" moim śladem, tym razem już tak nie ciągnąc. Wkrótce poczuła zapach pileczki i ją
dopadła.. Znów dostała pochwałę... Trzecią ścieżkę tego dnia zrobiłem przy innej kępie krzaków. Patyka nasmarowałem mięsem
kurczaka, odłożyłem Kaję (na smyczy!) i obchodząc krzaki wokoło szerokim kwadratem (ok.30m), zostawiłem patyka w trawie, po
niewidocznej stronie Kaji (po przekątnej). Poszedłem dalej, ominąłem krzaki i potem do Kaji. W ten sposób powstała ścieżka ze
śladem pańcia pojedynczym. Odczekałem 15 minut (aby ślad "zestarzeć") i uruchomiłem Kaję ("wąchaj" - kurczaka i "szukaj").
Tym razem Kaja ruszyła po moim powrotnym śladzie (co chwila spuszczając głowę i węsząc) na załamaniu ścieżki kręciła się
w kółko... Delikatnie naprowadziłem ją smyczą na ślad i Kaja poszła aż do patyka. Wzięła go do pyska i machająć ogonem
patrzyła na mnie z triumfem... Były oczywiście pochwały i kawałek kurczaka do pożarcia w nagrodę... Na wieczornym spacerze
kilka razy przećwiczyłem komendę "siad-zostań", na razie z miernymi rezultatami.. Kaja siedziała najdłużej tylko 2 minuty!
Jeszcze dużo pracy przede mną... Na koniec jeszcze udane przywołanie gwizdkiem, dla poprawienia humoru... Chociaż to już
działa...
W następnych dniach będę ćwiczył po 3 ścieżki typu 3, z róznymi trasami po osłoniętej stronie i czasem życia ścieżek do
1 godziny... I oczywiście po 3 dziennie komendy "odstawienia"...(do uzyskania 20 minut). Poniżej załączam schemacik ścieżek.
Muszę skądś pożyczyć lub kupić palik do uwiązywania np. koni, do ćwiczenia "siad-zostań" w dowolnym miejscu, gdzie nie ma drzewek..
Następne opisy pozbawione już będą szczegółów i nie będą tak długie... (mam taką nadzieję).

[ Dodano: Nie 01 Cze, 2008 ]
Przesyłam zdjęcie (z komórki) miejsca w wąwozie, gdzie ćwiczę pracę węchem dolnym:

Bora - 01-06-2008, 11:25

Łał :) Ale mi zrobiłeś smaczka na tropienie :)
Super. Wszystko świetnie wyjaśnione. Normalnie jak przewodnik.

Jak uczysz "odkładania"?

I powiedz mi, czy Kaja ma jakieś super predyspozycje do pracy w lesie, czy coś zauważyłeś, co od razu "podpowiedziało" Ci, że Kaja bedzie pracować na śladzie itd?

BlueDiego - 01-06-2008, 12:50

Bora napisał/a:
Łał :)
Jak uczysz "odkładania"?
I powiedz mi, czy Kaja ma jakieś super predyspozycje do pracy w lesie, czy coś zauważyłeś, co od razu "podpowiedziało" Ci, że Kaja bedzie pracować na śladzie itd?

Kaja ma tatę - aktualnie pracującego psa myśliwskiego użytkowego i mamę
laureatkę konkursów retriverów (już po karierze myśliwskiej). Kaja ma metrykę. Ale to jeszcze niczego nie gwarantowało. Już jako 4,5 miesięczny szczeniak wykazała się wielką miłością do aportów i w tym temacie miała zadziwiające postępy. Potrafiła już w wieku 5,5 miesięcy znajdować aporty w gęstwinie krzaków i traw, gdy nie widziała miejsca spadającego koziołka (patyka), a jedynie wskazywałem jej kierunek upadku wyciągniętą ręką. Używała do tego swego węchu już od wczesnych szczenięcych dni. Pracowała głównie węchem górnym i pokrywała pole węchem bardzo sprawnie i chętnie, wykorzystując kierunek wiatru. Szczególnie lubiła taką właśnie zabawę.Bora, ja kupowałem Kaję właśnie pod tym kątem jej układania... i jak dotąd jedynie w tych tematach (praktycznych-myśliwskich) Kaja spełnia moje oczekiwania... :)
Jak ja uczę odkładania (prawie identyczne do "zostań"), opiszę następnym razem, gdyż dzisiaj już zasłużyłem na miano grafomana :-o

Bora - 01-06-2008, 13:17

BlueDiego, aha czyli ma ogromne szanse zostać dobrym myśliwym.
Faktycznie bardzo wcześnie pokazała swoje zamiłowanie do pracy w lesie.
Bora od wczesnych szczenięcych chwil nosiła w pysku wszystko. I teraz widzę to bardzo, dla niej przynoszenie czegoś jest super zabawą.

Czekam na kolejne wpisy :)

AnTrOpKa - 01-06-2008, 13:30

BlueDiego, ŁAŁ ! Jestem pod wrażeniem! :) Świetnie opisałeś całą akcję :) Nie mogę się doczekać następnego odcinka ;] A tak w ogóle co to jest to odkładanie i czym się różni od zostań ?
maa821 - 02-06-2008, 10:20

BlueDiego, czytalam twoj opis jak jakas dobra ksiazke. Wciagnelam sie, wiec z niecierpliwoscia czekam na rozdzial II :)
Gerard - 02-06-2008, 18:36

BlueDiego napisał/a:

Wczoraj rano rozpocząłem naukę Kaji pracy "dolnym wiatrem", czyli nawyku chodzenia "na polu" z głową przy ziemi i z ciągłym
wąchaniem zapachów.

Uczysz Kaję pracować dolnym wiatrem w jakimś konkretnym celu, na przykład planujesz jej udział w konkursach tropowców lub konkursach retrieverów, polujesz, czy może pracujesz z nią tylko dla niej, bo labrador to pies, który lubi mieć zajęcie ?

Pozdrawiam
Gerard

BlueDiego - 02-06-2008, 18:53

Bora napisał/a:

Bora od wczesnych szczenięcych chwil nosiła w pysku wszystko. I teraz widzę to bardzo, dla niej przynoszenie czegoś jest super zabawą.

Według mnie Bora ma predyspozycje do bycia prawdziwym retriverem. Wszak noszenie "zdobyczy" w pysku jest nieodłącznym elementem łańcucha łowieckiego: znajdź, ścigaj, przynieś, zabij. Na Twoim miejscu spróbowałbym Borze wybrać jakiś przedmiot, zmienić jego zapach, by był różny od innych przedmiotów w domu (np. nasmarować boczkiem) i chowałbym go w różnych miejscach. Utrudniałbym znajdowanie w każdym dniu... Po krótkim czasie będziesz zadziwiona możliwościami węchowymi swojej suni... :)
Pamiętaj jednak, że dla psa praca węchem jest męcząca i psychicznie i fizycznie, a jednocześnie wprowadza psa w swego rodzaju "trans" i euforię... :)
Po jakimś czasie praca węchem będzie dla niej największą nagrodą... :-P

Tsunami - 02-06-2008, 19:12

BlueDiego napisał/a:

Po jakimś czasie praca węchem będzie dla niej największą nagrodą... :-P


To jest chyba mrzonka... Pies, dla którego praca węchowa jest największą nagrodą musi być pozbawiony wszystkich innych nagród - bawienia się z innymi psami, czy z człowiekiem na łące. W szkoleniu psów pracujących węchem najważniejsze jest, żeby nie zaznały nic przyjemniejszego niż ich praca. To się jakoś mądrze nazywa, ale nie pamiętam jak...

BlueDiego - 02-06-2008, 19:21

Gerard napisał/a:

Uczysz Kaję pracować dolnym wiatrem w jakimś konkretnym celu, na przykład planujesz jej udział w konkursach tropowców lub konkursach retrieverów, polujesz, czy może pracujesz z nią tylko dla niej, bo labrador to pies, który lubi mieć zajęcie ?
Gerard

Około 10 lat wstecz byłem myśliwym, miałem psa myśliwskiego (terriera) z dyplomem psa
myśliwskiego użytkowego.. Do udziału w prawdziwych polowaniach sam musiałem go "doszkolić". Ponieważ już nie mam zdrowia (dwa zawały) i psa (odszedł na raka), z sentymentu i zamiłowania, chcę szkolić Kaję "uniwersalnie", także w tematach "myśliwskich".
Zacytuję fragment z książki o szkoleniu labradorów:
"Labradory hodowano jako psy myśliwskie z czasem jednak zaczęto wyróżniać dwa typy tego psa: wystawowy i użytkowy. Labrador użytkowy jest psem o lżejszej budowie ciała i drobniejszej głowie. W naszym kraju uważany za psa rodzinnego labrador retriever coraz częściej "spychany" zostaje z kanapy i szkolony jest na psa myśliwskiego. Coraz więcej miłośników tej rasy jest zainteresowanych takim szkoleniem często traktując je jako rodzaj sportu i aktywnego wypoczynku."
Pod takim stanowiskiem podpisuję się i ja... :)

[ Dodano: Pon 02 Cze, 2008 ]
Tsunami napisał/a:
BlueDiego napisał/a:

Po jakimś czasie praca węchem będzie dla niej największą nagrodą... :-P


To jest chyba mrzonka... Pies, dla którego praca węchowa jest największą nagrodą musi być pozbawiony wszystkich innych nagród - bawienia się z innymi psami, czy z człowiekiem na łące. W szkoleniu psów pracujących węchem najważniejsze jest, żeby nie zaznały nic przyjemniejszego niż ich praca. To się jakoś mądrze nazywa, ale nie pamiętam jak...


Mogę Cię zapewnić, że Kaja zostawi bez namysłu całą michę smakołyków, nawet najweselszą zabawę z psiakami, towarzystwo innych osób itp., gdy zobaczy mnie przygotowanego do rzucenia jej aportu.... A ogon jej się mało nie urwie... A aporty rzucam tak, by Kaja nie widziała miejsca upadku... Wtedy pracuje węchem... (górnym wiatrem) i po kilku rzutach ma jęzor przy ziemi... Zapewniam Cię, że dla labradorów to właśnie jest prawdziwa "frajda". :)

Tsunami - 02-06-2008, 19:47

No to chyba nie mam labradora :-P

Ale nie tak na serio - byłam w Komendzie Wojewódzkiej Policji i wszystkiego na ten temat się od policjantów i szkoleniowców dowiedziałam. Tam psy pracujące węchem nie uczą się posłuszeństwa, nie bawią się z innymi psami ani nie aportują. Chodzi o to, żeby były nieomylne i godne zaufania.
Tobie gratuluję wspaniałego hobby :)

BlueDiego - 02-06-2008, 20:18

Tsunami napisał/a:
No to chyba nie mam labradora :-P

Ale nie tak na serio - byłam w Komendzie Wojewódzkiej Policji i wszystkiego na ten temat się od policjantów i szkoleniowców dowiedziałam. Tam psy pracujące węchem nie uczą się posłuszeństwa, nie bawią się z innymi psami ani nie aportują. Chodzi o to, żeby były nieomylne i godne zaufania.
Tobie gratuluję wspaniałego hobby :)

Co do posłuszeństwa to bym się nie zgodził. Szczególnie te psy muszą być posłuszne, a bez odpowiedniego szkolenia takimi nie będą... :D
Labradory nie są jeszcze powszechnie używane w Policji (i może to dobrze dla nich...).
Serdecznie dziękuję za gratulacje, tak właśnie traktuję moją przygodę z Kają,,, :)
Ale chyba wszyscy właściciele psów podobne hobby mają... :haha:

Tsunami - 02-06-2008, 20:24

BlueDiego no właśnie nie muszą być posłuszne! Też mnie to zdziwiło, ale te psy nigdy nie nauczyły się niczego - ciągną na smyczy i mają ciągnąć. Ich całe życie to hala, w której pracują. Z kojca idą tam pracują=bawią się i wracają. Czasem idą na wybieg. Tak pracują psy, które węszą dla policji i te psy nie są szkolone pod kątem posłuszeństwa. Co innego psy stróżujące i obronne, które patrolują razem z policjantami.
BlueDiego - 02-06-2008, 20:31

Przyznam się szczerze, że o tym nie wiedziałem... :-o
Gerard - 02-06-2008, 21:36

BlueDiego napisał/a:
miałem psa myśliwskiego (terriera) z dyplomem psa
myśliwskiego użytkowego..

W jakich konkursach terriery mogą zdobywać dyplomy użytkowości myśliwskiej ?
Domyślam się, że w konkursach dla dzikarzy. Czy jeszcze w jakiś ?

BlueDiego napisał/a:
"Labradory hodowano jako psy myśliwskie... Coraz więcej miłośników tej rasy jest zainteresowanych takim szkoleniem często traktując je jako rodzaj sportu i aktywnego wypoczynku."

Tak, to świetny sposób na aktywny wypoczynek razem z psem
Pozdrawiam
Gerard

Bora - 02-06-2008, 21:44

BlueDiego, dzięki. Świetny pomysł. Właśnie chce żeby Bora zmęczyła sie takim węszeniem niż lataniem za kijem (bo to jej szkodzi).
Jaki przedmiot proponujesz? Może kupić taki aporcik specjalny, który jej sie z niczym nie kojarzy , o coś takiego? http://www.karusek.com.pl...082&action=prod


p.s. kurcze ale to miał być Twój temat a zrobił sie ... może zrobię porządek co?

BlueDiego - 03-06-2008, 05:50

Bora napisał/a:
BlueDiego, dzięki. Świetny pomysł. Właśnie chce żeby Bora zmęczyła sie takim węszeniem niż lataniem za kijem (bo to jej szkodzi).
Jaki przedmiot proponujesz? Może kupić taki aporcik specjalny, który jej sie z niczym nie kojarzy , o coś takiego? http://www.karusek.com.pl...082&action=prod


p.s. kurcze ale to miał być Twój temat a zrobił sie ... może zrobię porządek co?


Myślę, że to bardzo dobry pomysł, przedmiot łatwy do schowania, można go umyć i później wysmarować (a właściwie - dotknąć) różnymi zapachami. Może sobie piesek pogryźć...
Może i ja Kaji taki aporcik-gryzaczek kupię... :-P
Bora serdecznie ci życzę zadowolenia z tego obszaru pracy Bory (jej również, chociaż jestem pewien, że ona to pokocha...) :) :)
Może niedługo otworzysz swój temat o pracy-zabawie węchowej (tropowej?) Bory? :-P

[ Dodano: Wto 03 Cze, 2008 ]
Gerard napisał/a:

W jakich konkursach terriery mogą zdobywać dyplomy użytkowości myśliwskiej ?
Domyślam się, że w konkursach dla dzikarzy. Czy jeszcze w jakiś ?

Widzę, że nieobce Ci są te tematy (czyżby kolega po strzelbie?). Tak mój Foksio (niech mu się dobrze poluje na zamostkowym łowisku..) miał dyplomy użytkowości dzikarza i norowca.
Ja przeszkoliłem go dodatkowo na psa wszechstronnego, który wypłoszył bażanta, zaaportował kaczkę, doszedł po tropie postrzałka czy wystawił zwierzę płowe... On pracował na polowaniach przez cztery lata... :stinky:

Bora - 03-06-2008, 10:11

BlueDiego napisał/a:

Bora serdecznie ci życzę zadowolenia z tego obszaru pracy Bory (jej również, chociaż jestem pewien, że ona to pokocha...) :) :)

dzięki. Zobaczymy jak nam pójdzie... :haha:

Gerard - 03-06-2008, 10:33

BlueDiego napisał/a:

Widzę, że nieobce Ci są te tematy (czyżby kolega po strzelbie?). Tak mój Foksio (niech mu się dobrze poluje na zamostkowym łowisku..) miał dyplomy użytkowości dzikarza i norowca.
Ja przeszkoliłem go dodatkowo na psa wszechstronnego, który wypłoszył bażanta, zaaportował kaczkę, doszedł po tropie postrzałka czy wystawił zwierzę płowe... On pracował na polowaniach przez cztery lata... :stinky:

Czyli Fox :-)
Nie wiedziałem, że foxterierry mogą pracować jako norowce. Jako tropowiec pewnie też może ? Tak wyszkolony fox (aport kaczki) wydaje się być bardziej uniwersalny niz labrador. Z labem nie odważyłbym się polować na dziki. Oczywiście poza praca na farbie. No chyba, że dwa laby, ale i tak ryzyko zranienia labradora przez dzika jest bardzo duże.
Czasami obserwuję polowania, ale sam nie strzelam :-) .

papisia - 03-06-2008, 12:57

Gerard napisał/a:
Z labem nie odważyłbym się polować na dziki. Oczywiście poza praca na farbie. No chyba, że dwa laby, ale i tak ryzyko zranienia labradora przez dzika jest bardzo duże.


Ja myślę, że nawet i 3labradory nie nadają się do polowania na dziki :-P
Generalnie nie znam się na tym... Mój świętej pamięci wujek miał foxa i polował z nim... Psy te są niesamowicie wytrzymałe i jestem w szoku jeśli chodzi o ich próg bólu. Gdzieś słyszałam, że myśliwi (nie wiem czy to poprawna nazwa takiej osoby polującej na zwierzęta) wybierając się z foxami zaopatrują się w agrafki i tym łatają ich rany... Prawda to?? ;]

BlueDiego wspaniałe hobby :) gratuluję przede wszystkim Tobie wytrwałości i chęci do pracy. Kajusia pewnie z czasem będzie kochać to bardziej niż jakąkolwiek inną zabawę... Wiem po Sabie - moja Saba na placu szkoleniowym dostaje spazmów jak ma stać i tylko przyglądać się jak inne psy pracują. O tym wąwozie słyszałam mnóstwo historii :) Moi znajomi przeprowadzili się z Lublina do Częstochowy jakiś czas temu i często wspominają wypady tam z psami. Powodzenia w dalszej pracy!! Trzymamy kciuki :)

Gerard - 03-06-2008, 16:31

papisia napisał/a:
Ja myślę, że nawet i 3labradory nie nadają się do polowania na dziki :-P

Owszem, bo od tego są terierry, ale widziałem ludzi, którzy polują z labami na dziki. Może nie z takimi 40-sto kilogramowymi, kanapowymi wałkami, ale i tak moim zdaniem to bardzo niebezpieczne zajęcie dla labradora, nawet dla takiego o bardzo "użytkowej" sylwetce i kondycji :-) .

Bora - 03-06-2008, 19:00

Gerard napisał/a:
ale i tak moim zdaniem to bardzo niebezpieczne zajęcie dla labradora, nawet dla takiego o bardzo "użytkowej" sylwetce i kondycji :-) .

dlaczego?

Gerard - 04-06-2008, 06:03

Bora napisał/a:
Gerard napisał/a:
ale i tak moim zdaniem to bardzo niebezpieczne zajęcie dla labradora, nawet dla takiego o bardzo "użytkowej" sylwetce i kondycji :-) .

dlaczego?

Labrador jest psem za dużym i za mało zwrotnym, przez co jest łatwiejszym celem dla osaczonego i broniącego się dzika niż na przykład foxterrier czy jagterrier.

BlueDiego - 04-06-2008, 18:51

papisia napisał/a:
Gerard napisał/a:
Z labem nie odważyłbym się polować na dziki. Oczywiście poza praca na farbie. No chyba, że dwa laby, ale i tak ryzyko zranienia labradora przez dzika jest bardzo duże.


Ja myślę, że nawet i 3labradory nie nadają się do polowania na dziki :-P
Generalnie nie znam się na tym... Mój świętej pamięci wujek miał foxa i polował z nim... Psy te są niesamowicie wytrzymałe i jestem w szoku jeśli chodzi o ich próg bólu. Gdzieś słyszałam, że myśliwi (nie wiem czy to poprawna nazwa takiej osoby polującej na zwierzęta) wybierając się z foxami zaopatrują się w agrafki i tym łatają ich rany... Prawda to?? ;]

Z tymi agrafkami to zwykły żart. Ale (fox)teriery są rzeczywiście nieustraszonymi wojownikami i dają sobie radę ze zwierzętami nawet niebezpieczniejszymi od dzika... (opowiadali mi koledzy o walkach terierów z misiami..). Rany rozjuszają je bardziej i dopóki są w stanie, walczą do końca. Labki nie nadają się jako psy do polowań na dziki... Są za wolne, za mało zwrotne, brak im właściwego poziomu adrenaliny i agresji... I takie właśnie powinny być... Za to mają swój wielki skarb: wspaniały węch (lepszy od ON), który w połączeniu z ich odwagą, wytrzymałością, miłością do wody i wrodzonym "miękkim" chwytem, czyni ich wspaniałymi psami myśliwskimi....

Bora - 05-06-2008, 16:36

co do tego miękkiego chwytu to nie jestem pewna. Wydaje mi sie, że tego trzeba nauczyć. :haha:
Dzięki za wyjaśnienie :)

Gerard - 05-06-2008, 20:54

Bora napisał/a:
co do tego miękkiego chwytu to nie jestem pewna. Wydaje mi sie, że tego trzeba nauczyć.

Miękki uchwyt to jedna z typowych dla rasy labrador retriever cech. Tak jak na przykład umiłowanie wody. Dobry labrador z tym się rodzi. Dużo częściej zdarza się, że człowiek
sam psuje tą, najczęściej wrodzoną, umiejętność.

Tsunami - 05-06-2008, 20:56

Ale mimo wszystko rodzą się labki, które wody nie cierpią i które miękkiego chwytu muszą się uczyć.
Gerard - 05-06-2008, 21:36

Tsunami napisał/a:
Ale mimo wszystko rodzą się labki, które wody nie cierpią i które miękkiego chwytu muszą się uczyć.

I to coraz więcej, niestety. To jest cena jaką rasa płaci za popularność. Niechlujne i byle jakie
rozmnażanie, aż do zaniku typowych dla rasy cech.

sodalis - 06-06-2008, 09:26

Tsunami napisał/a:
Ale mimo wszystko rodzą się labki, które wody nie cierpią i które miękkiego chwytu muszą się uczyć.

I przygotowanie takiego psa do konkursu graniczy z cudem.
Psu z predyspozycjami trzeba poświęcić bardzo dużo czasu by zrobić KR.

Moje dziewczyny na szczęście wode kochają, a miękki chwyt poprostu mają i uczyc ich tego nie trzeba było. Ale i tak przygotowanie do Konkursów zajeło nam kilka miesięcy.

[ Dodano: Pią 06 Cze, 2008 ]
Kilka fotek moich dziewczyn z Konkursów:

Sędziowie:


Uczestnicy:


Inka pracuje:






Neska na Konkursie:
Oczekiwanie na start:


Aport z wody:








Aport bażanta:

Goha_lab - 06-06-2008, 10:33

To zdjęcie z królikiem jest bardzo drastyczne :bad:
Bora - 06-06-2008, 11:37

łał świetne są :) Gratuluję sukcesów.
BlueDiego - 21-07-2008, 15:46

Moje plany wyjazdu do leśniczówki w lasy kozłowieckie pokrzyżowała Kaja, która 21 czerwca dostała pierwszej cieczki. :bad:
Wyjechałem... ale na podnałęczowskie odludzie do letniego domu córki, gdzie mieszkałem sam z Kają prawie przez miesiąc. Na ogrodzonej działce ok.1600m2 nie było możliwości pracy z aportami (chyba że z łatwymi, które jednak prędko Kaję nudzą). Dlatego codziennie wędrowałem z Kają po okolicy. Po kilku dniach znalazłem pod lasem, w odległości ok.1,5 km od miejsca zamieszkania, duży obszar nieużytków porośnięty krzewami i drzewkami, który nadawał się do pracy i zabawy z Kają. Odtąd już codziennie tam wędrowaliśmy i tam codziennie Kaja "robiła" proste ścieżki tropowe podobne do opisanych poprzednio. Po dwóch tygodniach, Kaja chodziła po moich "śladach" całkiem swobodnie, więc mogłem puścić ją na ścieżkę bez linki, w celu zrobienia fotek. Zrobiłem kilkanaście zdjęć komórką, z których kilka wraz z komentarzem załączam niżej.
Sjesta Kaji w miejscu pobytu:

Kaja odstawiona bez smyczy (były idealne warunki - bez rozproszeń):

Kaja na ścieżce:

Kaja blisko celu:

Kaja znalazła patyka (dotkniętego mięsem kurczaka):

Po trzech tygodniach pracy Kaja "robiła" ścieżki z moim tropem bardzo łatwo (każda po ok.150m), dwie nie wystarczały i domagała się większej ilości. Doszło do czterech ścieżek dziennie, po 150m.,z tropem pojedynczym, 24 godzinnym !!! Na więcej nie starczało już czasu i sił (u pańcia)...
Wczoraj w wąwozie zrobiliśmy kontrolnie dwie ścieżki 200m, z zakosami, 24 godzinne. Kaja "zrobiła" je bezbłędnie. Ten etap szkolenia-naukę posługiwania się wiatrem dolnym Kaja ma więc już za sobą... :D
Oprócz ścieżek Kaja przyniosła trzy "trudne" aporty. Więc wszystko jest O.K. po cieczce!!!
Teraz załatwiam drugi termin wizyty w leśniczówce i "pójdziemy dalej". :) :)

Bora - 21-07-2008, 17:56

BlueDiego, ja też tak chcę. :)
Świetnie wam idzie. No i nareszcie jakieś fotki Kaji na śladzie.
Masz jakaś książkę którą możesz mi polecić? Taką dla początkujących?

inkapek - 21-07-2008, 18:36

Super i gratulacje :)
labi - 21-07-2008, 21:41

BlueDiego napisał/a:
Kaja na ścieżce


Gdzie Ty tam ścieżkę dostrzegasz? :D
A tak poważnie, gratulujemy malutkich sukcesów :)

BlueDiego - 21-07-2008, 22:11

Bora napisał/a:
BlueDiego, ja też tak chcę. :) .....
Masz jakaś książkę którą możesz mi polecić? Taką dla początkujących?


Czytałem kilka książek już dawno przy szkoleniu Foksia (poprzednika Kaji), a ostatnio wypożyczyłem z biblioteki publicznej książkę p.t.: "Szkolenie retrievera - nie tylko dla myśliwych". Autor: Cezary Marchwicki. Według mnie dobra pozycja. :)
Ale stosowana przeze mnie metoda nauki tropienia pochodzi od kolegi, doświadczonego myśliwego - praktyka, "psiarza" - Zenka, z mojego byłego Koła Łowieckiego, który pomagał mi układać Foksia. Niestety już jest na lepszym świecie, odszedł tuż po czterdziestce, kilka lat temu... :cring:
Inkapek, Labi dziękuję za gratulacje, choć tak naprawdę, w tym szkoleniu jest więcej zabawy i frajdy dla suni i pańcia niż poważnych osiągnięć pieska. Takie też jest moje nastawienie do tematu. :)

Bora - 22-07-2008, 14:16

BlueDiego, dzięki. Poszukam tej książki.
Najważniejsze, że macie z tego przyjemność i radochę :) Chyba o to chodzi no nie? :)

AnTrOpKa - 22-07-2008, 15:53

BlueDiego, zazdraszczam i gratuluję! Odwiedzimy Cię z Hexa i nas też nauczysz... :P
Ryniu - 22-07-2008, 17:00

AnTrOpKa napisał/a:
BlueDiego, zazdraszczam i gratuluję!

Ja też i to bardzo :) Trzeba spróbować :)

BlueDiego - 23-07-2008, 16:21

Bora napisał/a:
BlueDiego, dzięki. Poszukam tej książki.
Najważniejsze, że macie z tego przyjemność i radochę :) Chyba o to chodzi no nie? :)


Właśnie taki jest sens wszystkich moich działań z Kają. Musi to być wyłącznie przyjemność dla mnie i dla suni. Ona też miewa (choć bardzo rzadko) złe dni i wracamy wtedy szybko z "pola" do domu (wolimy się pobyczyć na kanapie...). Na szczęście ma podobne zamiłowania do moich: częste wałęsanie się po łąkach, polnych drogach, lasach i zaroślach, w zimie, w lecie, w deszczu, po śniegu, kocha wodę i lubi wszelkie zabawy "terenowe". O takiego psa mi chodziło przy zakupie szczeniaka... Być może to ja jej "wszczepiłem" taki sposób bycia i życia, ale chyba miała to już wpisane w genach... Wydaje się, że oboje jesteśmy z siebie zadowoleni...
Antropko, Ryniu , zamiast zazdrościć - zacznijcie działać... Przecież opisane przeze mnie zabawy są bardzo proste i nie wymagają specjalnych warunków... Wystarczy kawałek łąki porośniętej krzewami. Zorientujecie się szybko, czy Wasze pieski to polubią... :)
Życzę Wam przyjemności ze wzbogacenia zabaw Waszych pociech i oczywiście pieskom nowych radości. :)

labi - 23-07-2008, 18:16

BlueDiego napisał/a:
Na szczęście ma podobne zamiłowania do moich: częste wałęsanie się po łąkach, polnych drogach, lasach i zaroślach, w zimie, w lecie, w deszczu, po śniegu, kocha wodę i lubi wszelkie zabawy "terenowe".


W takim razie tak my, jak i nasze psiurki musimy być bliźniakami :D

BlueDiego - 23-07-2008, 20:23

Psiurki to chyba trojaczkami.. :D
Cieszę się że odkryłem "rodzinę", :) (choć podobno z rodziną najlepiej wychodzi się...) ;D :haha:

labi - 23-07-2008, 20:25

BlueDiego napisał/a:
choć podobno z rodziną najlepiej wychodzi się


No, to: Do galeryjki! Marsz :D

Ryniu - 23-07-2008, 21:22

labi napisał/a:
No, to: Do galeryjki! Marsz :D

Jasneee , popieram :)

BlueDiego - 30-07-2008, 06:04

Wczoraj rano, po rundce w wąwozie, postanowiłem wyjechać z Kają pod namiot do lasu (nad jeziorem), do Rudki k.Ostrowa Lubelskiego. Jest to niedaleko (ok.20 km.) od leśniczówki, w której planuję spędzić 2 tygodnie z Kają. W tym miejscu na skraju lasów parczewskich, byłem już wielokrotnie. Znam tu straż leśną i przedstawiłem im Kaję zaraz po przyjeździe, aby w razie czego nie zabili mej diablicy, gdyby się zgubiła w lesie... (Tak zginął mój pierwszy pies - wielki owczarek podhalański- Baca). Upewniłem się, że mają odtrutkę na jad żmiji, których jest trochę w tej okolicy... Po południu rozbiłem namiot (około 150 m od jeziora, w lesie, z dala od turystów). Po kąpieli Kaji i spacerze po lesie (ok. 3km, na smyczy, gdyż jest tam dużo drobnej zwierzyny), pod wieczór weszliśmy do namiotu, na drobną sjestę... :)
Zauważyłem od razu, że Kaja ma powiększone sutki i nieco powiększoną ostatnią parę cycuszków... Przestraszyłem się nie na żarty: ciąża urojona... :bad:
Kaja jest moją pierwszą suczką, więc w temacie jestem "świeży". :-o
Zabrałem z namiotu wszystkie cenniejsze rzeczy i ok. 19.30 ruszyłem samochodem do Lublina (ok.45 km.), po drodze prosząc leśniczego, aby rzucił okiem na mój namiot w czasie obchodu rewiru... ;]
Ok.21.00 byłem już w Lublinie, w przychodni weterynaryjnej całodobowej, w której, na szczęście dyżur miała znajoma pani doktor, przemiła kobieta, o wielkim sercu dla zwierząt. Odetchnąłem z ulgą. Kaja została szczegółowo "wymacana"... :(
Psina zachowywała się bez zarzutu... Diagnoza była taka: nic specjalnego się nie dzieje, Kaja wraca do równowagi hormonalnej. Można zastosować wieczorne okłady z chłodnej wody.. Wszystko zdaje się być O.K.!!! :)
Trochę zrobiło mi się żal straconego wieczoru z powodu mojej ignorancji... Miałem ułożyć pierwszą ścieżkę (jeszcze z moimi śladami), w warunkach "naturalnych", przy obecności zapachów różnorodnej zwierzyny i ptactwa.. Cóż za niewiedzę się płaci... :bad:
Ale przy okazji Kaję zważyłem: 28,5 kg. Nie przytyła... :)
Postanowiłem przenocować w domu (stąd ten post) i dziś rano wracamy z Kają do lasu... :D
Mam w planach spotkanie Kaji z dzikami, lisami i bażantami (oczywiście hodowlanymi), oraz kilka nowych odmian ścieżek tropowych... Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł zamieścić jakieś texty i fotki.. :) :papa:

labi - 30-07-2008, 06:17

BlueDiego napisał/a:
wkrótce będę mógł zamieścić jakieś texty i fotki..


BlueDiego, wklej parę sztuk, jak Kaję bijesz :D :D :D
Wybaczcie mi zwichrowane poczucie humoru :-P

Ola - 30-07-2008, 07:37

labi napisał/a:
Wybaczcie mi zwichrowane poczucie humoru


labi, myslę że każdy kto Cie zna - potrafi ocenić Twoje poste - czy są w tonie żartobliwym czy poważnym;-)

AnTrOpKa - 30-07-2008, 09:50

BlueDiego, czekamy na fotki spod namiotu :P W śpiworkach ;] :) Ale Kaja musi mieć radochę z takiej wyprawy :)
BlueDiego - 01-08-2008, 22:24

Nie byłem zdecydowany,czy coś napisać o mojej wycieczce z Kają do Rudki.. Od początku już wszystko nie układało się po mojej myśli.. Domniemana ciąża urojona i powrót na noc do Lublina.. Rano wyjechałem ponownie i po przyjeździe na miejsce, najpierw kąpiel Kaji - potem posiłek i spacer po lesie (1,5 godz.- ok.3 km, częściowo poza ścieżkami, aby Kaja mogła się "nawąchać" tropów)... Potem znów kąpiel (ja i Kaja). Nad jeziorem było dużo ludzi, specjalnie "wyróżniała się" grupa hałaśliwych, młodych ludzi (ok. 18-20 lat), obojga płci, swym zachowaniem świadcząca o spożywaniu "browarków" już od rana...
Kaja reagowała warczeniem i szczekaniem na ich głośniejsze "występy". Chciała do nich biec, ale przywoływałem ją komendą "do mnie". Po południu "obiadek" - dla Kaji sucha karma zmieszana z konserwą Junior Pedigri-Pal. Pańcio zjadł nieco skromniej (jakiś pasztecik z bułką).. Kaja cały czas była podekscytowana, jakby "upojona" zapachami z otoczenia. Po sjeście - postanowiłem popływać kajakiem.. Po odpłynięciu ok.100m od brzegu chciałem wyjąć aparat fotograficzny z chlebaka i nagle stwierdziłem, że chlebaka nie ma w kajaku. A pamiętałem, że go kładłem na burcie, a potem.. Pomyślałem sobie: zsunął się do wody, ale jak znaleźć chlebak na dnie jeziora przy głębokości 4-5m z podwodnymi roślinami? Niemożliwe!! Zakląłem ohydnie w myślach... To był aparat pożyczony od syna (jakiś tam Kodak).. Po dopłynięciu do brzegu, poprosiłem "miejscowych" chłopców o poszukanie chlebaka na dnie, do linii roślin podwodnych. I chlebak się znalazł ! Aparat był cały zamoczony w wodzie... Musiałem dać na piwo znalazcom.. :-o To było drugie nieprzyjemne nieprzewidziane zdarzenie.. :-o
Po nieudanym kajakowaniu wybrałem się z Kają na umówioną z leśniczym wizytę w gospodarstwie hodowlanym, przy leśniczówce, gdzie hodują dziki. Zrobiłem kilka fotek komórką, które jednak nie wyszły, gdyż robione były wieczorem... Zapach dzików jest bardzo intensywny (prawie tak samo jak zapach sarny) i nie wskazane jest nim "częstować" pracujące psy tropiące.. Ale Kaja nie będzie "zawodowo" tropić, więc nie miałem oporów. Czułem jak Kaję "odrzuca" intensywny odór, a jednocześnie ją fascynuje.. Do dużych loch i odyńca, Kaja się nie zbliżała, bała się.. Do warchlaków i wycinków podchodziła ostrożnie i szybko odskakiwała, gdy te odwracały się do niej. ;]
Dałem leśniczemu odpowiedni załącznik (flaszkę).. :D
Po powrocie do namiotu, zabrałem Kaję na wytyczanie ścieżki. Trochę się zmartwiłem, gdyż wiatru nie było.. Ale ścieżkę wytyczyłem "typu trzeciego" ok.80 m. dla zachęty (na początek). Miała to być ścieżka 12 godzinna. Kaja zachowywała się poprawnie, gdy zniknąłem jej z oczu i nosa, ale po kilku minutach zaczęła skomleć, a następnie szczekać. Była sama w lesie uwiązana na smyczy (tak to odbierała)... :-o
Wróciliśmy do namiotu i ok.23.00 położyliśmy się spać, ja na materacu i w śpiworze, Kaja na podłodze obok (miała chłodniej). :)
Około północy zaczęła się moja gehenna.. Kaja obudziła mnie głośnym szczekaniem i warczeniem.. Usłyszałem głośną "muzykę", wrzaski i śmiechy pijanej młodzieży.. Kaja cały czas szczekała... O śnie oczywiście nie mogło być mowy. Libacja zakończyła się ok.4.30 na ranem, gdy już świt wstawał na lasem.. Kaja uspokoiła się wreszcie i zasnąłem.. ;]
Przed ósma rano następnego dnia język Kaji w moim uchu oznajmił pobudkę... Strasznie mi się chciało spać, więc wypuściłem Kaję z namiotu i kontynuowałem spanie. Kaja dała pospać tylko pół godziny. Potem była kąpiel, śniadanko i wymarsz na ścieżkę. I stała się dla mnie rzecz dziwna, Kaja ścieżki nie zrobiła!! Mimo kilkakrotnego naprowadzania. Totalna porażka... :bad: Prawdopodobnie rozproszenie różnymi nowymi tropami było za duże a trop właściwy za słaby... Trochę się zasmuciłem, gdyż zdałem sobie sprawę, że robotę będę musiał zacząć od początku, tu w lesie, lub w innym lesie. :-o
Około 11.00 wróciliśmy do namiotu i tu czekała mnie niespodzianka: jakaś harcmistrzyni (czy oboźna?) powitała mnie prośbą opuszczenia tego miejsca, gdyż zaraz przyjdą ludzie z namiotami, które będą rozbijane w tym miejscu. Nie ma chwili czasu do stracenia, gdyż obóz harcerek zacząć ma się 1 sierpnia. :bad:
Ja nie pytałem leśniczego, a on dokładnie nie wiedział gdzie rozbiłem namiot..
Zacząłem się "zwijać" i gdy wszystko już miałem w samochodzie, postanowiłem wracać do domu i wszystko przemyśleć, zanim zapukam z Kają do właściwej leśniczówki. Kaja okazała się jeszcze nie gotowa do tego.. Muszę zrobić jeszcze jeden wypad, ale do innego lasu, bardziej "leśnego", aby ostatecznie ocenić zachowania Kaji. Całą tą moją wycieczką byłem trochę rozczarowany... ;]
Załączam kilka zdjęć z komórki bardzo słabej jakości... :-o
Kaja i warchlak dzika:

Kaja i wycinki:

Kaja węszy wycinka:

Locha z daleka...

Kaja odstawiona na początku ścieżki (czuła się "opuszczona"):

Kaja nie "robi" ścieżki 12 godzinnej (spuszczony ogon i wzrokiem mówi- sorry ja nic nie czuję):

AnTrOpKa - 01-08-2008, 23:04

BlueDiego, o rety! Aleś miał przygody! Powiem Ci, że czytałam Twoją opowieść z zapartym tchem, jakbym czytała jakąś powieść :P
A co do zbyt duzego rozproszenia Kaji to nie przemuj sie... i tak masz jednego z najlepiej wychowanych labradorów ;] ;] Hexa w wieku Kaji....... ;]

labi - 02-08-2008, 07:14

AnTrOpKa napisał/a:
jakbym czytała jakąś powieść


Faktycznie, BlueDiego, klimaty jak z E. Paukszty ;* Aż Ci zazdroszczę :)

BlueDiego - 02-08-2008, 08:25

labi napisał/a:
AnTrOpKa napisał/a:
jakbym czytała jakąś powieść


Faktycznie, BlueDiego, klimaty jak z E. Paukszty ;* Aż Ci zazdroszczę :)


No wiesz Labi, nie uważasz, że nieco przesadziłeś (Pauksztę faktycznie czytałem w latach osiemdziesiątych i lubiłem jego książki). Gdzie mi do powieściopisarza i reportera - jestem (byłem) z zawodu inżynierem (elektronikiem). Ale dzięki, jeśli uznanie było "na poważnie" (jeśli nie "na poważnie" to też). :D
Antropko dziekuję za słowa pocieszenia, ale wiesz, że podchodzę do szkolenia Kaji nieco "na luzie" i na czasie specjalnie mi nie zależy... Wielkie THNKS ! :D

Ryniu - 02-08-2008, 09:45

A co z aparatem? po wyschnięciu zadziałał?
BlueDiego - 02-08-2008, 12:28

Niestety, działał ale nie całkiem.. Po wyschnięciu można było robić zdjęcia, ale nie działał układ ładowania akumulatorów... Został oddany do naprawy, do serwisu Kodaka... :bad:
Bora - 02-08-2008, 13:18

BlueDiego, ale przygody :-o Myśle, że nie ma tego złego... wiesz przynajmniej jak Kaja radzi sobie z takimi "atrakcjami" i wiesz co trzeba zrobić, żeby czuła się pewniej i swobodniej. Poćwiczycie i na pewno kolejna ścieżka już wyjdzie :)

p.s. też czytałam Twój post jak powieść :lookdown:

BlueDiego - 02-08-2008, 15:04

Bora napisał/a:
BlueDiego, ale przygody :-o
........
p.s. też czytałam Twój post jak powieść :lookdown:


Bora, w sensie pozytywnym, czy negatywnym (za długi post - jak powieść) ? ;]
Czy opisywałem zdarzenia zbyt szczegółowo? Nie chciałbym zostać forumowym nudziarzem... :-o

Bora - 02-08-2008, 16:23

BlueDiego, jak najbardziej pozytywnym :)
BlueDiego - 03-08-2008, 10:29

Tym razem napiszę o Kaji w roli płochacza... :)
W wąwozie "mieszka" kilka stadek kuropatw. Obecnie (początek sierpnia) młode kuropatwy już są lotne i można, korzystając z tego, przyzwyczaić psa do płoszenia ptactwa "na strzał". Jest to jeszcze jedna "dyscyplina", którą labradory bardzo lubią i łatwo się uczą.. Ideą pracy psa - płochacza jest podejście do stadka ptaków "pod wiatr" i gwałtownym atakiem nakierowanie uciekających ptaków na myśliwego, który czeka z bronią gotową do strzału. Po strzale następuje aport postrzelonego (postrzelonych) ptaków. Ja Kaję uczę tego, rzucając aporty, w miejsce , z którego zapach stadka będzie wyczuwalny dla pieska (od strony "zawietrznej"). Gdy Kaja jest przy aporcie nie daję komendy "przynieś", tylko "Kaja - szukaj". Nieco zaskoczona i stropiona psina zaczyna węszyć i odkrywa zapach kuropatw. Dalej już wszystko dzieje się "samoczynnie", zgodnie z instynktem łowieckim psiny.. :)
Gdy Kaja wypłoszy stadko, nie pozwalam jej na długą pogoń za ptaszkami, przywołując ją gwizdkiem. Pierwszy raz, w euforii, "nie chciała usłyszeć wołania" :bad: , ale już za następnymi posłusznie wracała... Oczywiście śledziłem drogę lotu ptaków i zapamiętałem miejsce, w którym "opadły", aby ponownie dać Kaji szansę zabawy. To samo stadko Kaja "płoszyła" cztery razy! A jaka była zadowolona!! :)
Jeżeli macie możliwość bycia na rozległych łąkach, zachęcam Was do takich "zabaw", korzystając ze sprzyjającego okresu. :) :)
Uwaga!!
Jeżeli pies wypłoszy pojedynczego ptaka, nie można go przywoływać, gdyż jest to samica-matka, która odciąga psa od gniazda, wabiąc go wolnym lotem i częstym "przypadaniem" do ziemi. Niech pies odbiegnie jak najdalej, aby nie niepokoił piskląt.. :)
Do gniazda lepiej nie podchodzić, gdyż pisklęta często zdychają "ze strachu". :)
:papa:

Ryniu - 03-08-2008, 10:59

BlueDiego, na spacerku w lesie Enzo czasami "nawęsza wiatr". Często spotykam tam zające i sarny. Ostatnio Enzo przyuważył lisa i puścił się za nim. Udało mi się go odwołać. Czy lis może być dla psa niebezpieczny? Oczywiście pomijając wściekliznę.
labi - 03-08-2008, 18:09

BlueDiego, spoko. Naprawdę klimat Twego opowiadania przypomniał mi Pauksztę (także czytałem go dawno temu, choć pamiętam, że było miło). Przy okazji przypomniał mi także "Wielki las" Z. Nienackiego. :)
BlueDiego - 03-08-2008, 22:38

Ryniu napisał/a:
BlueDiego, na spacerku w lesie Enzo czasami "nawęsza wiatr". Często spotykam tam zające i sarny. Ostatnio Enzo przyuważył lisa i puścił się za nim. Udało mi się go odwołać. Czy lis może być dla psa niebezpieczny? Oczywiście pomijając wściekliznę.


Ryniu, ze strony lisa, psom wielkości labka, nic nie grozi. On (lis) śmiertelnie się takich psów boi!! I zmyka tak szybko, że labek go nie dogoni... :D
Chyba że jest ranny i wtedy labek może zostać ugryziony, jeśli (zwyczajem labków nie zatrzyma się przy rannym zwierzu w pewnej odległości). Ale walka dużego psa z lisem z reguły kończy się tragicznie (dla lisa - oczywiście).
Postąpiłeś słusznie odwołując Enzo, gdyż nie jesteś pewien jego zachowania (jak ja Kaji) i w lesie pies nie powinien znikać z oczu pańcia.
Opowiadali mi koledzy, że lis uciekając przed psem, potrafi przebiec koło wnyków, pętli, potrzasków, ciasnych dziur, w które psy mogą się "złapać", podekscytowane pogonią... :-o
Nie na darmo ma on (lis) przydomek chytrusa... :D , a nasze labki - są szczere
i prostolinijne.. ;]
Działalność kłusowników jest bardzo niebezpieczna dla naszych psiurków i lepiej być przesadnie ostrożnym w lesie, aby nie doprowadzić do nieszczęścia!! :bad:

Jola - 03-08-2008, 23:09

Blue Diego Twoje opowieści są fascynujące! Czytam jak najlepszą powieść!! Muszę zacząć szykować sobie kanapki zanim usiądę do monitora bo zapominam o świecie! :-P Gratuluję nie tylko umiejętności i mądrej psinki ale również "lekkości pióra". Masz dużą swobodę ubierania myśli w słowa - my zazdrościć i prosić o jeszcze!!
Ryniu - 04-08-2008, 08:33

BlueDiego, dzięki za odpowiedź, o wnykach nie pomyślałem w ogóle a to bardzo poważna sprawa.
Jola napisał/a:
Blue Diego Twoje opowieści są fascynujące!

zgadza się :)

Bora - 04-08-2008, 10:30

Jola, hihih ja już przezornie zawsze szykuję sobie kawusię i jakąś przekąskę :P

a co do lisów... u nas na osiedlu jest para lisów, mieszka gdzieś blisko mojego bloku. Ostatnio, kiedy byłyśmy na wieczornym spacerze lis szedł po chodniku na przeciw nam. Na początku myślałam, że to jest pies, ale zachowanie Bory mi nie pasowało. Zaczęło głośno warczeć i jeżyć się, co się nigdy nie zdarzyło. Uciekłam w bok na ulicę, żeby lisa minąć, on przeszedł spokojnie obok nas, zajęty swoimi sprawami.

To była dla Bory gratka iść śladem lisa, normalnie nos przy ziemi i śledziła każdy jego krok. Choć lisa już dawno nie było, to następnego dnia zapach nadal się utrzymywał i Borę nęcił.

BlueDiego - 04-08-2008, 18:32

Bora, twoja Bora jest wciąż głodna... węszenia. Jakby poznawała świat od nowa, świat zapachów, który jest dla piesków znacznie bardziej rozległy, niż świat widziany oczami i słyszany uszami.. Widać u niej predyspozycje do pracy węchowej, skoro odnajduje 24 godzinny trop lisa... Gorąco Cię namawiam, dawaj jej tą radość poznawania świata węchem, bo ona jest w tym kierunku bardzo utalentowana. :) Śledzę Twoje posty i jest to dla mnie oczywiste... :) :D
Na pewno jest to trochę trudniejsze i bardziej kłopotliwe dla Pańci, od pracy i zabaw w domku, ale wierz mi - naprawdę warto to zrobić dla pieska.. :D
Radość jest obopólna... :D :papa:

annap - 13-08-2008, 19:29

BlueDiego przeczytałam cały temat "stworzony" przez Ciebie i jestem pod wielkim wrażeniem ... oczywiście zgadzam się z wszystkimi przedmówcami też podziwiam i gratuluję takiego hobby, wytrwałości i oczywiście lekkości pisania :) ... czytając Twoje niesamowite opowiadania zastanawiam się nad zachowaniem swojego labka ... napisałeś, że Kaja w wieku 5,5 miesiąca potrafiła odnajdować aport w gęstwienie krzaków nie widząc miejsca w którym patyk spadł ... myślałam, ze to "normalne" u labków ... jestem w błedzie? pytam dlatego, że nasz Abi (przedwczoraj skończył 5 miesięcy) potrafi takie rzeczy już od jakiegoś czasu ... rzucając mu patyk w krzaki, gdzie leży jeszcze 10 innych patyków zawsze odnajduje ten, który został rzucony (nie ma jednego aportu, sa to zawsze przypadkowe patyki znalezione po drodze) ... pozatym jego ulubioną komendą jest komenda "szukaj" a samo szukanie, tak jak u Twojej suni, najlepszą zabawą ... na początku zamykaliśmy go na chwile w kuchni, jednoczesnie "wytyczając" drogę smakołykiem, który chowaliśmy w naprawdę trudno dostępne miejsca ... wystarczyło wypowiedzieć magiczne słowo i wpuścić Abiego do pokoju, a ten z nosem przy ziemi odnajdywał smakołyk zadziwiająco szybko ... teraz bawimy się tak na łące, w lesie, gdzie popadnie i Abi jest wtedy przeszczęsliwy ... czy takie zachowanie pozwala określić u psa pewne predyspozycje do bycia psem typowo użytkowym czy to nic innego jak "dziecinna" psia zabawa? przepraszam, że zajęłam az tyle miejsca ale tak zainteresował mnie ten temat, ze jestem gotowa szukać dzików i innych zwierzy w okolicy byle sprawić więcej radości swojej klusce :)
BlueDiego - 13-08-2008, 20:15

annap napisał/a:
czy takie zachowanie pozwala określić u psa pewne predyspozycje do bycia psem typowo użytkowym czy to nic innego jak "dziecinna" psia zabawa? przepraszam, że zajęłam az tyle miejsca ale tak zainteresował mnie ten temat, ze jestem gotowa szukać dzików i innych zwierzy w okolicy byle sprawić więcej radości swojej klusce :)


annap, Twój Abi wykazuje od małego wybitne zdolności psa użytkowego -retrievera. Nie jest to zjawisko częste u labradorów, które w większości są obecnie pochodzenia "wystawowego" i swoje pierwotne cechy mają nieco "uśpione". Jakie szczęście, że potrafiliście odpowiedzieć na jego potrzeby, które Wam ciągle demonstruje.. Jestem pewien, że byłby z niego doskonały pies myśliwski.. :) :haha:
Co do szukania dzików i innych "zwierzątek"... Trzeba być z tym ostrożnym, jeżeli planujecie ułożyć Abiego na psa użytkowego, pracującego, z certyfikatem FCI.
Radziłbym poczytać literaturę na ten temat (np.Szkolenie retrievera.Nie tylko dla myśliwych - C.Marchwickiego). Jeśli zaś nie chcecie go szkolić do polowań - to możecie ostrożnie zwiększać mu dawki doznań i rozszerzać jego możliwości w miarę swoich możliwości i jego propozycji, którymi będzie Was zaskakiwał... :D
Życzę Wam wielkiej radości z posiadania tak uzdolnionego psiaka... :) :D
Chciałbym jeszcze dodać, że dobry użytkowy retriever ma charakterek, i nie będzie łatwo go ułożyć... ;]

Gerard - 14-08-2008, 05:58

BlueDiego napisał/a:
zdolności psa użytkowego -retrievera. Nie jest to zjawisko częste u labradorów, które w większości są obecnie pochodzenia "wystawowego" i swoje pierwotne cechy mają nieco "uśpione".

Oj, nie bardzo mogę się z Tobą zgodzić :-) . To "uśpienie" pierwotnych cech użytkowych, o którym wspominasz, wynika bardziej z tego, że ludzie nawet nie próbują pracować ze swoimi labradorami. Nie próbują, bo nie wiedzą jak i od czego zacząć, często nawet nie wiedzą, że labrador to pies myśliwski stworzony do pracy w trudnych warunkach. Nie wiedzą, że ich pies do pełni szczęścia potrzebuje współpracy z człowiekiem i powierzanych mu zadań. "Wystawowe pochodzenie" najczęściej przekłada się tylko na wygląd labradora. Te wystawowe są zbyt ciężkie i masywne, żeby wytrzymać trudy wielu godzin pracy na polowaniu. Zdecydowanie mniej przekłada się to na ich wrodzone predyspozycje i zamiłowanie do pracy węchowej, czy do aportowania. Sezon konkursów tropowców mamy w pełni. Zbliża się sezon konkursów retrieverów. Za tydzień pierwszy konkurs retrieverow w tym roku, w Ominie koło Olsztyna. Popatrz BlueDiego na listy startowe na tych konkursach a zobaczysz na nich labradory z takich hodowli jak Herbu Zadora, Górska Fantazja i tym podobnych, czyli z hodowli nastawionych głównie na eksterier. To fascynujące jak te od wielu pokoleń "kanapowe i wystawowe" psy potrafią pracować na konkursach retrieverów i na ścieżkach tropowych konkursów tropowców. Fascynujące jest jak mocno tkwią w nich
i przekazywane są na kolejne pokolenia ich predyspozycje i umiejętności.

BlueDiego - 15-08-2008, 22:35

Gerard, całkowicie się z Tobą zgadzam...
===========
Opiszę tym razem moją wycieczkę z Kają, którą zacząłem dwa dni po powrocie z pierwszej. Postanowiłem pojechać ponownie do Rudki, ale już nocować w letnim domu u rodziny, w Ostrowie Lubelskim, a do lasu wybierać się jedynie z rana i być tam do póżnego wieczora.. Miałem w planach "zapoznanie" Kaji ze strzałami z broni palnej i ewentualne uodpornienie jej na takie zdarzenia...
I oczywiście miałem sprawdzić zachowanie Kaji na ścieżkach tropowych w lesie, przy istnieniu świeżych śladów rozpraszających (nieznanej Kaji zwierzyny). "Zameldowałem" się ponownie w leśniczówce NN i powiedziałem leśniczemu o moich perypetiach z poprzedniej wizyty... Powiedziałem o zachowaniu Kaji i na to odezwał się jeden ze strażników leśnych, stary wyjadacz (podobno - "psiarz"):
-Panie, coś pan, z mułem się na głowy pomieniał!? Tam nawet dobry stary pies gubi tropy.. Gdzie tam by mogła coś wytropić pańska młódka!!? Panie, ona musi wpierw pochodzić z rok po lesie i niuchać, niuchać!! Wtedy się może nauczy.. Pierwszy raz w takim lesie i chcesz pan by suka szukała starych śladów!! Daj pan spokój !! Pies musi respektować żywą i zdrową zwierzynę, a tego musi się nauczyć w lesie!! :bad:
Zrobiło mi się wstyd. Stary wyga miał rację! A ja podejrzewałem, że Kaja dostała fioła! A to nie Kaja, a jej pańcio! :-o
Podziękowałem grzecznie za uwagi. Zapytałem panów ze straży leśnej, gdzie będę mógł sobie postrzelać ze straszaka 6mm, dla przyzwyczajenia Kaji do strzałów. Wskazali mi miejsce, najlepsze do szkolenia psa myśliwskiego (ponoć sami swe psy tam szkolą), na skraju lasu od strony północnej. W lesie, w tym miejscu, jest ponoć dużo drobnych zwierząt i ptaków. Bywają sarny i dziki. Miejsce to jest oddalone około 1 km od leśniczówki, na zachód, idąc skrajem lasu. W drodze na wskazane miejsce przemyślałem sobie wszystko.. Stary wyjadacz rozjaśnił mi wszystko w głowie!! Cały mój plan był do kitu! Żadnych ścieżek tropowych w lesie, jeszcze jest za wcześnie, Kaja musi się oswoić z silnymi tropami "ciepłej", żywej zwierzyny. Muszą jej spowszednieć i nie wprowadzać w ekstazę... Zdałem sobie sprawę, że Kaja w zasadzie nie była w "prawdziwym" lesie. W każdym, które znała, było mnóstwo ludzkich tropów, a zwierzęcych (szczególnie "ciepłych") niewiele.
Po dwudziestu minutach marszu skrajem lasu, ukazał mi się piękny widok dzikiej, kwitnącej na żółto łąki na skraju lasu, porośniętej wyspami drzew:

Faktycznie jest to miejsce idealne na szkolenie psa !! (Zero ludzkich tropów, 3 km od najbliższej wioski).
Ale ponieważ to był dzień moich urodzin (61), pospacerowałem trochę po łące i lesie, i pomaszerowałem do samochodu, który czekał w leśniczówce. Z rodziną obsuszyłem flaszkę (ja tylko symbolicznie ;] , ze względu na stan zdrowia).
Przed zaśnięciem podjąłem decyzję: ta łączka była taka piękna i cicha, że będzie dobrze się tam wybrać na kilka dni, z namiotem, pozbywając się konieczności codziennych podróży.. :)
--------
Na drugi dzień z rana, po przybyciu na łąkę, puściłem Kaję ze smyczy i przez ponad godzinę obserwowałem jej buszowanie po terenie. Kilka razy Kaja wypłoszyła stada kuropatw, kilka bażantów, dwa zające... Zajęła się też jeżem, który zwinął się "w kulkę" i miał w nosie jej warczenie.. Ganiała też w trawie nornice, które jednak szybko jej zwiewały... :)
Zrozumiałem, że w tych warunkach Kaja nie będzie chciała się bawić aportami i tropieniem. :bad:
"Ciepłe" zapachy są nie do pokonania. ;]
Włożyłem naboje do mojego straszaka (pistolet startowy, hukowy - Start1, na naboje 6mm short, z bocznym zapłonem, nie trzeba mieć zezwolenia). Postanowiłem wypłoszyć mieszkańców łąki, aby Kaja nie była "wodzona na pokuszenie" górnym wiatrem. A przy okazji, chciałem zrobić Kaji próbę utrzymania pozycji przy odstawieniu, przy usłyszeniu strzału. Kaja została uwiązana, dostała komendę "siad-zostań" i oddaliłem się na ok.30m tak aby Kaja mnie widziała. Oddałem strzał.. I zaraz po strzale sytuacja była taka:

Kaja poderwała się na nogi, słysząc szum odlatujących w popłochu ptaków. Przestraszona nie była.. Zbeształem ją... Ponownie podszedłem do niej, komenda "siad-zostań", oddalenie się i strzał. I znowu:

Kaja uparcie wstawała po usłyszeniu strzału. Jest to zachowanie niedozwolone (według kryteriów konkursowych pies powinien po strzale siedzieć..) :bad: Ale mnie to w zupełności wystarczy, Kaja się strzałów nie boi i nie wyczynia szaleństw !! :)
Jestem z niej bardzo zadowolony, potwierdziła że jest odważną i "twardą" sunią!! :haha: OMG, dzięki Ci!! :haha:
Zarządziłem posiłek dla naszego stada: Kaja zjadła swój suchy pokarm, "doprawiony" puszką Junior PP (z papierowego talerzyka jednorazowego). Potem była sjesta w cieniu drzew:

Zwolniłem Kaję, na buszowanie po łące. W pewnym momencie zauważyłem, że w czymś się tarza.. Podszedłem, i zobaczyłem, że były to, na wpół rozłożone i cuchnące, zwłoki jakiegoś ptaka, prawdopodobnie bażanta (ofiara lisa?). Zawołałem "Kaja do mnie", nie zareagowała ciągle się tarzając.. :bad: Po chwili dostała solidnego klapa w d..ę i wstała..
Niestety od tej pory nie było możliwe dla mnie tolerowanie jej bliskości. Capiła niemiłosiernie. Na sierści grzbietu miała jakiś śluz i przyklejone pióra.. :bad: Ohyda !!
Nie miałem wody, poza niewielkim zapasem do picia dla nas. Gorąco było niemożebnie. I jeszcze ten odór!! :bad: Nie było wyjścia, trzeba było iść do jeziora! (ok.4 km, polnymi drogami) w ten upał (godzina 15.30)! Zebrałem manatki, plecak na plecy i w drogę:

Zlany potem, po dwóch godzinach dotarłem do jeziora.. Ponieważ podszedłem od strony lasu, brzeg był "dziki". Rozbiłem więc namiot (2 osobowy: dla mnie prawie 1 miejsce i minimum 1 dla Kaji) tuż nad brzegiem.:

Kaja uparcie układa się zawsze "na poprzek" i głośno chrapie (prawie jak pańcio!). Rozpycha się łapami przez sen. Nie pomagają tarmoszenia i "kuksańce". Komary dały sie nam mocno we znaki. Nie miałem nic na ochronę! :bad:
Następnego dnia rano, po kąpieli, wróciliśmy na "naszą" łączkę. Po wypłoszeniu mieszkańców łąki kilkakrotnymi strzałami, Kaja zaczęła się domagać aportów !! Widocznie już nie było nic wystarczająco fascynującego. A następnego dnia zrobiliśmy na łące ścieżkę tropową "świeżą". W następnych dwóch dniach robiliśmy już ścieżki 6 godzinne. Zdjęcie Kaji "na tropie":

Codziennie wędrowaliśmy po lesie, w różnych kierunkach, zaznaczając drogę, gdyż w "głuszy" trudno jest zapamiętać wszystkie zmiany kierunku marszu trwającego 4-5 godzin. :-o
========
Tyle na temat ostatniej wyprawy, na której dużo się nauczyłem, od "psiarza"-praktyka...
Osoby, które przeczytają mój post, proszę o napisanie jakiejkolwiek odpowiedzi, gdyż nie chciałbym pisać "sobie a muzom". ;]

Goha_lab - 15-08-2008, 22:48

Łau ale przygody. No i Kaja dzielna sunia nie bała się strzałów :) Twoje posty czytam jak powieść wręcz czekam na kolejne rozdziały :)
Bora - 16-08-2008, 11:56

BlueDiego, wiesz, niby teraz okazuje sie to takie oczywiste, że suczka musiała się nauczyć, jak to napisałeś "respektować" te świeże ślady, ale powiem szczerze, że sama o tym nie pomyślałam :) , że te tropy zwierzyny bedą ją tak nęcić i doprowadzać do obłędu.

Podziwiam , Bora na strzał, huk, głośny piorun, reaguje ucieczką, a Kaja dzielnie stała, kiedy Ty strzelałeś z bardzo bliskiej odległości 30 m :) Szacun dla czarnuli.

Fantastyczna polana. Otwarty teren a zapachów dużo i to różnego rodzaju. Wychodzi na to, że warto pytać leśniczego, zawsze można sie czegoś dowiedzieć.

Eh fajnie wam :) Zazdrościmy :)

Jola - 16-08-2008, 19:58

Blue Diego serdeczne dzięki za kolejny rozdział fascynującej powieści!! Już sama nie wiem, co jest dla mnie ważniejsze: śledzenie i zazdroszczenie postępów w szkoleniu Twojej ulubienicy czy sama przyjemność czytania Twoich opowieści... Proszę tylko o jedno - JESZCZE!!
labi - 16-08-2008, 21:39

BlueDiego napisał/a:
gdyż nie chciałbym pisać "sobie a muzom".


BlueDiego, "sztuka dla sztuki" wzbogaca formę :)

BlueDiego napisał/a:
Z rodziną obsuszyłem flaszkę (ja tylko symbolicznie , ze względu na stan zdrowia).


Jak to mówią: "raz się żyje" :) Szkoda sobie przyjemności odmawiać. No, chyba że flaszka o pojemności wanny, wtedy i "symbolicznie" jest fajnie :)

BlueDiego napisał/a:
nie zareagowała ciągle się tarzając.. Po chwili dostała solidnego klapa w d..ę i wstała..


BlueDiego, jak mogłeś. A nie spróbowałeś wpierwej szkolenia klikerowego? :D :-P


BlueDiego napisał/a:
zauważyłem, że w czymś się tarza [...] były to, na wpół rozłożone i cuchnące, zwłoki jakiegoś ptaka, prawdopodobnie bażanta (ofiara lisa?)



Labi sobie kiedyś upatrzył w pobliskim parku "jeszcze ciepłego" kotka (na bank ofiara kierowcy). Pilnowałem ze dwa tygodnie, nie pozwalając na wstęp do "perfumerii". Bestia, okazał się bardziej szczwany ode mnie. Ściemnił mnie raz, że jest zainteresowany czymś w pobliżu, po czym rzucił się plecami w "kotka". Capiło, jak piszesz, choć "dezodorował" się jedynie z pięć sekund :) A może by to uwiebienie psiurków do miłych woni wykorzystać? Może jest na Forum ktoś po marketingu, bo chemiczkę już mamy. Wprowadzilibyśmy na rynek kosmetyki dla psów o zapachu np. rybim, kociego truchła etc. Przy okazji podobna linia dla "ludziów". Proponuję użycie w nazwie (bądź sloganie reklamowym) hasła org. (np. org.-azm gwarantowany :P )

BlueDiego, ja nie wiem, dlaczego jeszcze Cię lubię, skoro moja Natka jest zafascynowana Twoimi opowieściami :D (że o sobie nie wspomnę, bo i ja zazdroszczę "lata leśnych ludzi") :)

Ryniu - 17-08-2008, 11:26

BlueDiego ja też zadraszczam :) ale mnie TŹ nie puści na takie samotne eskapady z Enzo :) Dobrze, że chociaż niedługo będę miał za płotem las :)
AnTrOpKa - 18-08-2008, 00:30

Jejku BlueDiego!!! Ale Ty umiesz pięknie przelać historyję na monitor ;] No cudownie mi się czyta Twoje opowieści! A wycieczkę miałeś naprawdę prześwietną :) Podziwiam Cię, bo sama nie dałabym rady wśród robactwa (mam arachnofobię itp). A Kaja po kąpieli w jeziorku przestała 'pachnieć' ? Bo jak Hexa mi się ostatnio wytarzała w zdechłych kretach czy dzikach to 3 razy ją kapałam i szorowałam zanim doszła do stanu używalności ;]
Po Twojej opowieści mam ochotę zbadać zachowanie Hexy przy strzałach, więc chyba zabiorę się z sasiadem zza płotu (myśliwym) na polowanie ;] (chociaz sumienie nie pozwolilo by mi na to patrzec jak sasiad....)
labi Twojego posta nie komentuję... wystarczy, że z racji na późną godzinę obudziłam pół domu swoim śmiechem.
labi napisał/a:
(np. org.-azm gwarantowany :P )

Jakby co to ja ten zapach zamawiam :D :greedy:

BlueDiego - 19-08-2008, 12:25

labi napisał/a:

BlueDiego napisał/a:
nie zareagowała ciągle się tarzając.. Po chwili dostała solidnego klapa w d..ę i wstała..

BlueDiego, jak mogłeś. A nie spróbowałeś wpierwej szkolenia klikerowego? :D :-P

Labi, szczerze się przyznaję, do popełnionego błędu, już na zawsze pozostanę tym zacofanym i ciemnym barbarzyńcą.. :D :-P
Cóż, ale dobrze nam z tym, zarówno mnie, jak i mojej suni.. :-P
labi napisał/a:

A może by to uwiebienie psiurków do miłych woni wykorzystać? Może jest na Forum ktoś po marketingu, bo chemiczkę już mamy. Wprowadzilibyśmy na rynek kosmetyki dla psów o zapachu np. rybim, kociego truchła etc. Przy okazji podobna linia dla "ludziów". Proponuję użycie w nazwie (bądź sloganie reklamowym) hasła org. (np. org.-azm gwarantowany :P )

Trzeba sporządzić biznes-plan i oszacować po ile sprzedawać każdy "org." :D
Popyt powinien być... :D :D
labi napisał/a:

BlueDiego, ja nie wiem, dlaczego jeszcze Cię lubię, skoro moja Natka jest zafascynowana Twoimi opowieściami :D (że o sobie nie wspomnę, bo i ja zazdroszczę "lata leśnych ludzi") :)

Labi, wystarczy, że ja wiem za co Was lubię.. :papa:
bora napisał/a:

BlueDiego, wiesz, niby teraz okazuje sie to takie oczywiste, że suczka musiała się nauczyć, jak to napisałeś "respektować" te świeże ślady, ale powiem szczerze, że sama o tym nie pomyślałam :) , że te tropy zwierzyny bedą ją tak nęcić i doprowadzać do obłędu.

Ja zawsze to wiedziałem, że pies musi się nauczyć respektowania (ignorowania) zdrowych zwierząt (i ich śladów), ale w jakims zaślepieniu realizowałem plany szkolenia Kaji, głównie pod kątem swoich zamiłowań i przyjemności. :bad:
Mea culpa.. :bad:
ryniu napisał/a:
....
mnie TŹ nie puści na takie samotne eskapady z Enzo :) Dobrze, że chociaż niedługo będę miał za płotem las :)

Ryniu Na wędkowanie też Cię nie puści? (to już wiesz co zrobić..) :mmm:
Las nie przyjdzie do Ciebie, więc się przeprowadzasz?!! :)
:)
antropka napisał/a:
Podziwiam Cię, bo sama nie dałabym rady wśród robactwa (mam arachnofobię itp). A Kaja po kąpieli w jeziorku przestała 'pachnieć' ?

Bez styczności z tym paskudztwem faktycznie trudno przebywać w lesie. Szkoda.. :cring:
Kaja zaraz po przybyciu nad jezioro została wykąpana i wyczyszczona metodą "harcerską", przez natarcie mokrym piaskiem i spłukanie.. "Ten" zapach zniknął ! :)
Inaczej znów nie zmrużyłbym oka.. :D

Jola, Goha_lab, serdecznie Wam dziękuję za posty... Wobec popytu, będzie "następny odcinek" ze szkolenia na ścieżkach typu "włóczka", po moim powrocie "z terenu"... ;]

Ryniu - 19-08-2008, 16:02

BlueDiego napisał/a:
Ryniu Na wędkowanie też Cię nie puści? (to już wiesz co zrobić..)

wędki leżą teraz zakurzone, ale to już wina Enzo, bo on nie ma cierpliwości :)

BlueDiego - 22-08-2008, 20:59

Aby uniknąć rozpisywania się o szczegółach, gdy będę opisywał szkolenie Kaji w tropieniu śladów, dzisiaj opiszę "techniczne i organizacyjne" aspekty szkolenia Kaji na ścieżkach tropowych typu "włóczka". Są one śladami węchowymi pozostawionymi przez ciągnięcie po ziemi, trawie, ściółce leśnej silnie pachnącego przedmiotu. (Nie ma to więc nic wspólnego z pasmanterią... :D ). Ja użyłem w tym celu kawałka wędzonej piersi kurczaka. :-P
Do tej pory Kaja nauczyła się, w miarę sprawnie posługiwać się wiatrem dolnym, w dość szybkim ruchu, nie męcząc się zbytnio. Ale zawsze tropiła moje (czyli swojego pańcia) ślady, po których dochodziła zawsze do "nagrody". Taka jest generalna zasada nauki tropienia: każde ćwiczenie powinno zakończyć się sukcesem!!! I nagrodą!!! Zachęca to psiurka do wytężonej (związanej z wysiłkiem) pracy-zabawy... :)
Teraz przyszedł czas na naukę "prawdziwego" tropienia, czyli podążanie za śladami innymi, które piesek ma otrzymać od pańcia na początku ścieżki. Na końcu ścieżki znajdzie on "nagrodę" do pożarcia i wieeeelką pochwałę od pańcia. :)
W celu ułatwienia psu skupienia się na "obcym" śladzie, powinien on (ślad) być nieco oddalony (2-3 metry) i silniejszy od śladu pańcia. Do ułożenia takiej ścieżki samemu używam sprzętu pokazanego na zdjęciu:

Od lewej: wędka teleskopowa z fiberglasu trzymetrowa, doskonały aport gumowy (dość ciężki i miękki), aport parciany Dingo (znaleziony w internecie przez Borę- dzięki! :) ), aport lądowo-wodny miękki, torba myśliwska, u góry: woreczek z grubego płótna (na kawałki wędzonego kurczaka, zapakowane w foliowe woreczki śniadaniowe).
W torbie znajdują się "śledzie" od namiotu, z przywiązanymi wstążkami w czterech kolorach: czerwonym, niebieskim, białym i żółtym (po trzy z każdego koloru). Służą one do zaznaczania trasy ścieżki. Każdy kolor oznacza inny kierunek dalszego biegu ścieżki. U mnie: czerwony 90 stopni w lewo, niebieski 90 stopni w prawo, żółty 45 stopni w lewo i biały 45 stopni w prawo. Mam oczywiście zapas wstążek i "śledzi", gdy zachodzi potrzeba umieszczenia większej ilości "znaczników" danego koloru.
Do wyznaczania ścieżki wysuwam wędkę maksymalnie (3m.), do końcowej przelotki dowiązuję żyłkę (ok.1,5 m.), na końcu zaś żyłki przywiązuję ciężki aport gumowy. Do aportu przyklejam taśmą klejącą kawałek wędzonej piersi kurczaka. Wędkę trzymam oburącz skierowaną w prawo, w ten sposób ścieżka powstaje zawsze po mojej prawej stronie względem kierunku poruszania się. Znaczniki kolorowe wbijam zawsze koło mojej lewej nogi, gdy zmieniam kierunek wytyczania.
Sposób oznaczania ścieżki podaję na poniższym rysunku:

Prowadząc psa po ścieżce, po pewnym czasie, idę tak, aby moja lewa noga znajdowała się zawsze 3m. na prawo od znacznika. W ten sposób odwzorowuję ścieżkę wystarczająco dokładnie. Sunia idzie po ścieżce zawsze na długiej smyczy oraz z szeroką (4cm.) obrożą.
Poniżej załączam zdjęcia łąki i lasu nadającego się do wykonywania ścieżek typu włóczka:

A na tej łące i w tym lesie nie da sie zrobić ścieżki typu włóczka (częste zaczepy "włóczki"):

Noszę również zawsze w torbie mój pistolet hukowy (Start1), różne potrzebne narzędzia, karmę Kaji (kulki i puszkę), mój posiłek, dwa ręczniki (tak, również dla Kaji) i zapas wody do picia. Resztę rzeczy zostawiam w samochodzie, gdy nie przewiduję noclegu "na polu". Niestety ostatnio zgubiłem procę firmy Crosman, z której wystrzeliwałem aporty. Będę musiał kupić nową, na szczęście nie jest droga... :bad:
Tyle "technicznego" wstępu o mojej technologii wykonywania ścieżek typu "włóczka".
Czytelników mego postu przepraszam za ten przydługi wstęp, ale dzięki niemu opis szkolenia właściwego będzie bardziej zwięzły.. :)
A na koniec zamieszczę zdjęcie napotkanego (nieoczekiwanie), na trasie mego "włóczenia się" z Kają po lesie, dębu - pomnika przyrody... :D Rozciągnąwszy ręce obejmuję jedynie jedną trzecią obwodu tego "drzewka". :)

sodalis - 22-08-2008, 21:04

Strasznie skomplikowana ta Wasza włóczka - nie zgubiła się na zakrętach?
Ja zawsze robie kąty rozwarte.

AnTrOpKa - 22-08-2008, 21:10

BlueDiego, wstęp jest świetny, albowiem zawiera cudowną instrukcję obsługi ;]
Wasze wycieczki mnie zachwycają! Aż mam ochotę spróbować takich trików z Hexą! :)
Dodatkowo cieszę się, że miałam tą niepowtarzalną przyjemność przeczytaj kolejny rozdział Twojej powieści jako pierwsza!!! :lookdown:
Miziaki dla Kaji - bardzo pozytywnej diablicy :*

Edit: jednak przeczytałam jako druga :confused:

BlueDiego - 22-08-2008, 21:35

sodalis napisał/a:
Strasznie skomplikowana ta Wasza włóczka - nie zgubiła się na zakrętach?
Ja zawsze robie kąty rozwarte.

Sodalis, na rysunku podany jest jedynie sposób oznaczania ścieżki, a nie ścieżka "zrobiona" z Kają. Zakrętów jest tyle, żeby pokazać zastosowanie każdego znacznika. Zrobione ścieżki były całkiem inne, o tym będę pisał później.. Ja nie stosuję w opisie "kąta rozwartego", gdyż idąc przodem mogę kierunek zmienić w lewo lub w prawo, pod kątem 45 stopni lub 90 stopni. To jest jedynie rzecz umowna... :)

Goha_lab - 23-08-2008, 12:36

Kolejna super historia :)
Bora - 23-08-2008, 12:45

BlueDiego, czytałam wiele opinii na temat nauki psa tropienia. Chyba jest tyle różnych metod ile ludzi próbuje bawić sie w tropienie. Czytałam, że nie poleca się uczyć psa "na smaczki" czyli ja rozumiem to tak, że na końcu tropu nie powinna znajdować się nagroda w postaci smakołyka, że lepiej jeśli znajduje się tam przedmiot, który pies zaznaczy np. warowanie/siadem a nagrodę dostanie od przewodnika.
Co o tym myślisz?

Jola - 23-08-2008, 12:45

Nio nareszcie! Suuper! Blue Diego muszę sobie zdrukować instruktaż, bo jak na mój mały misi rozumek to trochę skomplikowane.... Ale i tak czytałam z zapartym tchem!! To jest dopiero sztuka - zainteresować taką gułę i laika jak ja .... Blue Diegojak zwykle napraszamy się o jeszcze!!
BlueDiego - 23-08-2008, 20:21

Bora napisał/a:
BlueDiego, czytałam wiele opinii na temat nauki psa tropienia. Chyba jest tyle różnych metod ile ludzi próbuje bawić sie w tropienie.

Masz rację, sam czytałem o różnych metodach, moją "sprawdziłem" szkoląc Foksia, który pod względem węchu znacznie ustępował Kaji. Ona wiele rzeczy ma już "we krwi" i nie trzeba jej uczyć... :)
Bora napisał/a:
Czytałam, że nie poleca się uczyć psa "na smaczki" czyli ja rozumiem to tak, że na końcu tropu nie powinna znajdować się nagroda w postaci smakołyka, że lepiej jeśli znajduje się tam przedmiot, który pies zaznaczy np. warowanie/siadem a nagrodę dostanie od przewodnika. Co o tym myślisz?

Bora, główną i najtrudniejszą rzeczą było nauczenie Kaji, że ma szukać tropu z zapachem, który jej podałem na starcie ścieżki i znaleźć przedmiot o tym zapachu. Najłatwiej to zrobić z "gastronomicznymi" zapachami i przedmiotami. Wyrobienie nawyku "zapach startowy = zapach na ścieżce = zapach przedmiotu szukanego" pozwoli później zrezygnować z zapachu "gastronomicznego" i przejść na zapach zdecydowanie niejadalny: np. zapach jednego buta mojego syna, jego ścieżka tropowa, jego drugi but na końcu ścieżki.. I tak się można łatwo pożegnać z nagrodami gastronomicznymi, które oczywiście są niepożądane, aby pies nie nabrał nawyku rozszarpywania tuszy stworzenia które tropi (lub jej pożerania). Nie zaczynam od tropienia śladów żywych zwierząt lub włóczek tuszami zwierząt, aby właśnie tego uniknąć... Nawet jeżeli Kaja pożre kilka (kilkanaście) przedmiotów szukanych, a przy tym nauczy się ich szukać po zapachu na ścieżce, to potem można pracować nad wyeliminowaniem jadalności przedmiotu szukanego. Ważne by psiunia "złapała bakcyla".. :D

[ Dodano: Sob 23 Sie, 2008 ]
AnTrOpKa napisał/a:
Wasze wycieczki mnie zachwycają! Aż mam ochotę spróbować takich trików z Hexą! :)

Antropko, cóż w tym trudnego? Spróbować zawsze można, a nawet trzeba.. :)

Bora - 23-08-2008, 22:18

BlueDiego, ale zgodzisz się, że kładzenie jedzenia po kawałeczku na ścieżce, co jakiś tam odcinek jest błędem? Bo ja uważam to za błąd i niepotrzebne mieszanie psu w głowie. Dlatego pytam, bo z taką instrukcją też się spotkałam.
BlueDiego - 24-08-2008, 06:41

Bora napisał/a:
BlueDiego, ale zgodzisz się, że kładzenie jedzenia po kawałeczku na ścieżce, co jakiś tam odcinek jest błędem? Bo ja uważam to za błąd i niepotrzebne mieszanie psu w głowie. Dlatego pytam, bo z taką instrukcją też się spotkałam.

Moim zdaniem taka nauka tropienia może wydłużyć czas pojęcia przez psa o co w tym ćwiczeniu chodzi. Wącha zapach na starcie, idzie po śladzie i jednocześnie "niucha" w poszukiwaniu czegoś smacznego. To psa rozprasza i trzeba mu ponownie "zadawać" zapach (co jest niedopuszczalne, bo podanie zapachu z komendą "szukaj" jest komendą, którą jak każdą, pies powinien wykonać po jej jednym, jedynym wydaniu. ;] Jeżeli pies nie wykona jakiejś komendy za pierwszym jej otrzymaniem, trzeba go zbesztać, wziąć na smycz i "odłożyć" na smyczy na 5-10 minut, albo do jej wykonania zmusić (stosując zdecydowanie nieprzyjemne bodźce.. :-o ). W przeciwnym razie trud szkolenia w większości idzie na marne, a komenda powtarzana wielokrotnie "jest spalona". :bad:
Psa prowadzi się podczas tropienia na otoku (długiej lince) właśnie po to, aby go delikatnie "naprowadzać" na trop i nie dać mu się "rozpraszać". :) Gdy psinka "stanie" i zacznie kręcić się "w kółko" bezradnie, należy zejść ze ścieżki (bez besztania), wymiziać, zrelaksować i ponownie puścić na ścieżkę, za miejscem poprzedniego zatrzymania.. :)

[ Dodano: Nie 24 Sie, 2008 ]
Jola napisał/a:
To jest dopiero sztuka - zainteresować taką gułę i laika jak ja .... Blue Diegojak zwykle napraszamy się o jeszcze!!

Jola, całkowicie się z Tobą nie zgadzam. :bad:
Tropienie jest zabawą z psem jak każda inna zabawa, może jedynie bardziej rozwija w naszych psiurkach ich wrodzone umiejętności, dając im większą frajdę!! :D

Jola - 24-08-2008, 12:24

BlueDiego napisał/a:
Jola, całkowicie się z Tobą nie zgadzam. :bad:
Tropienie jest zabawą z psem jak każda inna zabawa, może jedynie bardziej rozwija w naszych psiurkach ich wrodzone umiejętności, dając im większą frajdę!! :D
Blue DiegoAle gułowatość dotyczy oczywiście pańci a nie Tary!! Tara pewnie kurcgalopkiem popędziłaby rozgryzać nową zagadkę, tylko pańcia gułowato się za szykowanie zabawy zabiera.. :-P
BlueDiego - 24-08-2008, 17:14

Jola napisał/a:
Blue DiegoAle gułowatość dotyczy oczywiście pańci a nie Tary!!


Jola, zdecydowanie jesteś zbytnio surowa w ocenie swojej osoby! Jeśli czujesz, że takie zabawy z psem bardzo Ci się podobają, to przystąp do ich realizacji. Powoli, malutkimi kroczkami, można wszystkiego pieska nauczyć, tym bardziej, że niektóre rzeczy labki potrafią "same z siebie". Twoja sunia jest jedynie o nieco ponad miesiąc starsza od Kaji, więc jest pieskiem młodym, wszystko jest jeszcze przed nią! Ćwiczenia możesz zacząć w domu, robiąc Tarze "ścieżki" do schowanych smaczków. Zobaczysz jak twoja sunia na to zareaguje.. :D
Serdecznie życzę Ci powodzenia... :) :papa:

Jola - 24-08-2008, 17:58

Dziękuję Blue Diego! Na pewno spróbuję, choć nieco obawiam się efektów.. :-P Ale czego się nie robi dla tych wiecznie zaczepiających i zapraszających do zabawy ukochanych psiaków!! I na pewno zdam relację!
BlueDiego - 25-08-2008, 19:57

Dziś opiszę "robienie" przez Kaję ścieżek typu "włóczka". Pierwszą taką ścieżkę wytyczyłem w wąwozie, w części prawie nie odwiedzanej przez innych "psiarzy", o godzinie 6.30 rano. Była duża rosa i pogoda prawie bezwietrzna.. Włóczkę wykonałem używając kawałka piersi kurczaka. Była ona (ścieżka) w kształcie odwróconego C, o trzech odcinkach po ok.35m., wokół kępy krzaków:

I tu mnie Kaja całkowicie zaskoczyła. Gdy ustawiłem ją na starcie, dałem powąchać kawałek piersi kurczaka i wydałem komendę "szukaj". Kaja po pierwszym naprowadzeniu na trop ruszyła z miejsca prawie biegiem, machając ogonem jak szalona, i po minucie już było "po zawodach", łącznie z pożarciem kawałka kurczaka!!! Szła po zapachu kurczaka jak burza!! Na dwóch załamaniach ścieżki z lekka przyhamowała, ruszyła głową na prawo i lewo i pobiegła po śladzie!! Byłem oszołomiony z zaskoczenia! Byłem przez Kaję znokautowany!! :bad: :D :D
Zacząłem się zastanawiać, co tu było nie tak? To po prostu nie mieściło się w głowie!! Kaja z miejsca poszła po "obcym śladzie"!! A ona, ta cholera, patrzyła na mnie tak, jakby chciała mi powiedzieć "po co było to łażenie po twoich śladach, setnie się wynudziłam"! :bad:
Pomyślałem "nie dam się tej cholerze oszukać, pewnie mnie zwietrzyła przez krzaki".
Postanowiłem zrobić drugą włóczkę, wykluczająca taką możliwość! :

Do wytyczania ścieżki użyłem małego kawałka kiełbasy. :-P W międzyczasie "przyplątał" się skądś jakiś facio z bokserem i zapytał, co ja robię i czy może sobie popatrzyć. Trochę się obawiałem, że Kaję może rozpraszać obecność dużego psa i wyjaśniwszy mu pokrótce co robię, poprosiłem o obserwowanie nas z odległości 50 m. Facio posłusznie się oddalił z pieskiem. :) Ścieżkę wytyczyłem. Miejsce ostatniego załamania ścieżki (do nagrody) było nie do zlokalizowania węchem!! :D
I cała sytuacja się dokładnie powtórzyła!! Kaja goniła wzdłuż ścieżki machając ogonem!!!
Nie było wątpliwości, ona szła po śladzie nie moim, gdyż biegł on ok.2,5m w lewo!! :D
Po chwili dopiero do mnie dotarło, że Kaja umie tropić obce ślady i bardzo jej się to podoba, gdyż ogonem wieściła to całemu światu!!
Siadłem z Kają pod krzaczkiem, miziając ją i chwaląc, jednocześnie zacząłem myśleć: co dalej? Przecież ona już to umie, czego chciałem ją uczyć przez, co najmniej, następny tydzień i czego uczyłem mozolnie Foksia przez miesiąc!!! :) :)
Facio z bokserem podszedł do mnie i stwierdził "Masz pan fest pieska!! To labradorka? One są fajne psy!! Ale jak mój Alex lubi tropić zwierzynę! Proszę pana, on jak coś poczuje to mi znika w lesie i muszę go szukać godzinami! (Taaa..., pomyślałem, tego nie trzeba uczyć, a właśnie "oduczać"). Pozbyłem się prędko natręta.. :-o
Zrozumiałem, że te 2 miesiące biegania Kaji po moich śladach, dało jej zdumiewającą zdolność do szybkiego węszenia. Byłem baaaaardzo zadowolony!!! Uściskałem diablicę!!
Postanowiłem dla super pewności zrobić jeszcze dwie ścieżki typu włóczka w lesie Stary Gaj, pod Lublinem, w którym zwierzyny dzikiej nie ma... Ale o tym w następnym odcinku, już pojutrze.. Będą także fotki, gdyż był ze mną wnuczek! ;]

Goha_lab - 25-08-2008, 20:00

Łau zdolna sunia. Trzeba nakręcić serial na podstawie tego co piszesz :)
Jola - 25-08-2008, 20:05

Blue Diego zgadzam się z tym panem: masz Pan fest pieska! :-P A poważnie dzięki za kolejny rozdział opowieści... Mało, mało małoooooo!!!!!
BlueDiego - 26-08-2008, 09:23

Po "zrobieniu" przez Kaję w wąwozie (w rewelacyjny sposób) dwóch pierwszych ścieżek typu włóczka, rzuciłem Kaji kilka aportów ręcznie (gdyż jak wspomniałem uprzednio, zgubiłem swoją procę do wystrzeliwania aportów) i po jej lekkim wymęczeniu, wróciłem do domu. Miałem zamiar jeszcze tego samego dnia pojechać z Kają do lasu Stary Gaj i zrobić tam dwie ścieżki, aby zweryfikować wyniki Kaji. W domu zastałem córkę z wnuczkami. Po posiłku zaproponowałem starszemu (8 lat) wnuczkowi, by pojechał ze mną do lasu.. Był zachwycony, więc spakowałem manatki i wyruszyliśmy. Po wejściu do lasu, pozwoliłem Kaji swobodnie pobiegać i nawąchać się zapachów (głównie ptasich). Po około godzinie, Kaję "odłożyłem" z wnuczkiem, sam oddaliłem sie o 150-200m. i przystąpiłem do wytyczania ścieżki. Na końcu ciężkiego aportu umieściłem mały kawałek kiełbasy. Ścieżka miała długość około 200 m.:
Wytyczam ścieżkę tropową typu włóczka:

Po ustawieniu Kaji na początku ścieżki, przygotowałem aparat (z komórki) do robienia zdjęć i w jednej ręce trzymając smycz Kaji, a w drugiej aparat, dałem Kaji "niuchnąć" w (zamkniętej dłoni) kiełbaskę:

wydałem komendę "szukaj" i zaczęła się ekwilibrystyka. Szybki chód, robienie zdjęć, patrzenie pod nogi, obserwowanie znaczników. Zdjęcia wyszły jak wyszły, ale je załączam, gdyż oddają one dynamikę tego co się działo i pokazują emocje Kaji (prawie na każdym zdjęciu ogon jest maksymalnie odchylony, Kaja się "ekscytuje"):
Start - trop "złapany":

Na zakręcie ścieżki, Kaja szuka kontynuacji śladu (ogon się "uspokoił"):

Kaja znów na tropie (ogon pracuje):

Tuż przed końcem - sprint, Kaja czuje "nagrodę" (ogon szaleje):

Tu już Kaja po skonsumowaniu "nagrody":

Zasłużony posiłek Kaji "na polu":

Oraz zasłużony odpoczynek (szczególnie go potrzebował pańcio):

Drugą ścieżkę wytyczył wnuczek:

Kaja "zrobiła" ją w podobnym (do poprzedniej) stylu. :)
Komentarz do opisanych zdarzeń może być tylko jeden: Kaja umie chodzić po śladach, a stosowany przeze mnie ślad węchowy na ścieżce włóczkowej był dla niej za silny. Ponieważ jutro wybieram się znów do leśniczówki, muszę już kończyć, aby zdążyć sie przygotować. ;] :papa:

labi - 26-08-2008, 09:52

BlueDiego napisał/a:
Zasłużony posiłek Kaji "na polu":


BlueDiego, zajęczymi bobkami Kaję karmisz? :D

Szkolonko superowe. My równiez mieliśmy małą próbkę. Wczoraj wieczorem Labi biegł przez park. W pewnym momencie zahamował, aż mu "koła" zabuksowały, nos przy ziemi i ... po śladzie... w krzaki, gdzie znalazł jeża :)

Jola - 26-08-2008, 15:55

Zazdraszczamy wnuczkowi!!! Ma "pod ręką" taaakiego nauczyciela... Fajnie ma chłop!!
Bora - 26-08-2008, 16:46

BlueDiego, świetnie :)
A co robisz z kawałkiem kiełbaski, który dałeś do powąchania Kaji, na początku ścieżki?
Pytam, bo Bora troszkę głupieje mi właśnie w tym momencie.

BlueDiego - 26-08-2008, 18:16

Bora napisał/a:
A co robisz z kawałkiem kiełbaski, który dałeś do powąchania Kaji, na początku ścieżki?
Pytam, bo Bora troszkę głupieje mi właśnie w tym momencie.


To "danie do powąchania" trwa tylko ułamek sekundy, po prostu wolno macham zamkniętą dłonią (z kiełbaską) przed nosem Kaji i szybko chowam rękę za plecy. Jednocześnie smyczą ustawiam pieska "na ścieżce". :) Gdy Kaja rusza do przodu, kiełbaskę odrzucam do tyłu. :D

[ Dodano: Wto 26 Sie, 2008 ]
labi napisał/a:
Wczoraj wieczorem Labi biegł przez park. W pewnym momencie zahamował, aż mu "koła" zabuksowały, nos przy ziemi i ... po śladzie... w krzaki, gdzie znalazł jeża :)

Brawo dla pieska! Złapać ślad (nawet "ciepły") w biegu, to jest "wyczyn". Myślę że on (piesek, i nie tylko piesek) się z lekka "marnuje"!!? Co o tym sądzisz Labi? Nie masz wyrzutów sumienia? :D
O cholera, Labi, z tymi kulkami muszę uważać, bo Kaja zamiast tropić na ścieżce, zacznie szukać zajęczych bobków... :D

gusia1972 - 26-08-2008, 20:32

BlueDiego, zazdraszczam terenów spacerowych :) i pasji :)
BlueDiego - 26-08-2008, 21:13

Jola napisał/a:
Zazdraszczamy wnuczkowi!!! Ma "pod ręką" taaakiego nauczyciela... Fajnie ma chłop!!


Jola, wiesz, że nawet w Biblii stoi: "nikt nie jest prorokiem we własnym kraju". W moim przypadku jest tak samo... :D
Moja rodzina ma o mnie opinię, że "rozpaskudzam sukę" i jej na wszystko pozwalam. Poza tym ona "nic nie umie" (szczególnie chodzi o "podaj łapę", "poproś" (siedzenie na tylnych łapkach, uniesione przednie), "zdechł pies"... i tym podobne dowody wyszkolenia psa...). :D
Według nich Kaja jest nie wychowana: beka, czka, pierdzi (i ucieka), chrapie, skacze na nich przy powitaniu itd. itp. A ja na to wszystko się godzę i przymykam oko !!!
Tutaj na form zostałem nazwany zacofanym i ciemnym starcem, bezwzględnym brutalem bez litości dla psiny i bez zrozumienia dla psiej złożonej psychiki itd. itp. Cóż takie jest życie... :-o ;] :D :D
Ale powiem Ci szczerze: nic sobie z tego nie robię, postępuję zawsze według swoich zasad (do których się otwarcie przyznaję..). :haha: :papa:

gusia1972 - 27-08-2008, 08:02

BlueDiego napisał/a:
Moja rodzina ma o mnie opinię, że "rozpaskudzam sukę" i jej na wszystko pozwalam

mam tak samo :) moja mama twierdzi że rozpieściłam psa :) a najgorsze to to że Kala śpi z nami :) ale ja to lubię :)
BlueDiego napisał/a:
Tutaj na form zostałem nazwany zacofanym i ciemnym starcem, bezwzględnym brutalem bez litości dla psiny i bez zrozumienia dla psiej złożonej psychiki itd. itp. Cóż takie jest życie...

wow ! niemozliwe :)
BlueDiego napisał/a:
Ale powiem Ci szczerze: nic sobie z tego nie robię, postępuję zawsze według swoich zasad (do których się otwarcie przyznaję..).

i tak trzymać :)

labi - 27-08-2008, 09:47

BlueDiego napisał/a:
Moja rodzina ma o mnie opinię, że "rozpaskudzam sukę"


BlueDiego napisał/a:
postępuję zawsze według swoich zasad


A w rodzinie kwasy[/b] :)

BlueDiego napisał/a:
Nie masz wyrzutów sumienia?
[b]

Jam z sumienia wyzuty :) Ale pomyślę może o jakichś leśnych tropach po powrocie znad morza :D

Gerard - 28-08-2008, 12:19

sodalis napisał/a:
Ja zawsze robie kąty rozwarte.

Wiesz,... jak pies nauczy się wypracowywać dolnym wiatrem załamania pod katem prostym, to później katy rozwarte mu niestraszne.

Ja mam zastrzeżenia do zupełnie czegos innego. Nie uczyłbym swojego psa pracy na śladzie na pieczonym kurczaku, czy na kiełbasie. Moim zdaniem to zupełnie niepotrzebne. Pies, a szczególnie taki pies jak labrador, nie potrzebuje takiego hadicapu.
Wystarczy zwykły, nawet tekstylny dummik, można go pokropić syntetycznym zapachem, który można kupić tutaj: http://www.piesmysliwski.pl, ale obejdzie się bez syntetycznego zapachu i jeśli pies dobrze nawęszy początek włóczki, to pójdzie po śladzie. Mam oczywiście na myśli młode psy, 3-6 miesięcy, takie u których nie zdążyliśmy "zamordować" naturalnych umiejętności i odpowiednio wcześnie zaczęliśmy uczyć pracy węchowej. Nagroda na końcu śladu, owszem, jak najbardziej. Na początku może być nawet nagroda w postaci smakołyka, leżąca na ziemi, ale tego też wolę unikać, bo uważam, że lepiej jak nagrodę podaje z ręki przewodnik.
Przepraszam BlueDiego za tą uwagę, to tylko moje prywatne zdanie. Oczywiście wiem, że
w posłuszeństwie sportowym, na przykład w szkoleniu PTT stosuje się kiełbasę przy nauce tropienia, ale PTT to zupełnie co innego niz praca psa w łowisku.
I jeszcze jedno pytanie, może się mylę, ale oglądając zdjęcia odniosłem wrażenie, że na ślad puszczasz swoją suczkę na smyczy. Dobrze widzę ?

AnTrOpKa - 30-08-2008, 12:30

BlueDiego, brawo dla Kaji :) Mądra z niej sunieczka :)
BlueDiego napisał/a:
Tutaj na form zostałem nazwany zacofanym i ciemnym starcem, bezwzględnym brutalem bez litości dla psiny i bez zrozumienia dla psiej złożonej psychiki itd.


BlueDiego, to tylko przez niektóre osobniki :P

BarbaraS - 30-08-2008, 15:49

BlueDiego napisał/a:
Moja rodzina ma o mnie opinię, że "rozpaskudzam sukę"

Oj, żeby wszyscy tak swoje laby paskudzili ;)
Nasze zabawy węchowe może troche inaczej wyglądają ale też je bardzo lubimy. Figa ma już 5 lat to miała sporo czasu by nauczyć się także podawać łape ;)

BlueDiego - 30-08-2008, 20:13

labi napisał/a:
Jam z sumienia wyzuty :) Ale pomyślę może o jakichś leśnych tropach po powrocie znad morza :D

W rodzinie są kwasy, bo chyba ja też wyzuty (z sumienia) :)
Jednak to Twoje "wyzute" sumienie, nad morzem cię dopadło... :D :papa:

Gerard napisał/a:
Ja mam zastrzeżenia do zupełnie czegos innego. Nie uczyłbym swojego psa pracy na śladzie na pieczonym kurczaku, czy na kiełbasie. Moim zdaniem to zupełnie niepotrzebne. Pies, a szczególnie taki pies jak labrador, nie potrzebuje takiego hadicapu.
........
Nagroda na końcu śladu, owszem, jak najbardziej. Na początku może być nawet nagroda w postaci smakołyka, leżąca na ziemi, ale tego też wolę unikać, bo uważam, że lepiej jak nagrodę podaje z ręki przewodnik.
........
I jeszcze jedno pytanie, może się mylę, ale oglądając zdjęcia odniosłem wrażenie, że na ślad puszczasz swoją suczkę na smyczy. Dobrze widzę ?


Gerard, masz rację, o sile węchu labradora przekonałem się osobiście.. Po prostu nie dowierzałem, że Kaja pójdzie po pierwszej w swoim życiu włóczce na słabym zapachu ("słabym w sensie ludzkim"). Nie chciałem stosować zapachów naturalnych zwierząt, aby najpierw nauczyć Kaję respektowania "ciepłych" śladów zdrowej zwierzyny. O tym napiszę w następnym poście. Dlatego zdecydowałem się na zapach "gastronomiczny", który w naturze nie występuje. Tak również szkoliłem Foksia, ale widzę, że skądinąd dobrze wyszkolony terrier, kilka lat polujący, ustępował znacznie pod względem węchu labradorowi. ;] Pozbycie się tego medium (gastronomicznego) nie będzie sprawiać specjalnego kłopotu.. :) Szczególnie wobec takiej pasji tropienia mojej suni (która jest chyba typowa dla użytkowych labradorów). :)
Problem jest w doborze "siły zapachu". którą będę zmniejszał dotąd, aż Kaja zacznie z trudem trop znajdować (podobnie jak Foksio, ale jego możliwości były dużo mniejsze). Za każdym razem zmieniam rodzaj zapachu na włóczce, aby psa nie skojarzyć z jakimś zapachem. Będę stosował również tzw. "włóczkę kropkowaną", która polega na coraz rzadszych odcinkach ciągnięcia włóczki (np. dotknięcia włóczką podłoża co 1m., 2m. itd., co włóczkę upodabnia do śladów biegnących zwierząt). Taki cykl szkolenia psów myśliwskich polujących przewidywał nieżyjący :cring: już "psiarz - Zenek", który miał wiele psów myśliwskich "praktykujących", wyszkolonych, na "swoim koncie".
........
Co do nagrody, z chwilą pozbycia cię tropów "gastronomicznych", psiunia nie będzie miała alternatywy - tylko czekać na pochwałę i nagrodę od pańcia...
........
Co do smyczy.. Tak, przyznaję, że nie miałem zaufania do możliwości Kaji i, zamiast na 10m otoku, prowadziłem ją na smyczy, gdyż przewidywałem konieczność jej naprowadzania w trakcie "robienia" ścieżki... ;] Ale podejrzewam, że labradory nauczone respektowania "ciepłych" śladów zwierzyny, będą mogły chodzić po tropach bez jakiejkolwiek kontroli :) ,
gdy będą nieco starsze i nauczą się "panować" nad swoimi emocjami. ;]
Gusia1972, Antropka, BatbaraS, serdecznie dziękuję za posty.
Ja nic nie mam przeciw "podaj łapę","zdechł pies", "poproś" itp. komendom, śmieszy mnie jedynie ocena wyszkolenia psa jedynie pod kątem ich wykonywania, w czym celuje większość mojej rodziny. ;]

BarbaraS - 31-08-2008, 18:53

BlueDiego napisał/a:
Jeżeli pies nie wykona jakiejś komendy za pierwszym jej otrzymaniem, trzeba go zbesztać, wziąć na smycz i "odłożyć" na smyczy na 5-10 minut, albo do jej wykonania zmusić (stosując zdecydowanie nieprzyjemne bodźce.. :-o ). W

Nie w każdym przypadku tak sie da, zwłaszcza z labradorem. Owszem, trzeba doprowadzić do tego by pies wykonał polecenie ale nie wszystko da się zrobić siłowo. Gdy pies wstanie/usiądzie z warowania (lub odwrotnie) to wówczas ręczna pomoc w przyjęciu właściwej pozycji może dać w przyszłości oczekiwany rezultat. Nie bardzo wyobrażam sobie natomiast jakichś siłowych manipulacji przy np. aportowaniu. Nie z labradorem w każdym razie. Zdarzało mi się odpracowywać takie błędy :(

BlueDiego - 31-08-2008, 22:44

Rano, w dniu wyjazdu z Kają do leśniczówki NN, byłem zdecydowany ten pobyt w lesie poświęcić głównie oswajaniu Kaji z tropami dzikich zwierząt, oraz nauczenia jej spokojnej reakcji na napotkane zapachy, oraz spokojnego zachowania w nocy, w namiocie. Planowałem też "zrobienie" jednej, lub dwóch, ścieżek typu "włóczka", ze zdecydowanie słabszym, ale jeszcze "gastronomicznym" zapachem. :)
Zacząłem oczywiście od wizyty u leśniczego, który spotkał się ze mną po porannej naradzie służby leśnej. Przedstawiłem mu swoje plany i poprosiłem o podanie mi namiarów na miejsca w lesie, w których będę mógł "spotkać" tropy dzikich zwierząt. Bezcelowym byłoby bowiem wałęsanie się z psem po lesie "w ciemno", tracąc cenny czas i siły na próżno. Leśniczy pokazał mi plan "geodezyjny" lasu i w skrócie wyjaśnił gdzie są miejsca występowania poszczególnej zwierzyny. Ostrzegł mnie "z urzędu" o konieczności zachowania odpowiedniej ostrożności ("bo z tym, panie, nie ma żartów!") i poprosił abym bez potrzeby nie używał broni hukowej, żeby niepotrzebnie nie płoszyć zwierząt z miejsc ich przebywania.
Prosił, abym uważał na psa i nie pozwolił mu na swobodne grasowanie w tych miejscach..
Stwierdził, że obecnie ilość dzików jest zdecydowanie za duża i w zasadzie wszędzie można napotkać ich ślady. Podziękowałem panu leśniczemu, zostawiłem samochód w leśniczówce i wyruszyłem z plecakiem i namiotem do lasu, który sąsiadował z podaną przez leśniczego strefą występowania dzikiego zwierza i znajdował się około 2 km od leśniczówki. Znalazłem piękną (opisaną przez leśniczego) polankę i rozbiłem tam namiot:

Po zakończeniu "instalowania się" w lesie, wziąłem Kaję na długą (3m) smycz i wyruszyłem ścieżką leśną na północny-wschód. Wkrótce napotkałem pierwszy znak podany przez leśnika w postaci dużego drzewa przełamanego dwa lata temu, a tak spróchniałego, że nie opłacało się go transportować do tartaku:

Zgodnie z wytycznymi skręciłem na wschód i po około godzinie nieśpiesznego marszu ujrzałem małe jeziorko. Wyglądało bardzo urokliwie ale niestety woda w nim "śmierdziała bagnem" bardzo intensywnie. Zdjęcie nie jest robione wieczorem, była godzina 16.30, ale chmury zapowiadające opady częściowo przysłoniły słońce.

Zabroniłem Kaji picia wody z "bagiennego" jeziora, zamiast tego zjedliśmy zasłużony posiłek i trochę pańcio odpoczął. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy ścieżką naokoło jeziorka, na drugą stronę, gdzie miały "urzędować" dwie dzicze rodziny. Ujrzałem teren bagienny powstały po zarośnięciu części jeziorka. Kaję uwiązałem na smyczy, aby,gdy będę robił zdjęcia, nie przyszło jej do głowy skoczyć do bagienka. A miała na to ochotę.

Teren był jakby stworzony dla dzików, cudowne bagienka, podmokły nieco las...
Szybko natknąłem się na ślady "działalności dzików: Pozwoliłem Kaji węszyć nad tymi miejscami, ale nie tego szukałem...

Chciałem znaleźć świeże, "ciepłe" ślady dzików (najwyżej kilkugodzinne). I szybko je znalazłem, po krótkim kręceniu się "po terenie". Na poniższym zdjęciu strzałkami wskazałem tropy i ślady rycia lochy z czterema-pięcioma wycinkami:

Przytknąłem nos Kaji do tropów lochy, powiedziałem "szukaj" i Kaja pobiegła truchtem po śladach merdając ogonem (bez smyczy i otoku, gdyż zamierzałem ją szybko odwołać):

Przygotowałem (odbezpieczyłem) mój nowy pistolet hukowy (Start2) i podążyłem za Kają. Gdy zaczęłą się szybciej oddalać, nie wytrzymałem nerwowo i gwizdkiem ją przywołałem. Kaja natychmiast zawróciła i przybiegła do mnie.. :)
Byłem z niej bardzo zadowolony... :D
Po godzinie bytowania na "dzikowisku", Kaja zaczęła sie zachowywać "normalnie", przyniosła nawet kilka aportów (żółty, ciężki aport, doskonały w lesie..) i chętnie przynosiła patyki, całkowicie ignorując istniejące wszędzie ślady dzików...
Przed wieczorem powróciliśmy do namiotu i położyliśmy się spać. W totalnej ciszy słychać było każdą spadającą szyszkę lub gałązkę, drzewa na wietrze ocierały się o siebie wydając dźwięki które niepokoiły Kaję. Zaczęła szczekać i warczeć przy każdym szeleście. Miałem już dość jej słownego uspokajania, które nie skutkowało. Parę razy przy komendzie "spokój", wytarmosiłem ją za kark i po godzinie Kaja przestała już nawet "fukać". Reszta nocy upłynęła w spokoju.. Może i warczała, ale tak, że mnie nie obudziła. :)
Rano jak zwykle o 5.30 pobudka kajowym językiem w moim uchu. Wypuściłem Kaję do toalety, potem mogłem się jeszcze zdrzemnąć (około godziny). Kaja grzecznie warowała przed namiotem, nasłuchując odgłosów lasu:

Po wyjściu z namiotu (głównie "za potrzebą") od razu zauważyłem w pobliskiej kępie traw piękną ponad 40-centymetrową pajęczynę, którą postanowiłem "uwiecznić":

Po śniadaniu, zajrzałem do mojego notatnika i wyszliśmy krętą ścieżką leśną na północ i po godzinie dotarliśmy na około 1 ha pole, położone wewnątrz lasu. Jak mówił leśniczy, Koło Łowieckie dzierżawiące tereny leśne obsiało to pole żytem w celu pozyskania paszy dla zwierząt na zimę, a tzw. poplony służą zwierzynie płowej za "stołówkę". :)
"Przynajmniej za straty ponoszone od zwierzyny na tym polu nie trzeba płacić odszkodowań" skomentował Leśniczy.
Pole "w lesie":

Po drugiej stronie pola znajduje się miejsce szczególnie częstego pobytu saren, jeleni, zajęcy i lisów (polujących na myszy i nornice). Jest to tzw."sarnia łączka":

Zaczął padać deszcz i padał do końca dnia i przez całą noc. :bad:
Kaja około 1,5 godziny biegała po łączce węsząc ślady, potem całkowicie przemoczony, zarządziłem powrót do namiotu. Po drodze zrobiłem zdjęcie dużej "kępie" dzikich konwalii:

Po zmianie odzieży i butów do wieczora zrobiłem dwie ścieżki włóczkowe, używając maleńkiego kawałka sera żółtego zawiniętego w skarpetkę. Ścieżki miały po około 150m długości z zakosami. Odłożona Kaja skomlała i szczekała, czekając na mój powrót, uwiązana w lesie na smyczy (około 25 minut). Po 2 godzinach puściłem Kaję na ścieżkę (znów na smyczy 3m). Kaja już nie tak szybko, chwilami cofając się, czasem klucząc, jednak te ścieżki zrobiła... Na końcu ścieżek leżał gumowy aport, a nagrodę Kaja dostała "z ręki". Oraz oczywiście "wylewną" pochwałę. A wszystko odbywało się w strugach deszczu.. :bad: Nazajutrz rano, po świetnie przespanej nocy (Kaja była tym razem cicho), wobec ciągle padającego deszczu, postanowiłem wrócić do Lublina. Na koniec załączę jeszcze zdjęcie ze zniszczeń wyrządzonych w lesie przez huragan, przed miesiącem:

Kończąc mój opis, być może ostatniego w tym roku, wypadu szkoleniowego z Kają do "prawdziwego" lasu, chciałbym powiedzieć jeszcze, że zabawa-szkolenie Kaji tym razem odbyło się "zgodnie z planem" i przyniosło spodziewane przeze mnie efekty. A ile dało radości pańciowi wdychanie (oprócz dymu tytoniowego) super czystego i pachnącego "lasem" powietrza. :D :D
Ale może uda się jakoś "wyrwać" do lasu jeszcze we wrześniu... :) :) :papa:

gusia1972 - 01-09-2008, 07:36

normalnie czyta się te Wasze przygody jak Szklarskiego :)
Gerard - 01-09-2008, 14:13

BlueDiego napisał/a:
Będę stosował również tzw. "włóczkę kropkowaną", która polega na coraz rzadszych odcinkach ciągnięcia włóczki (np. dotknięcia włóczką podłoża co 1m., 2m. itd., co włóczkę upodabnia do śladów biegnących zwierząt)

Człowiek uczy się całe życie. O takim sposobie robienia włóczki nie słyszałem, ale to fajny sposób przygotowania na psa do chodzenia po prawdziwej farbie. Dziękuję.

BlueDiego napisał/a:
Co do smyczy.. Tak, przyznaję, że nie miałem zaufania do możliwości Kaji i, zamiast na 10m otoku, prowadziłem ją na smyczy, gdyż przewidywałem konieczność jej naprowadzania w trakcie "robienia" ścieżki... ;]

Zapytałem, bo na włóczkach labrador pracuje zupełnie luzem, nawet bez obroży, a na sfarbowanej ścieżce, pracuje na lince i to też nie zawsze do końca. Oznajmiacze i oszczekiwacze końcowki ścieżek pracują luzem. Ale rozumiem, że chodzi o to, że Kaja jeszcze nie respektuje żywej zwierzyny i dlatego smycz.
Tyle, że gdyby była na lince mógłbyś zobaczyć co z jej samodzielnością, czy daje sobie radę sama wrócić na ślad jeśli z niego zejdzie Na lince też można psa skorygować :-) .

BlueDiego - 01-09-2008, 22:39

BarbaraS napisał/a:
Nie w każdym przypadku tak sie da, zwłaszcza z labradorem. Owszem, trzeba doprowadzić do tego by pies wykonał polecenie ale nie wszystko da się zrobić siłowo.

BarbaraS, masz rację w zupełności. Ja również zdecydowanie wolę psa prosić niż mu grozić. Ale trzeba pamiętać, że w warunkach terenowych (w lesie, na polach) każde zdarzenie zaistnieje tylko jeden, jedyny raz, często nagle i czasem nie wykonanie przez psa polecenia, może zniweczyć wyniki całego polowania lub przyczynić się nawet do nieszczęścia.. Dlatego na psy polujące wybiera się tylko te z "mocnym" charakterem (bezproblemowe)! Mener powinien wiedzieć jak układać swego psa i dobrać postępowanie do sytuacji... ;]

Gerard napisał/a:
Zapytałem, bo na włóczkach labrador pracuje zupełnie luzem, nawet bez obroży, a na sfarbowanej ścieżce, pracuje na lince i to też nie zawsze do końca. Oznajmiacze i oszczekiwacze końcowki ścieżek pracują luzem. Ale rozumiem, że chodzi o to, że Kaja jeszcze nie respektuje żywej zwierzyny i dlatego smycz.
Tyle, że gdyby była na lince mógłbyś zobaczyć co z jej samodzielnością, czy daje sobie radę sama wrócić na ślad jeśli z niego zejdzie Na lince też można psa skorygować :-)


Podziwiam Twoją wiedzę z zakresu pracy psów myśliwskich. :) Czy masz może jakiegoś psiaka "w tej branży"? Czy szkoliłeś go osobiście? :)
Ze swojej strony chciałbym dodać, że Kaja w tej chwili nie ma jeszcze roku, więc jest jeszcze psem stosunkowo młodym.. Najniższa bowiem kategoria wiekowa dla psów użytkowych myśliwskich to dwa lata. :D
Kaja jest na etapie robienia pierwszych ścieżek w życiu i powoli będę szkolił ją tak, aby spełniała również niektóre postanowienia przepisów FCI. Ale na wszystko potrzeba czasu. Układanie psa myśliwskiego, to żmudna i cierpliwa praca, z maleńkimi postępami wraz z biegiem czasu). :)

BarbaraS - 02-09-2008, 12:14

BlueDiego napisał/a:
czasem nie wykonanie przez psa polecenia, może zniweczyć wyniki całego polowania lub przyczynić się nawet do nieszczęścia..

Rzeczywiście, pies myśliwski powinien być bezwzględnie posłuszny.
Hmmm.... jak by tu zapytać żeby zaspokoić ciekawość a nie wzbudzić podejrzeń o czepliwość jak to w necie się często zdarza... Otóż w innym wątku opisujesz jak Kaja upolowała kuropatwe. Czy pies może polować na własną łape czy i tu powinien zaczekać na sygnał? No i czy labrador nie ma za zadanie zaaportować ptaka ale upolowanego przez człowieka? Pytam bo niewiele wiem o zadaniach jakie ma pies myśliwski. Co mu wolno, czego nie, jakie skłonności rozwijać a jakie tępić.

BlueDiego - 02-09-2008, 19:24

BarbaraS, właściwie ułożony pies myśliwski powinien w w każdych warunkach wykonywać przewidziane dla niego zadania (aport, pójście po tropie za postrzałkiem, pogoń za zwierzem itp.) jedynie na komendę myśliwego. Nie może być inaczej, gdyż to nie psy a ludzie polują, a psy jedynie mogą pomagać i wyręczać w niektórych elementach polowania. :)
Prawo polskie dopuszcza eliminację bezpańskich i chodzących samopas psów, jeżeli znajdują się one w odległości większej niż 200 m od budynków mieszkalnych, dokładnie precyzując w jakich okolicznościach i do jakich psów można oddać strzał. Dotyczy to jednak jedynie łowisk w gospodarstwach łowieckich. W skrócie:
1.wąwóz między osiedlami nie jest łowiskiem, a występujące tam ptaki łowne (kuropatwy, bażanty i przepiórki) po prostu mieszkają w mieście! (i te przepisy ich nie obejmują...).
2. Kaja nie jest ułożonym psem myśliwskim, jest jeszcze bardzo młoda i działała zgodnie ze swym instynktem łowieckim.
3.w wąwozie biega luzem dużo psów (m.in.wyżłów, dobermanów) które ganiają za ptactwem, gdyż jest to oficjalny wybieg dla psów.
4. układanie psa myśliwskiego (np.retrievera) wymaga niestety "poświęcania" innych zwierząt. Robi się tak dla dobra szkolenia (np.przycinanie lotek kaczkom). Takie jest życie.... :-o :bad:

Goha_lab - 02-09-2008, 19:27

BlueDiego napisał/a:
jest to oficjalny wybieg dla psów

Oficjalny czyli zatwierdzony jako wybieg przez radę miasta czy oficjalny bo wiele psów tam biega?

BlueDiego - 02-09-2008, 19:36

Jest to teren miejski, na którym do 2012 roku ma powstać park, ale uchwały Rady Miasta nie widziałem, zadowoliłem się jedynie zapewnieniami innych właścicieli psów...
Goha_lab - 02-09-2008, 19:44

BlueDiego, rozumiem :)
Gerard - 02-09-2008, 19:47

BlueDiego napisał/a:
Czy szkoliłeś go osobiście? :)

Swoje psy zawsze szkolę sam, ale jestem zupełnym amatorem i laikiem :-) .
BlueDiego napisał/a:
Najniższa bowiem kategoria wiekowa dla psów użytkowych myśliwskich to dwa lata.

Trochę nie tak. W próbach pracy dla młodych retrieverów mogą startować psy od 9 miesiącego życia (tak jest chyba od roku, bo wcześniej dolną granicą wieku było 6 miesięcy). Natomiast górna granica wieku umożliwiająca start w próbach pracy dla młodych retrieverów to 24 miesiące. Próby pracy dla młodych retrieverów to tak zwane konkursy pracy retrieverów klasy "A". Po ukończeniu dwóch lat pies może startować w konkursach pracy retrieverow klasy "B" i "C", ale młodszy może również, byle miał ukończone 9 miesięcy. Nie pamiętam jak jest z konkursami tropowców, ale na pewno można startować w konkursie tropowców z psem,
który nie ukończył dwóch lat, bo w ubiegłym roku startowalem ze swoją suką, która miała wtedy 18 miesięcy i wcale nie była najmłodsza :-) .

BarbaraS - 02-09-2008, 20:08

Blue Diego - dziękuję za wyjaśnienia.
BlueDiego - 02-09-2008, 21:08

Gerard, ja już ponad piętnaście lat nie biorę udziału w konkursach dla psów myśliwskich. Trochę się wtedy rozczarowałem, gdy mój "podwójnie dyplomowany" Foksio okazał się psem nie umiejącym faktycznie polować!. Dlatego teraz Kaję szkolę sam (bardzo "uniwersalnie") i nie przywiązuję zbytnio uwagi do "standartów". Końcowy efekt powinien być taki, że z Kają mógłbym wziąć udział w polowaniach, czyli powinna osiągnąć przeciętny poziom wyszkolenia psa myśliwskiego, ale realnie polującego, a nie działającego zgodnie z regulaminami konkursowymi.
Gerard - 03-09-2008, 08:28

BlueDiego napisał/a:
powinna osiągnąć przeciętny poziom wyszkolenia psa myśliwskiego, ale realnie polującego, a nie działającego zgodnie z regulaminami konkursowymi.

Tak, doskonale rozumiem o czym mówisz.
Ale przyznasz mi chyba rację, że dobrze wyszkolony pies konkursowy szybciej poradzi sobie w warunkach realnego polowania, niż świetny użytkowy pies myśliwski w warunkach konkursu
pracy retrieverów. Bo na prawdziwym polowaniu ważna jest skuteczność psa i nikt nie zawraca sobie głowy tym, czy pies zrywa aporty, czy oddaje je w siadzie, czy pluje nimi pod nogi menera i czy wypracowuje włóczki dolnym czy półgórnym wiatrem. Byle podniósł i przyniósł.
Nie dotyczy to raczej konkursów tropowców, gdzie dobry, użytkowy tropiowiec poradzi sobie równie dobrze jak na realnym polowaniu. Ale to ze wzgędu na to, że na konkursach tropowców nie ma tylu elementów "techniki pracy psa" jak na konkursach pracy retrieverów.
Poza odłożeniem ze strzałem jest tylko praca węchowa.

BlueDiego - 03-09-2008, 10:21

Gerard, BINGO !!!

Pamiętam, jak mój przyjaciel, który za ciężkie pieniądze kupił wyszkolonego "pod konkurs" spaniela, szarpał się z psem i psioczył na niego, na polowaniu na kaczki. Ten uparcie wracał z kaczką i siadał przed nim czekając aż pan zabierze ptaszka.. :bad: A po odebraniu przepychał się do jego lewej nogi, aby zająć pozycję wyczekującą. A pan w tym czasie ładował strzelbę i strzelał, gdyż przelot kluczy kaczek mógł trwać 15-30 minut. Musiał się swobodnie poruszać na stanowisku ! :-o
A 12-13 kaczek czekało w trawie i w szuwarach na przyniesienie. Czterech nas wtedy strzelało, dwóch jedynie miało psa-aportera (ten spaniel i wyżeł innego kolegi - jeszcze wtedy Foksio nie aportował). Wyżeł w końcu przyniósł większość ptaszków, był biedak zmaltretowany (wyżły nie mają odporności i wytrzymałości labków). Ale on (ten wyżeł) składał aporty "na kupce" w pobliżu pana i bez komendy zawracał po następne... :)
Kolega musiał nad psiną trochę popracować, aby oduczyć go wpojonych zasad.. :bad:
Nie chciałbym byś zrozumiał, że jestem przeciwnikiem konkursów psów myśliwskich, ale konkurs i polowanie to dwie różne rzeczy!
p.s. Dobry, efektywnie polujący pies myśliwski, na większości konkursów, zostałby zdyskwalifikowany.....

sodalis - 03-09-2008, 19:44

Gerard napisał/a:
Nie pamiętam jak jest z konkursami tropowców, ale na pewno można startować w konkursie tropowców z psem,
który nie ukończył dwóch lat, bo w ubiegłym roku startowalem ze swoją suką, która miała wtedy 18 miesięcy i wcale nie była najmłodsza :-) .

Na Konkurs Tropowców można jechać nawet z psem 9 miesięcznym.

BlueDiego - 08-09-2008, 01:00

W tym momencie chcę zakończyć ten wątek, gdyż stanąłem wobec dylematu: czy należy pójść dalej z opisem szkolenia Kaji w tematach myśliwskich. :<
Problem ten pojawił się, gdy Kaja upolowała kuropatwę.. Wywęszyła stadko, podkradła się pod wiatr i gwałtownym skokiem je wypłoszyła, jednego ptaka przy tym łapiąc. Napisałem o tym w innym miejscu. :-o
Takie zachowanie nie przystoi ułożonemu retrieverowi i co ważniejsze (gorsze), Kaja "zasmakowała" "ciepłej" zwierzyny, przedwcześnie, przed czym chciałem ją uchronić... Dobrze, że przy tym nie okazała agresji, że ptaka nie kaleczyła, ale delikatnie przyniosła mi go w kufie.. Chociaż nie chciała go oddać.. :bad: Ponieważ Kaja dobrze sobie już radzi z tropieniem, ten etap szkolenia (nauka tropienia) uważam za zakończony... :)
Ścieżki tropowe układałem używając zapachów nie istniejących w naturze, a w lesie uczyłem Kaję respektować (ignorować) "ciepłe" tropy zwierzyny. ;]
Ponieważ teraz nastąpił moment, gdy należałoby Kaję nauczyć tropienia martwej (lub "sfarbowanej" - czyli postrzelonej) zwierzyny, temat zamykam, gdyż dalsze opisy mogą być drastyczne, a dokumentowanie fotkami mogłoby być dla większości osób brutalne. Na forum nie ma myśliwych lub osób zainteresowanych taką tematyką... :papa:

BarbaraS - 08-09-2008, 17:20

Troche szkoda, właściwie to ten temat zwabił mnie na to forum. Ale może masz troche racji, ja też miałam wątpliwości czy dobrze się stało że Kaja te kuropatwe pochwyciła.
Powodzenia w dalszej pracy, niezależnie od tego jakiego rodzaju ona będzie.

Jola - 08-09-2008, 19:47

Blue Diego buuuu!! Odbierasz mi jedną z przyjemniejszych wieczornych chwil... Szkoda!! :cring: :cring:
BlueDiego - 08-09-2008, 23:39

Jola napisał/a:
Blue Diego buuuu!! Odbierasz mi jedną z przyjemniejszych wieczornych chwil... Szkoda!! :cring: :cring:


Jola, pozostaję na forum i obiecuję Ci, że będę składał, co jakiś czas, relacje z moich wypadów "w teren", ale już beż szczegółów co do dalszego szkolenia Kaji na psa myśliwskiego, może jedynie "wygładzone", suche informacje. :)
BarbaraS, w polowaniu Kaji na kuropatwę nie widzę nic złego, fakt ten jednak pokazał, że czas już ukierunkować "łowieckie" zapędy mojej suni, na aporty zwierząt martwych i "postrzałków". Muszę z niej zrobić "retrievera", a nie płochacza lub psa gończego! :D
Wiąże się to także ze wzmożeniem pracy nad posłuszeństwem "łowieckim" psinki. :-o ;]

[ Dodano: Wto 09 Wrz, 2008 ]
:cring: :cring: :cring: :cring: :cring: :cring:
Zaczyna się koniec naszego ulubionego wąwozu !! Po trzech dniach nieobecności (byliśmy "w terenie"), zastaliśmy już wąwóz inny!! Nasze ulubione, "najdziksze", miejsca zostały zrekultywowane!! Ciężkie maszyny usunęły wierzchnią roślinność i "zaorały" pole!! Około jedna piąta powierzchni wąwozu jest teraz "zwykłym polem". :cring: :cring:

Przeszedłem jeszcze raz ulubioną, ale jak zmienioną obecnie trasą... Znalazłem dużo zwierząt rozszarpanych i padłych. Kaja samorzutnie łapała odwiatr padliny, znajdowała ją i obszczekiwała. Znalazłem kilka padłych kuropatw, cuchnącego już bażanta, kilka przepiórek, dwa jeże ..


Cóż zwierzęta zapłaciły najwyższą cenę za mieszkanie w mieście! :( :cring:
Kaja oczywiście wytarzała się w śmierdzących szczątkach i musiałem, z cuchnącym na odległość psem, wrócić do domu i zarządzić szybką kąpiel. Na dodatek Kaja wyrzygała się w moim (naszym) pokoju, widocznie coś z tych delicji musiała pochłonąć!! :bad:
Mimo starań dotąd nie mogę się tego ohydnego odoru pozbyć !! :bad: :bad:
Cóż wielka szkoda, ale życie musi się toczyć dalej !!! :mmm:

labi - 09-09-2008, 11:36

BlueDiego napisał/a:
nie mogę się tego ohydnego odoru pozbyć


BlueDiego, to może go polub :D

gusia1972 - 09-09-2008, 12:40

noo właśnie ja też się boje że pewnego pieknego dnia przyjdę na nasz mały wybieg a tam ... maszyny beda stały :( ((
ostatnio robili tam jakies odwierty sprawdzające gęstość ziemi :(
paliki jakieś zostawili .... dzień później paliki walały się i psy się z nich cieszyły :)

BlueDiego - 09-09-2008, 13:32

labi napisał/a:
BlueDiego napisał/a:
nie mogę się tego ohydnego odoru pozbyć


BlueDiego, to może go polub :D


Labi, nawet nie można sobie wyobrazić tego, jak ohydny i cuchnący, jest to zapach. Mnie, byłego myśliwego (który nie raz oglądał rozdarte ciała zwierząt, z wyprutymi jelitami i tonące we krwi) przyprawia o wymioty.. Postawiłbym go na równi z odorem skunksa. Nawet wrogowi tego bym nie życzył, a Ty Labi mnie dajesz takie rady?? :-o :-o :-o ;]

Bora - 09-09-2008, 17:30

ekhm chłopcy ja tutaj jem obiad tak? :-P

Ja również ubolewam, że nie bedę mogła czytać kolejnych odcinków... ale bedziesz pisał na forum prawda? :lookdown:

BlueDiego - 13-09-2008, 10:57

Jola napisała:
Blue Diego buuuu!! Odbierasz mi jedną z przyjemniejszych wieczornych chwil... Szkoda!! :cring: :cring:
Bora napisała:
Ja również ubolewam, że nie bedę mogła czytać kolejnych odcinków... ale bedziesz pisał na forum prawda? :lookdown:
BarbaraS napisała:
Trochę szkoda, właściwie to ten temat zwabił mnie na to forum.

Jak już napisałem w odpowiedzi dla Joli, pozostaję na forum i będę składał, co jakiś czas, może w nowym wątku, relacje z moich wypadów "w teren", ale już bez szczegółów co do dalszego szkolenia Kaji na psa myśliwskiego...

Bora, sorry... :-o (za opis tego ohydnego zapachu).

Chciałbym dopisać rodzaj epilogu dla losów zwierząt mieszkających w wąwozie... Na drugi dzień Kaja, mimo węszenia, nie znalazła oczywiście kuraków. Zostały wypłoszone. Zastanowiłem się nad tym, gdzie one mogły się podziać? Pozostała część wąwozu jest porośnięta zbyt wysoką roślinnością, aby kuropatwy mogły się czuć bezpiecznie, gdyż z wysokich roślin nie mogą się poderwać do lotu. Pozostał jedynie pas "trawnika" przy ulicy (około 10m od jezdni), gdzie trawa jest dosyć wysoka, ale nie zbyt wysoka...
Trzeciego dnia, po rundzie przez wąwóz, poszedłem w to miejsce.. Kaja z miejsca oszalała, od razu zwęszyła obecność ptaszków. Działała jak w transie i wypłoszyła kilka rodzin kuropatw. Bardzo się obawiałem, że Kaja z emocji może skoczyć pod koła jadących samochodów.. Wołałem ją, ale skutek był mizerny, Kaja biegała jak w transie.. Dopiero gwizdek poskutkował.. :) Można przewidzieć jaki będzie los kuropatw. Skończą śmiercią, albo w pazurach kotów lub szczękach psów, albo po prostu zginą z głodu, mieszkając przy ruchliwej ulicy JPII. :-o
Ale najgorszy los spotkał jeże, których jeszcze kilka znalazłem martwych. One zaufały swoim kolcom i zwinęły się w kłębek, co oczywiście nie było żadną obroną przed srogimi maszynami..
Szkoda tych wszystkich stworzeń, ale one po prostu nie miały szans na spokojne i szczęśliwe życie między ludźmi w mieście. :bad:

Bora - 18-10-2008, 18:53

BlueDiego napisał/a:
Chciałbym dopisać rodzaj epilogu dla losów zwierząt mieszkających w wąwozie...

U mnie na osiedlu był kiedyś taki fajny lasek, a obok polanka. Od 2 lat buduje sie tam wielkie blokowisko. Kiedyś widziałam tam wiewiórki, leśne ptaki... teraz jest tam plac budowy... a wiewiórki... ich ciałka leżały nieopodal... ktoś sie przyczynił do ich śmierci... myśle, że to pijanym robotnikom nudziło się...
Dzikie zwierzęta nie przeżyją w centrum miasta. :( Ale to my zajmujemy ich domy, ich tereny, a one nie mają już gdzie uciekać.

BlueDiego - 19-10-2008, 21:51

Chciałbym opisać ciąg dalszy szkolenia Kaji w terenie.. Kaja już po sterylce, po kilku dniach nieróbstwa i pieszczenia przez pańcia, rozbestwiła sie niemożebnie. Nastąpił wtórny "analfabetyzm" i totalne olewanie poleceń (komend), poza poleceniem przywołania gwizdkiem, które ma wpojone tak mocno, że działa mimo jej woli.. Na całe szczęście po kilku dniach surowszego reżimu, Kaja całkowicie wróciła do swojej formy sprzed operacji i już po trzech tygodniach po operacji była całkowicie sprawna. Wobec tego skorzystałem z propozycji znajomego myśliwego i wybrałem się z Kają na polowanie na kaczki, z zamiarem jedynie biernego uczestnictwa, aby Kaję oswoić z atmosferą polowania.
Dziś (niedziela 19.10.08), zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy (m.in. świder) i wczesnym rankiem (godzina 4.00) pojechaliśmy z Jackiem (tym myśliwym) do miejscowości NN, około 90 km od Lublina. Tam spotkaliśmy miejscowego myśliwego (żołnierza zawodowego) - Ryśka, i w trójkę (a raczej w czwórkę - z Kają) udaliśmy się pieszo w kierunku dość dużego jeziora (na pojezierzu łęczyńsko-włodawskim). Około 6.00 rano zajęliśmy stanowiska blisko brzegu jeziora za stogiem siana.. Czas płynął i nic się nie działo. Kaja zaczęła się niepokojąco wiercić "na świdrze" i skowyczeć. Po godzinie zrezygnowaliśmy z kaczek i Rysiek zaproponował abyśmy "zapolowali" na piżmaki, których miejsca norowania znał..
Podeszliśmy do brzegu jeziora (ok.0,5 km dalej) i koledzy myśliwi zaczęli obserwować wodę . Po chwili ujrzeli pływające łebki i zaczęli strzelać. Niestety wyniki były żadne. Piżmaki nie płoszą się strzałami, więc "kanonada" trwała.. Wreszcie Rysiek powiedział "dostał s..n". Faktycznie zauważyłem rzucającego się w wodzie "szczura". :)
Po chwili znieruchomiał. Piżmaki są szkodnikami niszczącymi brzegi rzek,jezior, rowów wodnych, zjadającymi duże ilości pokarmu roślinnego (większej od wagi ciała). Dlatego poluje się na nie od połowy sierpnia do kwietnia.. Pomimo dalszych strzałów nie udało się Panom Myśliwym strzelić jeszcze więcej tych dużych gryzoni.. Strzelanie do piżmaków nie jest wcale łatwe, gdyż wielkość celu (wystająca z wody głowa gryzonia) jest wielkości kwadratu 10 cm i z odległości ok.30m trafić w taki pływający dość szybko cel jest trudno. Ponieważ "zrobiła się" godzina ósma, słońce zaczęło przygrzewać, Panowie polujący uznali polowanie za zakończone. Teraz powstał problem, kto przyniesie piżmaka Rysiowi? Obaj popatrzyli na Kaję i potem na mnie.. "Niech przyniesie - powiedział Rysiek- niech się uczy!" Moje silne postanowienie zaczęło powoli topnieć. "Ale czy na pewno jest martwy, bo może przeciaż psa bardzo pogryźć" spytałem. "Weż popatrz sobie" - Rysiek dał mi lornetkę. Spojrzałem i rzeczywiście upewniłem się, piżmak był martwy. "Dobra" - powiedziałem i odpiąłem Kaję ze świdra. Nachyliłem się do niej, wskazałem jej ręką dryfującego piżmaka (wiedziałem, że Kaja od pewnego czasu go obserwowała) i dałem komendę szukaj -przynieś". Kaja skoczyła do wody i po kilku minutach piżmak był na lądzie u moich stóp!!! :)
To było dla mnie i dla Kaji ŚWIĘTO!! To był jej chrzest łowiecki!! Rysio powiedział - "Niech sobie weźmie szczura na pamiątkę, należy jej się, tyle czekała.." Podziękowałem i poprosiłem Panów do pamiątkowego zdjęcia:



Mam teraz psa naprawdę polującego!! ;]
Jeszcze początkującego ale zawsze to "pierwsze koty za płoty". Dodatkową zaletą tej wyprawy było dobre "ostrzelanie" Kaji strzałami z dubeltówek.. Po południu, już w domu, oprawiłem "szczura" i po zagotowaniu, mięsko z apetytem zjadła Kaja.. :)

gusia1972 - 19-10-2008, 22:06

gratylacje !!! dzielna dziewczynka :)
BlueDiego - 20-10-2008, 20:23

Kończę już "myśliwską" część opisu szkolenia Kaji w tym temacie, chociaż na polowania będę jeszcze wyjeżdżał, aby nauczyć Kaję szukania, dławienia i przynoszenia postrzałków (na razie tzw."pióra" - czyli ptaków łownych). Specjalnie okaleczać bowiem ptaków nie chcę, by Kaja je dobijała, co innego postrzałki w trakcie polowania... Inne zwierzęta łowne zostawiam na przyszły sezon.. O tym ze względu na drastyczność tematu nie będę pisał. :-o :)
Tutaj opiszę naukę Kaji wykonywania komend z zakresu psa - pomocnika. Chodzi o komendy "Weź"(lub "Trzymaj"), "Puść" (lub "Zostaw"). Są to bardzo pożyteczne komendy, które uczą psa noszenia przedmiotów w kufie, nawet na długie dystanse (np.kilometr, dwa kilometry). Uczyłem Kaję podobnie jak Foksia, z tym że Kaja nauczyła się się trzy razy szybciej i duuużo łatwiej. Ten sposób mogę polecić w stosunku do psów co najmniej 8- miesięcznych (co do młodszych, nie jestem pewien). Swoim zwyczajem naukę zacząłem na dworze i bez "smaczków". Za podstawę przyjąłem przeogromną chęć Kaji do aportowania, utrwaloną od szczeniaka przez zabawy i tysiące aportów przyniesionych w wieku "młodzieńczym". Po prostu pewnego pięknego dnia, z namaszczeniem, wybrałem piękny patyk dębowy i wracając ze spaceru (jak zwykle: wąwóz-ścieżka-las) niosłem go przez cały czas w ręku, pomimo prób Kaji wyrwania mi go z ręki. Tak nim "operowałem", że znajdował się zawsze blisko pyska Kaji. To bardzo ją stresowało i ciągle próbowała patyka mi zabrać. Ale zabraniałem jej głośnym "Kaja nie!". Przy wyjściu z wąwozu, w odpowiednim miejscu patyk ostentacyjnie, na oczach Kaji schowałem w wysokiej trawie i mówiąc zwyczajowe "Idziemy do domu", zakończyłem spacer-szkolenie. Na drugi dzień spacer zacząłem od odnalezienia patyka i zacząłem go odtąd używać jako specjalnego aportu (drogocennej własności pańcia). Co pewien czas dawałem Kaji polecenie "Siad" i podtykałem jej tego patyka pod nos, następnie zabierając go mówiąc "Kaja nie". Kaja próbowała uchwycić patyka do mordy. Na zdjęciu Kaja siedzi i patrzy pożądliwie na patyka:

Gdy z jakiś względów Kaja patyka nie znalazła lub nie przyniosła, za każdym razem sam szedłem i przynosiłem sobie ten aport. Już trzeciego dnia przy siadzie Kaji podsunąłem jej znanego patyka do mordy i znienacka powiedziałem "Weź", dając jej aport. Kaja podświadomie patyka chwyciła do mordy, powiedziałem jej "Biegaj" i Kaja ciesząc się wyraźnie pobiegała sobie długą chwilę z "cennym" patyczkiem. Po chwili go położyła na ziemi i sama siadła w oddaleniu, prosząc o rzut aportu. (Kaja jest nauczona, że gdy chce czegoś ode mnie, to zawsze siada i patrzy mi w oczy, inaczej wszelkie jej "prośby" ignoruję). Uzyskałem taki efekt, zawsze uprzednio dając jej komendę "Siad", gdy coś dla niej robiłem przyjemnego: zdejmowałem kantarek, odpinałem ją ze świdra, ze smyczy, dawałem papu na ziemię itp. Czasem prowadzi to do takiego "dialogu". Kaja idzie w kantarku przy wózku (gdyż za bardzo ciągnęła). W pewnym momencie szarpie na bok. Wiem, że chodzi o "Qpę". Odwiązuję ją od wózka i odchodzę na trawkę. Kaja siada jak wryta i nie daje sie zachęcić do działania. Patrzy na mnie. Już wiem! Odpinam ją z kantarka i "przepinam" na zwykła obrożę. I Kaja za chwilę kręci się w kółko i robi co trzeba!! Za chwilę znów ją przepinam na kantarek!! Takich przykładów mógłbym podać wiele.. :)
Gdy więc Kaja siedząc poprosiła mnie o rzucenie jej tego patyka jako aportu, rzuciłem go jej. Wychodząc z lasu patyka odebrałem i wziąłem do ręki prowadząc Kaję mówiąc zwyczajowo "Idziemy do domu". W drodze Kaję posadziłem i dałem jej patyka mówiąc "Weź". Kaja wzięła go do kufy i poniosła kilkanaście metrów. Wypuściła go na ziemię. Ja go podniosłem i już do końca drogi patyka nie dostała.. Po tygodniu takich ćwiczeń Kaja niosła już "tego" patyka przez całą drogę, zarówno do lasu, jak i z lasu do domu:

Potem wprowadziłem "utrudnienia". Kazałem Kaji siadać w trakcie niesienia:

Potem kazałem Kaji przenosić patyk przez tory:

Nauczenie komendy "Puść" było już proste: po przyjściu do miejsca, w którym chowałem patyka, posadziłem ją i powiedziałem do niej "Puść" jednocześnie zabierając jej ten aport. Kaja natychmiast go "wypluła", ja go nie złapałem i patyk wylądował na ziemi. Ponownie dałem Kaji komendę "Weź" (Kaja chwyciła patyka do mordy) i ponownie powiedziałem "Puść" i Kaja natychmiast wypluła go na ziemię. Do ostatecznego doskonałego opanowania tych komend wystarcza systematyczne codzienne ich stosowanie. Noszenie aportów (różnych, po pewnym czasie) Kaja dostaje jako wyróżnienie. Czasami jej tego pozbawiam i wiem, że ją to bardzo boli. Często się zatrzymuje i patrzy mi w oczy błagalnie, ale ja najczęściej pozostaję nieugięty.. Na ostatnim zdjęciu, po komendzie "Puść" patyk nie zdążył jeszcze dolecieć do ziemi..:

Wszystkim, którzy będą chcieli nauczyć swe pieski tych komend ("Weź","Puść") opisaną metodą chcę poinformować, że zdała ona egzamin w przypadku 8,5 miesięcznej Kaji, co nie oznacza, że sprawdzi się w przypadku każdego labka.. :D

Ryniu - 20-10-2008, 20:57

BlueDiego, dobre piwo stawiam jak będzie kiedyś okazja. Tego mi było trzeba. A ja się zastanawiałem właśnie jak dojść do tego aby Enzik niósł coś jak najdłużej.
BlueDiego,

labi - 20-10-2008, 21:02

BlueDiego napisał/a:
Po południu, już w domu, oprawiłem "szczura" i po zagotowaniu, mięsko z apetytem zjadła Kaja..


BlueDiego, a o znajomych z Forum nie pomyślałeś? :D :P

Cieszymy się, że z młodą wszystko OK i myśliwski zapał pozostał :)

Bora - 20-10-2008, 21:03

Cytat:
Przy wyjściu z wąwozu, w odpowiednim miejscu patyk ostentacyjnie, na oczach Kaji schowałem w wysokiej trawie i mówiąc zwyczajowe "Idziemy do domu", zakończyłem spacer-szkolenie. Na drugi dzień spacer zacząłem od odnalezienia patyka i zacząłem go odtąd używać jako specjalnego aportu

Robiłam identycznie ale z plastykową butelką, którą Bora maltretuje podczas ćwiczeń. U nas komenda to "daj schowam " :P I chowam butelkę w krzaki.
Jak Bora zasłuży na coś podczas spaceru np. odwołam ją od psa to mówię "przynieś butelkę" a ona biegnie w miejsce gdzie ukryłam butlę i z zapałem szuka po krzakach :) .

Cytat:
Po tygodniu takich ćwiczeń Kaja niosła już "tego" patyka przez całą drogę, zarówno do lasu, jak i z lasu do domu:

Bora tak nosi wspomnianą butelkę po całym osiedlu. Czy Kaji też nic wtedy nie interesuje? nawet siusianie i kupkanie ?
Dla niej największa zabawa to wynoszenie makulatury albo plastyków do kontenerów. Zawsze daje jej np. kawał kartonu, z jakim zapałem niesie go do kontenera :) Ogon zadarty :P

Cytat:
Potem wprowadziłem "utrudnienia". Kazałem Kaji siadać w trakcie niesienia:

Też Ci pluła aportem podczas siadania? U nas to było mniej więcej tak "jak trzymam to nie siadam, jak siadam to pluję". Ale po tygodniach ćwiczeń udało się to opanować.

Cytat:
co nie oznacza, że sprawdzi się w przypadku każdego labka

Jak widać u nas podziałało, a Bora była wtedy młodsza, gdyż miała za bardzo ambitną pańcię :->

Fajowo Kaja się spisuje. Gratuluję.

BlueDiego - 21-10-2008, 23:40

labi napisał/a:
BlueDiego, a o znajomych z Forum nie pomyślałeś? :D :P

Labi, sam sobie odjąłem z ust... :D :-o
Bora napisał/a:
Też Ci pluła aportem podczas siadania? U nas to było mniej więcej tak "jak trzymam to nie siadam, jak siadam to pluję". Ale po tygodniach ćwiczeń udało się to opanować.

Za pierwszy razem (po wielu już pełnych marszach z patykiem) Kaja przy siadzie wypuściła patyka. I już do końca drogi go nie dostała, musiała go znosić koło nosa, w mojej dłoni. Następnego razu już nie było. Kaja siada i nawet siusia z patykiem w kufie, aby go nie stracić. Kopkania nie widziałem..
Bora, widzę że nasze doświadczenia praktyczne w części się pokrywają, co mnie cieszy. Szczerze Ci gratuluję.. :D
-----------------------------
Opiszę mój sposób nauki Kaji chodzenia na smyczy w sposób, który ja preferuję: Kaja ma chodzić po mojej prawej lub po lewej stronie lekko z tyłu lub równo ze mną (z głową tuż przy moim kolanie, lub za kolanem), w dowolnym tempie (zarówno spacerowym jak i szybszym).. Sposób szkolenia: jak zwykle "w terenie", bez "smaczków" (których używanie "na polu" ograniczam do extraordynaryjnych przypadków, świadczących o mojej bezradności na danym etapie szkolenia i konieczności odwołania sie do żarłoczności stworzenia, w celu jego edukacji, czego bardzo nie lubię!). :-P
Szkolenie rozpocząłem biorąc Kaję na "krótką smycz" (trzymałem ją w ręku w odległości 30-40 cm od głowy suni). I rozpocząłem spacer po chodniku, mając Kaję po prawej stronie, a smycz w prawej (silniejszej) ręce. Po prawej stronie chodnika znajdowała się siatka ogrodzeniowa parkingu osiedlowego. Ma ona długość około 150m po prostej. Jest to odcinek całkowicie odpowiedni do nauki chodzenia "po mojemu".Prowadząc Kaję nieco z tyłu po prawej, zbliżyłem się do siatki tak blisko, że dla Kaji nie starczyło miejsca na chód równo ze mną. Kaja wobec takiej sytuacji, najpierw spróbowała głową "się przebić" do przodu koło moich nóg, a potem spróbowała przejść z tyłu na drugą, lewą stronę. "Krótka smycz" nie pozwoliła jej i na to... Za każdą jej próbą wybrnięcia z tej sytuacji, mówiłem głośno "Kaja z tyłu!". Szedłem spacerowym, bardzo powolnym krokiem.. Ciągle bardzo blisko siatki.. Kaja nie miała wyjścia.. musiała się "ślimaczyć" za mną. Po dojściu do końca prostego odcinka siatki, przerzuciłem smycz do lewej ręki i Kaję na moją lewą stronę.. I znów spacer bardzo blisko siatki, z Kają próbującą mnie wyprzedzić lub zmienić stronę. W ten sposób przemaszerowałem z Kają pięć razy tam i z powrotem. Pod koniec Kaja już nie "walczyła" i potulnie dreptała za mną.. (Jakie zresztą miała inne wyjście?). Było to 1,5 km marszu według moich preferencji. Za szóstym razem zwiększyłem nieco odstęp od siatki ogrodzeniowej, tak, że Kaja mogłaby się zmieścić. Ale w chwili, gdy próbowała "dodać gazu" mówiłem głośno "Kaja z tyłu" i przysuwałem się do siatki, kleszcząc kaję kolanem (tuż za głową). Kaja się wycofywała. Po kilku takich próbach, już więcej tego nie próbowała tylko potulnie i z rezygnacją szła za mną.. Podjęła jeszcze kilka prób przejścia na przeciwną stronę, ale gdy i to zawiodło całkiem spasowała.. Po trzech przejściach wzdłuż siatki z odstępem, spacer zakończyłem powrotem do domu, starając się Kaję powstrzymać od wyprzedzenia mnie.. :)
Po kilku tygodniach takich "spacerów" (wieczornych, "na kupę") Kaja na komendę "Kaja do tyłu" zaczyna iść za mną na smyczy. :D
Już bez żadnej siatki... I tak już jest od tej pory.. :)
Chciałbym jeszcze dodać, że tym sposobem nauczyłem Kaję schodzić i wchodzić po schodach za mną. Po prostu schodząc w dół schodzę blisko prawej ściany (nie dając Kaji miejsca), a wchodząc do góry idę blisko lewej ściany, również mówiąc "Kaja z tyłu" gdy próbuje coś kombinować.. :)
Podany przeze mnie sposób nauki labka chodzenia na smyczy z tyłu (lub równo ze mną), sprawdza się w 100% (przynajmniej dla psów od 9 miesiąca życia, nie klikerowych), co osobiście spraktykowałem. Tak też, korzystając z mojej rady, nauczyła chodzić swego Goldena - Clifforda znajoma z wąwozu..

Bora - 22-10-2008, 14:45

BlueDiego, hym... dlaczego nie klikerowych? Ja uczyłam podobnie Borę, tyle że przy murze. Jedyną różnicą było to, że ja nagradzałam za zajęcie pozycji przy nodze dając smakole, a Ty wykorzystałeś (chyba) tzn uniemożliwienie. Czyli Kaja nie miała innego wyjścia jak dreptać za Tobą.
Jak to się sprawdza w praktyce? Jak Kaja zachowuje się np. podczas mijania psa?

BlueDiego - 22-10-2008, 17:03

Bora napisał/a:
BlueDiego, hym... dlaczego nie klikerowych?

Bora, ja nie wiem jak mogą się zachowywać pieski nagradzane "smaczkami" ("klikerowe") i dlatego nie włączyłem ich do 100% gwarancji powodzenia stosowania tej metody, łącznie z pieskami młodymi.. Mogą się np. "obrazić" na zmianę sposobu postępowania i odmówić współpracy. :D
Bora napisał/a:
Ja uczyłam podobnie Borę, tyle że przy murze. Jedyną różnicą było to, że ja nagradzałam za zajęcie pozycji przy nodze dając smakole, a Ty wykorzystałeś (chyba) tzn uniemożliwienie. Czyli Kaja nie miała innego wyjścia jak dreptać za Tobą.
Jak to się sprawdza w praktyce? Jak Kaja zachowuje się np. podczas mijania psa?

Jak już wielokrotnie pisałem, moje metody nie są klasycznie (idealistycznie) pozytywne.. Moim sposobem nie da się ćwiczyć przy murze! Jak bym Kaję "zakleszczał" kolanem uniemożliwiając jej olanie ćwiczenia? Siatka jest elastyczna i takie "zakleszczenie" nie sprawia pieskowi bólu, poza nieprzyjemnym doznaniem (mniej nieprzyjemnym od silnego szarpnięcia smyczą). Zresztą, na cała naukę, wystarczy to zrobić kilka razy..
Na przechodzące psy Kaja w zasadzie nie reaguje, chociaż ma kilka piesków (dwa ONy, Labek - suczka), których nie znosi, na nie warczy, szczeka i chce się do nich "dobrać". Z innymi ONami i Labkami świetnie się bawi.. Nie wiem co jest powodem takiego postępowania Kaji względem tylko tych piesków! Musiałbym być w jej skórze! Cóż bardzo daleko jej jeszcze do ideału!

Bora - 22-10-2008, 18:44

Cytat:
Mogą się np. "obrazić" na zmianę sposobu postępowania i odmówić współpracy. :D

Masz rację. Mogą być w szoku, gdyż nie spotkały się wcześniej z taki sposobem szkolenia. Sama widzę po Borze, że nawet podniesiony głos wyprowadza ją z równowagi. I to właśnie często skłania mnie do rozważań na temat szkolenia pozytywnego. Bora uczona w wysoce pozytywny sposób często reaguje "niefajnie" na podniesiony głos, bo dla niej to coś nowego.

Bora zrobiła się strasznie agresywna. Nie możemy spokojnie minąć psa. Dlatego zapytałam czy to chodzenie przy nodze działa też przy psa. I widać działa. :)

BlueDiego - 22-10-2008, 20:48

Bora napisał/a:
Sama widzę po Borze, że nawet podniesiony głos wyprowadza ją z równowagi. I to właśnie często skłania mnie do rozważań na temat szkolenia pozytywnego. Bora uczona w wysoce pozytywny sposób często reaguje "niefajnie" na podniesiony głos, bo dla niej to coś nowego.

W tym właśnie widać diametralnie inny charakter naszych pupilek! Kaja jest suką o "twardym" charakterze, trudno ją wyprowadzić z równowagi. Taką ją właśnie kupowałem od hodowcy. Wybrałem najodważniejsze i najbardziej "ciekawe świata" szczenię z miotu..

Bora - 22-10-2008, 20:52

BlueDiego, i tego zazdroszczę. Ja sama jestem dość "ostra" jeśli chodziło o szkolenie poprzednich psów, a dla Bory musiałam się "zmienić". Łatwo mi to nie przyszło. Nie raz mam ochotę zdrowo huknąć, ale to nie działa :confused: .

Mam pytanie co do tego aportu. Kaja go podgryza?

BlueDiego - 22-10-2008, 20:59

Jeden róg pogryzła, ale po stwierdzeniu, że w środku nie ma nic ciekawego, przestała go gryźć i mam go w niezłej kondycji do tej pory. Oczywiście kilka razy prałem..
Bora - 22-10-2008, 21:03

Rozumiem. Bora podejmuje aport ale go memla cały czas w pysku, podgryza. Cały czas zaciska szczęki na nim, nawet w siadzie. I nie wiem jak ją tego oduczyć. Ten aport był już chyba 150 razy szyty ]:) i cerowany.
BarbaraS - 22-10-2008, 22:45

Magda, jakiego przedmiotu używasz przy nauce aportowania? Mnie się wydaje że przedmioty miękkie, np. gryzaki prowokują do podgryzania. Na twardym, drewnianym koziołku można ćwiczyć niepodgryzanie uderzając lekko w główki koziołka - zazwyczaj powoduje to silniejsze zaciskanie zębów na aporcie i jest szansa na to by wyłapać moment nieruchomego trzymania i pochwalenia psa by zrozumiał że właśnie o to chodzi.
Ja wymyśliłam inny sposób - kładłam na nosie kawałeczek serka czy kiełbaski i jeśli spadł podczas memłania to szybciutko przydepnęłam, jeśli wytrwała chwilke nie ruszając mordą i smakołyk sie na nosie utrzymał - dostawała go w nagrode. Ta metoda jest dość trudna dla łakomych labków ale szybko się orientują za co jedzenie dostaną a za co nie.

BlueDiego - 24-10-2008, 17:48

Bora napisał/a:
Cały czas zaciska szczęki na nim, nawet w siadzie. I nie wiem jak ją tego oduczyć. Ten aport był już chyba 150 razy szyty ]:) i cerowany.

Bora, może spróbuj na dwa aporty? Gdy jeden rzucisz suni i ona będzie się na nim pastwić, pokaż jej wtedy ten drugi i rób wymachy ręką. Może to ją skusi i poprzedni aport zostawi. Wtedy po ten zostawiony trzeba pójść. Tak, bardzo żmudnie uczyłem Foksia aportowania dla mnie. Psa trzeba uświadomić, że pańcia daje suni aport, jeden, nawet drugi i chce mieć go z powrotem.. Gdy pies nie chce oddawać aportu, to lepiej jest budować u niego najpierw przynoszenie do pańcia i zostawianie go po pokazaniu drugiego.. Pokazywać drugi aport trzeba po powrocie do pańci z pierwszym...
Pozostaje jeszcze Twoja główna broń: "smaczki". Za nie sunia powinna oddawać wszystko.. :)

Bora - 24-10-2008, 18:49

BarbaraS napisał/a:
Magda, jakiego przedmiotu używasz przy nauce aportowania? Mnie się wydaje że przedmioty miękki

Różnych. Próbowałam na koziołku, Bora nawet tego do pyska nie chce wziąć. Musi mieć jakiś dziwny smak. Próbowałam też na plastykowych przedmiotach, miękkiej gumowej piłce.

BlueDiego napisał/a:
Bora, może spróbuj na dwa aporty? Gdy jeden rzucisz suni i ona będzie się na nim pastwić, pokaż jej wtedy ten drugi i rób wymachy ręką. Może to ją skusi i poprzedni aport zostawi. Wtedy po ten zostawiony trzeba pójść. Tak, bardzo żmudnie uczyłem Foksia aportowania dla mnie. Psa trzeba uświadomić, że pańcia daje suni aport, jeden, nawet drugi i chce mieć go z powrotem.. Gdy pies nie chce oddawać aportu, to lepiej jest budować u niego najpierw przynoszenie do pańcia i zostawianie go po pokazaniu drugiego.. Pokazywać drugi aport trzeba po powrocie do pańci z pierwszym...
Pozostaje jeszcze Twoja główna broń: "smaczki". Za nie sunia powinna oddawać wszystko..


Próbowałam na dwa aporty. Działa niby, ale tylko na początku niestety. Bora się wycwaniła i wie, że to handel wymienny i pierwszego aportu nie zostawi, a czai się na drugi.
Poza tym ma głupi nawyk zwiewania z aportem. Czasem boję się ją puścić luzem, bo jak dorwie kija to spyla gdzie łapy poniosą. ]:)

Tzn. żeby było jasne. Formalny aport zrobi, ale to nudne jest strasznie. Takie sztywne, jak w wojsku i widzę, że robi to bo musi, bez emocji na zasadzie "noo dobraa masz tego kija" A kiedy wie, że to jest dla zabawy to robi sobie "jaja" i każe się gonić, pogryza, memla :<

BlueDiego - 04-12-2008, 01:57

W trakcie codziennych spacerów - szkoleń, przeprowadzanych już tylko w lesie Stary Gaj, do którego mam około 1,5 km drogi od domu, czekałem obserwując pilnie prognozy pogody na zapowiedź opadów śniegu. I w piątek 21 listopada doczekałem się! Będą duże opady od jutra (sobota 22.11.08)!!! Natychmiast podjąłem decyzję: jadę z Kają do Rudki, aby rozkoszować się wędrowaniem po świeżo ubranym w śnieżne okrycie "prawdziwym", pełnym dzikich zwierząt lesie.. Zadzwoniłem do szwagra i zaanonsowałem swoje przybycie na sobotę. Wieczorem w piątek i w nocy z piątku na sobotę, w Lublinie padał dość gęsty śnieg. Szwagier (też "czynny" myśliwy), poinformował mnie, że w niedzielę rano wybiera się z kolegami na polowanie (na dziki). "Serdecznie zapraszam Kaję, przyjedź z nią" - powiedział. Nie ma on jeszcze psa do polowań, po stracie swego wyżła szortkowłosego (padł ze starości, mając 12 lat). Kaję bardzo polubił.. :)
O 4.00 rano w sobotę załadowałem tobołki i Kaję do mojego wysłużonego Opla Astry i trochę obawiając się o przejezdność dróg wyruszyłem do Rudki. Tym razem małżonka się uparła i mi towarzyszyła (chęć odwiedzenia siostry). Po pewnych tarapatach dojechałem jednak na miejsce już około 6.30. Szybko się przywitałem z kuzynostwem i razem ze szwagrem (i Kają) wyruszyliśmy do lasu. Znalazłem się w bajkowym, wspaniałym świecie. Piękny mieszany las dębowo-świerkowy tonący w świeżutkim śniegu. Zarówno ja, jak i szwagier byliśmy zauroczeni otoczeniem. Poniżej zdjęcia z komórki, które nawet w dziesiątej części nie oddają piękna śnieżnej przyrody:

Kaja jak szalona wariatka latała po śniegu, węszyła i tarzała się w puchu:

Po pierwszych zachwytach, zacząłem obserwować świeże ślady na śniegu. (Tu nasze szanse z Kają prawie sie wyrównały). Kaja je węszyła, ale niewiele z nich mogła sobie skojarzyć z ich właścicielami... Gdy zeszliśmy z przecinki leśnej, znaleźliśmy bardzo dużo śladów, od sarnich, lisich, borsuczych, kun leśnych, aż po ślady dzików i ... psów. Te ostatnie (poza lisimi), najbardziej intrygowały Kaję. Pies wyraźnie biegł (niedawno) po śladzie sarny.. Byłem zszokowany, nie przypuszczałem, że w tym lesie jest tyle dzikich zwierząt, ale ślady na śniegu nie kłamią.. Poniżej zamieszczam fotki śladów sarny:

Czas płynął nam szybko i nieubłagalnie, "Zrobiło się" południe i siedliśmy na wiatrołomie (zwalonym przez wichurę drzewie). Szwagier wyciągnął z torby zrobione przez siebie "po wojskowemu" kanapki (kromki grubości circa 3 cm) z kawałami wędzonego boczku,
ja zaś wyjąłem z chlebaka żubróweczkę.. Nie będę opisywał naszego szczęścia, bo po prostu się nie da.. W takiej scenerii, takie delicje !!! Kaja też dostała swoje "kulki", chociaż wyżebrała też kawałeczek boczku od pańcia.. :bad: Kaja zjada kulki w śnieżnej scenerii:

Kaja znów rozpoczęła intensywne węszenie śladów. Nie oddalała się jednak zbytnio, tylko dwa razy musiałem użyć gwizdka.
Oswaja się już ze świeżymi śladami zwierzyny leśnej, które już jej tak nie ekscytują. Kaja węszy widoczne liczne ślady:

Na obiad, około 15.00 wróciłiśmy do domu szwagra, szczęliwi i lekko "zmęczeni" (oczywiście oprócz Kaji).
Tak powitałem pierwszy śnieg.. :haha:
p.s. Po wieczornej "poprawce", szwagier zrezygnował z udziału w polowaniu.. ;]

gwiazdka - 04-12-2008, 18:00

SUPER ;) kajusi sie nie nudzi ;) yhyhyh szkoda ,ze my nie mamy tutaj laskow.. takich jak w Polsce :(
Bora - 05-12-2008, 08:02

BlueDiego, czy trudniej wytropić psu zwierzynę ze śladów na śniegu?
Pytam, gdyż 5 lat temu miałam sukę mix jamnika z terierem... z dużym popędem myśliwskim. Zabierana do lasu lubiła tropić zwierzynę, jednak najlepiej jej to szło właśnie ze śladów pozostawionych na śniegu. Największą frajdę sprawiało jej tropienie królików czy zajęcy... szła po tropie jak zaczarowana.

BlueDiego - 05-12-2008, 12:34

Bora napisał/a:
czy trudniej wytropić psu zwierzynę ze śladów na śniegu?


Odpowiedź jest niby prosta, ale nie całkiem.. ;]
Otóż zapachy tropowe utrzymują się w "dołkach zapachowych" zdecydowanie dłużej w śniegu, mimo nawet wiejącego niedużego wiatru. Tym samym ślady są znacznie mocniejsze i skoncentrowane w tych dołkach. Pies ma dużą łatwość w ich węszeniu, jeżeli posługuje się wiatrem dolnym i nie zbacza ze ścieżki tropowej. Oddalenie się nawet nieznaczne od trasy ścieżki - powoduje utratę zapachu przez psa. Jamniki mają głowę zwieszoną z natury nisko, dlatego praca na śniegu jest dla nich łatwiejsza i przyjemniejsza. Z labkami już nie jest tak prosto. Lubią one węszyć, ale na śniegu muszą wypracować sobie nieco inną technikę węszenia (bardziej "dolną" i więcej "poszukiwania kontynuacji", czyli biegania "zakosami"). :)
Gdyby pieski umiały jeszcze, w czasie tropienia, szukać śladów wzrokiem...

Bora - 05-12-2008, 13:37

No tak racja ... Funia sunęła nosem przy ziemi podczas spaceru w lesie. Potrafiła biec różne wywijasy, ostre zakręty nie tracąc przy tym tropu. Pamiętam, że nawet głowy nie unosiła... czyli coś w tym jest. Miała zdecydowanie większą chęć do pracy węchowej niż Bora (patrzę teraz na to z perspektywy czasu)... kiedy ją miałam byłam nastolatką i jakoś szkolenie psa myśliwskiego w ogóle mnie nie kręciło. Teraz pewnie zastanowiłabym się co z jej popędem zrobić.
BlueDiego - 05-12-2008, 20:37

Tydzień po pierwszym śniegu (gdy już go prawie nie było), przjąłem zaproszenie (od szwagra dla Kaji) do wzięcia udziału w polowaniu na dziki (do którego nie doszło poprzednio, z powodu naszego, zbyt obfitego, raczenia się Żubrówką). Zaznaczyłem, że Kaja może jedynie statystować w polowaniu, gdyż jeszcze nie jest gotowa do pełnego w nim udziału. Ponieważ myśliwi planowali polowanie z tzw."podchodu", wydało mi się, że może to być dla niej pożyteczne i potrzebne, na jej etapie szkolenia, doświadczenie. O godzinie 5.00 w sobotę wyruszyliśmy małą grupą (trzech myśliwych) i ja z Kają, do lasu. Musieliśmy przejść około 4 km po lesie aby dojść do pola na skraju lasu, na którym miejscowi mieszkańcy sygnalizowali obecność dzików. Kaję prowadziłem na 10m otoku, praktycznie zwiniętym. Gdy rwała się do węszenia, pozwalałem jej na to, rozwijając otok, odstając przez to od grupy na pewien czas i póżniej ich doganiałem. Po drodze napotkaliśmy coraz rzadsziej występujące w naszych lasach mrowisko:

Po dotarciu na miejsce, zaczęliśmy wszyscy szukać świeżych (ciepłych) śladów dzików, biegnących z lasu na pole. Rozwinąłem otok całkowicie i dając Kaji komendę "szukaj", zachęciłem ją do węszenia.. Po kilku minutach marszu skrajem lasu, Kaja bardzo się ożywiła i zaczęła szybko biegać z głową przy ziemi. Zatrzymaliśmy się w tym miejscu i wkrótce znaleźliśmy ślady:

Myśliwi postanowili iść tym tropem na skraj lasu i "tego" pola, aby następnie dopaść "świnki" na polu, na "gorącym uczynku". Zwinąłem Kaji otok do 1,5m i z tyłu grupy podążałem za nimi. Kaja szarpała się trochę, chciała wracać do lasu. Ale nie ona rządzi w naszym teamie.. Po chwili usłyszałem głos jednego z panów "Są!!". Zatrzymałem się i "posadziłem" Kaję. Bałem się, żeby nie zaczęła szczekać, gdyż mogłaby zepsuć całe polowanie.. Pod pachą miałem urwaną wcześniej gałąź sosnową, aby w razie powodzenia dopełnić łowieckiej tradycji.. Myśliwi poszli w prawo rozwijając się w niewielką "tyralierę". W odległości około 200m zauważyłem sylwetki 5 dzików. Spokojnie żerowały na polu. Myśliwi oddalali sie ode mnie, szli "pod wiatr" na dziki. Wkrótce się zatrzymali i zaraz potem padł strzał, jeden a zaraz po nim drugi i trzeci. Nastała cisza. Zobaczyłem cztery dziki zwiewające do lasu, padły następne strzały, ale wszystkie cztery zdołały dobiec do bezpiecznej kniei. Jeden leżał na polu... ;]
Kaja obserwowała wszystko jak zahipnotyzowana i wierciła się u mojej nogi. Zaczęła cicho skomleć i mocno się wiercić w siadzie. Zobaczyłem, że myśliwi podeszli i otoczyli padłe zwierzę.. W tej sytuacji powiedziałem do Kaji "Idziemy" i dołączyłem do grupy. Dzik był średniej wielkości, strzelony na komorę (śmierć na miejscu). Szkoda mi było trochę juchy (farby) ale nie wziąłem żadnego pojemniczka. Serwetki kosmetyczne zamoczyłem w farbie i zawinąłem w torebkę foliową. Kaja niuchała świeżą farbę, ale nie pozwalałem jej pokosztować tego "specjału". Obwąchiwała ciało martwego dzika by po chwili stracić nim wszelkie zainteresowanie. Zaczęła "niuchać" wokół.. Byłem z tego zadowolony.. "Dobry piesek" pochwaliłem ją i pogłaskałem. Kaja chyba nie wiedziała za co.. Ale merdała wesoło ogonem, biegając koło nas. Zrobiłem zdjęcie komórką:

Dałem szwagrowi gałązkę sosnową i on jako najstarszy dopełnił rytuału "złomu, pieczęci i ostatniego kęsa". Szczęśliwym (lub dobrym) strzelcem był Włodek, kolega szwagra, wesoły, miły człowiek w średnim wieku (około 40-stki). Królem pudlarzy został szwagier (trzy strzały PBwo - Panu Bogu w okno). Pewnie wczoraj znów przebrał miarkę.. "Luneta w sztucerze mi się przekrzywiła" - zapodał, ale nikt z nas w to nie uwierzył i milczeniem skwitowaliśmy jego słowa. Sprawdziliśmy jeszcze, czy żaden z pozostałych dzików nie "przyjął", ale nie widać było nawet najdrobniejszych śladów "farby". Tak zakończył się szkoleniowy udział Kaji w drugim polowaniu.. :haha:
p.s.zabrałem do domu trochę dziczych narogów (wnętrzności)... ale nie do jedzenia Labi...

[ Dodano: Sro 24 Gru, 2008 ]
Na początku grudnia przyjąłem zaproszenie do udziału Kaji w polowaniu na bażanty. W szkoleniu "konkursowym" labradorów nie przewiduje się takiej "konkurencji", gdyż polowanie takie przewiduje samodzielną pracę psa "w polu", do czego te psy nie są szkolone. Byłem ciekawy jak Kaja zachowa się w specyficznych warunkach takiego polowania. Kaja miała być tylko obserwatorem i uczyć się zapachów bażantów i sposobu ich aportowania. W polowaniu wzięło udział 8 myśliwych. Miały być dwa psy - jako płochacz - seter irlandzki i jako aporter wyżeł szorstkowłosy weimarski. Okazało się jednak, że wyżła nie było, gdyż kilka dni wcześniej został rozdarty przez dzika i w ciężkim stanie, po operacji, został w domu. Szkoda pieska, ale takie jest życie (poleciał za dzikiem bez komendy swego pana)...
W tej sytuacji zgodziłem się na udział Kaji w polowaniu, "pod moją komendą".
Ostatecznie myśliwi strzelili 9 ptaków, z których 7 podniosła Kaja (!!!), jednego seter a jednego myśliwy przyniósł sam... Byłem bardzo dumny z Kaji, chociaż można się było z łatwością dopatrzyć w jej "pracy" błędów (m.in. próby przyniesienia więcej niż jednego ptaka, powroty z ptakami nie w prostej linii i najkrótszą drogą). Ale jednak (jak na debiut), zachowała się bardo dobrze. Ptaków nie dławiła, jedynie łapała w kufę i przynosiła pod moje nogi, często jeszcze żywe... Płoszący ptaki seter wyraźnie Kaję deprymował i na początku, biegnąc z aportowanym ptakiem, słysząc gwizd startującego do lotu koguta, wypluła ptaka z kufy i pogoniła za lecącym ptakiem, nie bacząc na padające strzały... Miałem serce pod gardłem, mogła przecież oberwać, nie miałem zaufania do panów myśliwych. Gwizdkiem przywołalem Kaję do siebie i wysłałem po pozostawionego ptaka ponownie (komendą "Szukaj, przynieś"). Więcej już Kaja tak nie postępowała..
W efekcie czynnego udziału Kaji w polowaniu otrzymała ona w podarunku trzy ptaszki.
Zobiłem jej zdjęcie z ptaszkami - podarkami, chociaż aby Kaję do nich zwabić musiałem jako "przynety" użyć patyka - aportu. Martwe tusze bażantów nie są bowiem przedmiotem zainteresowania Kaji, z czego jestem bardzo zadowolony..

Coż Kaja wkroczyła na drogę zdobywania doświadczeń w swej roli pomocnika myśliwego.
Po prawie piętnastu latach znów skosztowałem bażanciny... palce lizać. :) :bad:

G - 11-04-2009, 13:36

BlueDiego napisał/a:
Jola napisał/a:
Zazdraszczamy wnuczkowi!!! Ma "pod ręką" taaakiego nauczyciela... Fajnie ma chłop!!


Jola, wiesz, że nawet w Biblii stoi: "nikt nie jest prorokiem we własnym kraju". W moim przypadku jest tak samo... :D
Moja rodzina ma o mnie opinię, że "rozpaskudzam sukę" i jej na wszystko pozwalam. Poza tym ona "nic nie umie" (szczególnie chodzi o "podaj łapę", "poproś" (siedzenie na tylnych łapkach, uniesione przednie), "zdechł pies"... i tym podobne dowody wyszkolenia psa...). :D
Według nich Kaja jest nie wychowana: beka, czka, pierdzi (i ucieka), chrapie, skacze na nich przy powitaniu itd. itp. A ja na to wszystko się godzę i przymykam oko !!!
Tutaj na form zostałem nazwany zacofanym i ciemnym starcem, bezwzględnym brutalem bez litości dla psiny i bez zrozumienia dla psiej złożonej psychiki itd. itp. Cóż takie jest życie... :-o ;] :D :D
Ale powiem Ci szczerze: nic sobie z tego nie robię, postępuję zawsze według swoich zasad (do których się otwarcie przyznaję..). :haha: :papa:






Moze i nieodpowiadam na ten post za wczesnie bo jedyne pol roku po jego publikacji ale powiem szczerze ze przeczytalem wszystkie 450 postow bluediego i musze stwierdzic...

Ze BlueDiego to czlowiek z pasja i z zasadami czego niektorym ludziom dzisiaj brakuje!

I apropo jeszcze tego ze ktos studiuje zoologie czy jakas inna rzecz nie daje mu wiedzy na kazdy temat . I musze teraz tutaj wywolac do dyskusji TSUNAMI ze twoje odpowiedzi do BlueDiego sa troszeczke nadete. I studia i przeczytanie 700 ksiazek na temat psa nie daje tobie wiedzy w praktyce !

Bo tak jak powiedzial BlueDiego ze nawet po egzaminach PT jego wczesniejszy pies tak na prawde o prawdziwym myslistwie nie wiedzial nic!



Pozdrawiam i przepraszam za tak pozna odpowiedz :$

BarbaraS - 11-04-2009, 14:25

G napisał/a:
nawet po egzaminach PT jego wczesniejszy pies tak na prawde o prawdziwym myslistwie nie wiedzial nic!

Na szkoleniu PT(pies towarzyszący) nie przygotowuje się psa do pracy myśliwskiej. To są kursy podstawowego posłuszeństwa, dla wszystkich psów, myśliwskich i nie-myśliwskich.

Muszol - 11-04-2009, 16:58

BarbaraS napisał/a:

Na szkoleniu PT(pies towarzyszący) nie przygotowuje się psa do pracy myśliwskiej. To są kursy podstawowego posłuszeństwa, dla wszystkich psów, myśliwskich i nie-myśliwskich.



dokładnie ;) Mój Fifty jest po takim szkoleniu.

G - 11-04-2009, 17:52

i jeszcze jedno maly offtop ale dla informacjii BLUEDIEGO Labradory nie sa psami angielskimi lecz kanadyjskimi! Pochodza z polwyspu Labrador stad nazwa Labrador Retriever!
BarbaraS - 11-04-2009, 18:59

G napisał/a:
Pochodza z polwyspu Labrador stad nazwa Labrador Retriever!

A wcale nie :P
Pochodzą z Nowej Funlandii :)

sodalis - 11-04-2009, 19:10

BarbaraS napisał/a:
G napisał/a:
Pochodza z polwyspu Labrador stad nazwa Labrador Retriever!

A wcale nie :P
Pochodzą z Nowej Funlandii :)

A i tak uważa się je za rasę angielską, bo tam rozpoczęto planową hodowle, tam powstała nazwa "labrador" i tam powstal pierwszy wzorzec tej rasy.

G - 11-04-2009, 20:35

ooo to cos ciekawego bo prawde mowiac slyszalem i czytalem w paru ksiazkach (zabijcie mnie nie pamietam jakie to byly tytuly) mowily o tym ze jest to pies kanadyjskii!


Wikipedia tez podaje Kanade i kazdy program tez podaje labrador albo nowa funlandie za ojczyzne labradora!


Wiec prosilbym z czystej ciekawosci dac mi jakies namiary o pierwszych hodowlach w anglii :) ??

BarbaraS - 11-04-2009, 21:00

Jest to pies kanadyjski :)
Jak to było z labradorem można przeczytać np.tu
http://ciekawiswiata.w.in...r/labrador.html

G - 11-04-2009, 22:49

no i tak zawsze mi bylo wiadomo :lookdown:
sodalis - 13-04-2009, 10:15

Cytat:
Już w XVII w. rybacy i myśliwi z Kanady używali psów chętnie pracujących w wodzie. Zależnie od położenia geograficznego nazywano je Nowofundlandami, Labradorami (Grenlandia nosiła niegdyś nazwę Labrador) lub Psami św.Jana. Pierwsze psy były średniej wielkości, miały pokręconą sierść, genetycznie uwarunkowane cętkowane umaszczenie oraz na ogół wysoko noszony ogon. Nie próbowano wprowadzić oficjalnej hodowli, ale w końcu od nich pochodzą: współczesny Nowofundland, Landseer, a także Labrador, Flat-Coated i Chesapeake Bay Retriever. Łodzie rybackie, statki handlowe i ekspedycje badawcze poruszały się po całym świecie. Na większości z nich były psy, a krzyżowanie różnych importowanych ras z rasami miejscowymi zdarzało się często. Pod koniec XVIII w. statki wypływające z Kanady przywoziły te aportujące psy do Anglii. Później jednak duży podatek na psy doprowadził do zmniejszenia ich liczby w Kanadzie, a wprowadzenie kwarantanny w Anglii właściwie zahamowało dalszy eksport. Tak więc, mimo że wyjściowy materiał hodowlany pochodził z Kanady, współczesny rozwój rasy nastąpił w Anglii.


http://www.labrador.org.pl/rasa_historia.htm

BlueDiego - 16-04-2009, 22:36

Wobec "odkopania" tematu z "głębin", postanowiłem opisać dalsze moje postępowanie z Kają "w terenie".
W swoim życiu zajmowałem się wieloma różnymi rzeczami, między innymi 4 lata trenowałem młodzież uprawiającą bieganie średnich dystansów, jako trener II klasy, które to uprawnienia zrobiłem po zakończeniu swojej "pseudokariery" sportowej (lata studenckie). Została mi do dziś ciągła tendencja do analizy wysiłku, analizy wydolności organizmu do wysiłku, analizy do ekstremalizacii wyniku, analizy udziału mięśni i ścięgien w wyniku, analizy sposobu odżywiania i kształtowania sylwetki organizmu dla zapewnienia właściwego wyniku. Chcąc, nie chcąc, w trakcie moich spacerów-wędrówek, wcześniej z Foksiem, i teraz z Kają, bacznie zwracam uwagę na optymalizację wykonywanych przez psiaka czynności. Optymalizacja ta obejmuje zagadnienia różnorodności tych czynności pod kątem zapewnienia psu odpowiedniej ilości "spontanicznej" zabawy (wyładowującej emocje) oraz pod kątem zapewnienia podtrzymania aportowania jako głównej czynności ulubionej przez sunię wraz z jednoczesnym zapewnieniem odpowiedniej ilości różnych czynności w celu wywołania efektu pozytywnego "zmęczenia" organizmu zarówno fizycznego jak i "psychicznego". Po dość długim okresie poszukiwań rozwiązania optymalnego, poniżej zamieszczam schematyczny rysunek obrazujący aktualnie stosowany przeze mnie sposób wypełniania czasu w trakcie moich długich, codziennych "wędrówek" z Kają, gdy nie zajmuję sie "czynnym" szkoleniem. W trakcie tego "spaceru" oddaję całkowicie inicjatywę suni, sprawując jedynie kontrolę trasy przejścia. Taką zabawę Kaja uwielbia i może ona trwać dla niej wiecznie.

Podstawą opisu tego codziennego spaceru-zabawy w lesie, jest elementarny odcinek drogi 1-2-4, w trakcie którego Kaja wykonuje czynności, które powtarzają się w nastepnych
odcinkach elementarnych. Zabawa zaczyna sie wręczeniem Kaji w siadzie, komendą "Weź", aportu gumowego (cięższa gumowa laska, ze skręconym sznurkiem- do rzucania) i następnie komendą "Idziemy" lub "Biegaj" startuję zabawę w lesie, lub "na polu". Od tej chwili już Kaja odpowiada już za aport i jego przenoszenie wzdłuż całej trasy spaceru, do chwili gdy zażądam od niej oddania aportu w siadzie i wydam komendę "Koniec zabawy" lub "Idziemy do domu". Tej komendy Kaja bardzo nie lubi.. :)
Kaja niesie w kufie aport od punktu 1 do punktu 2, w którym kładzie go na ziemi i zaczyna swoje swobodne działania polegające na skręcie do lasu i swobodne bieganie, węszenie
i/lub tropienie w gęstwinie. Ja dochodząc do punktu 2, podnoszę go z ziemi i wędruję dalej wzdłuż ścieżki, obserwując poczynania Kaji. W punkcie 4 zatrzymuję się i czekam aż Kaja zakończy "eksplorację terenu" i usiądzie w punkcie 3. Oznacza to prośę Kaji o rzut aportu.. Oczywiście punkt 4 wybieram tak, by mieć możliwość rzutu aportem "do lasu". Po wykonaniu rzutu aport spada np. w punkt 3a i Kaja w szybkim tempie podbiega do niego i jeszcze szybciej go przynosi "na ścieżkę" wbiegając przede mnie, kończąc tym samym
tą powtarzającą się sekwencję. Od momentu zostawienia aportu w punkcie 2, do wykonania rzutu aportem (kaja siedzi w p.3), może upłynąć dowolnie długi czas, zależny tylko od Kaji (bywało nawet 15 minut). Kaja uwielbia ten czas swobodnego buszowania i "dokazywania" w lesie. Moze wtedy ganiać wiewiórki i ptaki, znęcać się nad patykami (korzeniami), zjadać ziemię, kopać, taplać się w kałużach, tarzać się (tylko nie w "świństwach"), biegać za sarnami i lisami, szukać śladów obecności i "działalności" zwierząt i ludzi. W początkowym okresie tych zabaw kilkakrotnie musiałem używać gwizdka, przywołując Kaję, by nie dopuścić do nadmiernego oddalania się Kaji ode mnie lub interweniując gdy próbowała tarzać się w świństwach. Teraz już jest to niepotrzebne.. Kaja nie oddala się więcej niż na 100m. Nawet nie goni już dalej saren i lisów, sama zawsze wraca... :) O ludziach już nie wspomnę, gdyż Kaja ujrzawszy obcą osobę w lesie zawsze przychodzi do mnie. Niżej kilka fotek z komórki z takiego spaceru-zabawy:
Takich aportów-pałek gumowych ze sznurkiem używam w lesie:

Kaja niesie aport do punktu 2:

Kaja czeka na rzut aportem:

Kaja chwyta aport:

Kaja wraca z aportem:

Dokonując prostych rachunków mogę w dostatecznym przybliżeniu określić rodzaj czynności wykonywanych przez Kaję na 1 km mojego spaceru w lesie i jej obciążenie ruchowe.
I tak na 1km mojego marszu Kaja:
-biegnie w tempie spacerowym - 1000m
-biegnie szybko z aportem (wykonując skoki przez przeszkody terenowe): 600m
-biegnie węsząc i tropiąc: 900m
Łącznie Kaja pokonuje ponad 2,5 km, z czego 1,5 km biegnąc i węsząc. Ponieważ mój przeciętny spacer w lesie mierzy od 4 do 5,5 km dziennie, łatwo wyliczyć że Kaja "robi" od 10 do ponad 13 km, z czego szybko biegnąc i węsząc (tropiąc) około 6 do 8 km !!! Ponieważ jest to wysiłek interwałowy (przerywany), przyczynia się on do właściwego rozwoju mięśni i ścięgien suni oraz do utrzymania wagi, pomimo dość intensywnego odżywiania. W ciągu jednego dnia Kaja przynosi 60-100 aportów !! I nigdy się tym nie nudzi, gdyż to ona decyduje kiedy chce przynieść aport. Jeden taki codzienny spacer trwa około 4 godzin, z reguły od 7.30(aż do 9.00) do 11.30(aż do 13.00).
Kaja mierzy obecnie (1,5 roku życia) 56cm i waży prawie 31kg. Od momentu sterylizacji urosła 1,5cm i "przytyła" 2,5kg, przy czym przyrost wagi wystąpił na skutek wzmocnienia i przyrostu układu mięśniowego!!
Jeżeli ten temat będzie budził zainteresowanie, to w następnym poście załączę fotki z ciekawych miejsc, do których doprowadziła mnie Kaja, buszując i węsząc po lesie.
Na koniec fotka dywanu z zawilców w wiosennym lesie:

gusia1972 - 17-04-2009, 08:15

BlueDiego, wow ! muszę przyznać że jesteś wspaniałym przewodnikiem swojego psa :) bardzo lubię czytać Twoje opowieści :)
gwiazdka - 17-04-2009, 09:46

BlueDiego, Ty powinieneś co najmniej książki pisać ;) he he
Szyszunia - 17-04-2009, 15:15

BlueDiego, siedze i czytam i po prostu jestem pelna uznania i szacunku dla Ciebie.
Ja tez lubie czytac Twoje posty i opowiesci. Moze faktucznie napiszesz jakias ksiazke o szkoleniu psów :) Ja napewno kupie

Baszka - 17-04-2009, 19:22

BlueDiego,
Po prostu pisz :) Twoje rady są moja szkołą dla Fireta..sprawdzone,i zakończone CHYBA :-o sukcesem...myślę że moim ale i dla psiaka też :)

Gerard - 18-04-2009, 06:13

G napisał/a:
Pochodza z polwyspu Labrador stad nazwa Labrador Retriever!


"Nazwę "labrador" wymyślił w 1887 r. wielki entuzjasta tej rasy lord Malmesbury."
Od siebie dodam, że lord Malmesbury był Anglikiem :-)
Blue, przepraszam, za ten offtopic

BarbaraS - 18-04-2009, 07:54

Jednym słowem labrador jest psem angielskiej rasy o kanadyjskim pochodzeniu. Wszystko pod jedną koroną :)
aganica - 18-04-2009, 10:09

BlueDiego, ja się cały czas dziwię że jeszcze , ludzie mieszkający blisko Ciebie /forumowicze/, nie namówili was na wspólne wyprawy i próby szkolenia swoich psów.Wspaniałe są te wasze wyprawy i zabawy , nauki .To istny raj dla labradora taka praca w terenie.
Opisuj swoje wyprawy i osiągnięcia bo wszystko czytam z zapartym tchem.

BlueDiego - 29-09-2009, 22:54

Odzywam się po dość długiej nieobecności na forum. Co się w tym czasie zmieniło, co się działo ze mną i z Kają?
Mogę obecnie spokojnie stwierdzić, że jest ona psem, który okazał się dużo, dużo lepszy od moich wcześniejszych wyobrażeń i oczekiwań w stosunku do tej rasy. Jest dla mnie, w tej chwili, psem prawie doskonałym. Co umie? Wszystko to, co dla mnie jest ważne i potrzebne, a jest kompletnym "nieukiem", jesli chodzi o "salonowe" maniery (typu "podaj łapę","zdechł pies"). Bo jej tego nie uczyłem i nie będę uczył, gdyż traktuję ją jako mojego "druha" w szwendaniu i kumpla, któremu chcę oszczędzić tego typu "przyjemności", które nie należą do jej naturalnych zachowań. Ale jest to tylko moja osobista niechęć do nauki psa wszelkich niepotrzebnych, nieefektywnych rzeczy. Kaja jest obecnie dobrze ułożonym (ale nie doskonałym) psem myśliwskim. Brała ona z powodzeniem czynny udział w 6 polowaniach, a w 9 uczestniczyła biernie, w celach szkoleniowych. Całe szkolenie "myśliwskie" wzmocniło niesłychanie moją więź z sunią, która w tej chwili zrobi wszystko, czego od niej zechcę, bylebym tylko potrafił to jej przekazać. Sprawia jej to prawdziwą radość. Ma ona już trwałe miejsce w moim sercu. Obecnie epizod "myśliwski" w życiu Kaji uważam za zamknięty. Niepotrzebne mi będzie dalsze doskonalenie jej w charakterze psa "polującego". Wystarczy, że w lesie, na polach i w wodzie potrafi się właściwie zachować i na rozkaz wykonać podstawowe czynności "myśliwskie". Wystarczy, że w lesie respektuje ślady i zapachy zdrowej zwierzyny i nie goni bez pozwolenia za drobną zwierzyną i ptactwem. Również w mieście trzyma się grzecznie nogi i przechodzi spokojnie bez smyczy koło ludzi (dzieci), psów, ptaków i kotów, chociaż te ostatnie wzbudzają w niej "łowieckie" emocje. Jeży się jej wtedy włos na karku, warczy i muszę ją uspokajać "Kaja - nie". ;]
------------
Generalnie mówiąc Kaja jest psem nieźle ułożonym i "wędrówki" z nią stały się prawdziwą przyjemnością. Aby wzmocnić mój "komfort psychiczny" w czasie spacerów po terenach miejskich (ulicach) wymyśliłem specyficzny sposób wydawania komend i "sterowania" Kają. Wydało mi się komiczne i niestosowne, gdy starszy pan idąc z psem po osiedlu, mijając np. grupę przedszkolaków, mówi głośnym głosem do psa "Kaja noga", aby szła tuż przy nodze a nie np. 5m przede mną. Takie zachowanie wprowadza element nerwowości u osób bojących sie psa. Postanowiłem używać zamiast głosu - gestów i dźwięków wydawanych tylko prawą dłonią. I tak podwójne "prztyknięcie" palcami - oznacza "Kaja!" i zaraz potem, gdy pies się obejrzy, prawą dłonią (palcem wskazującym) pokazuję na moje nogi. Jest to komenda "Kaja noga", po której pies albo sie zatrzymuje i czeka na mnie, aby zająć swe miejsce przy nodze, albo zawraca i ustawia sie przy nodze, gdy aktualnie stoję w miejscu. Podobnie wydaję komendę "Kaja do mnie - siad". Prztykam dwukrotnie palcami ("Kaja!"), pies się ogląda, pokazuję palcem wskazującym na nogę ("noga"), gdy pies podchodzi, ściskam dłoń w pięść ("Stój!"), pies staje przede mną, podnoszę palec wskazujący do góry ("Siad!"), pies siada przede mną. Gdy chcę, by warował układam dłoń płasko (równolegle do ziemi) (komenda "Waruj!"). Czasem zdarza się sytuacja, że pies nie słyszy prztyknięć palcami, gdy jest głośno na ulicy, wtedy posługuję sie głosem. Metodą "prawej dłoni" posługuję się obecnie zawsze, gdzie jest dużo ludzi a Kaja chodzi bez smyczy. Gdy przewiduję, że mogą być kłopoty przy mijaniu niektórych ludzi, odchodzę 2 kroki na trawnik i gestami usadzam Kaję przy sobie. Gdy ludzie przejdą, komendą "Biegaj!" (ruch prawej dłoni "a sio", do przodu) zwalniam Kaję z siadu. Normalnie, gdy nikogo "specjalnego" nie ma, Kaja idzie 3-4m przede mną. Opanowanie tych komend ("prawej dłoni") zajęło mnie i Kaji około 3 tygodnie. Komend tych uczyłem wydając je równolegle z komendami głosowymi. Osobom, które maja psiaki posłuszne (reagujące właściwie na komendy głosowe) polecam tą metodę jako wygodną i elegancką (bezgłośną) do kontrolowania poczynań pupili. :)
------------------
Zanim w następnych postach opiszę moje aktualne zajęcia i treningi Kaji (już nie myśliwskie"), opiszę nieprzyjemne zdarzenie, którego doświadczyłem z Kają. Miałem do załatwienia pilną sprawę w Urzędzie Wojewódzkim. Ponieważ byłem z Kają (jak zawsze), uwiązałem ją do balustrady w pobliżu wejścia i poszedłem do środka. Po mniej więcej 10 minutach wyszedłem i ze zgrozą stwierdziłem: PSA NIE MA! Nogi się pode mna ugięły, serce zaczęło kołatać, mało co nie upadłem na ulicy. Zacząłem wołać KAJA! KAJA! Po kilku minutach pojawił się strażnik i zapytał, czy szukam psa? TAK! TAK! KTOŚ MI GO UKRADŁ! Pan oznajmił mi, że pies jest u niego w budce i należy mi się mandat za uwiązanie psa w pobliżu przejścia. Byłem w szoku. PROSZĘ PANA JA ZAPŁACĘ WSZYSTKIE MANDATY ŚWIATA, TYLKO CHCĘ MIEĆ MOJEGO PSA! - wymamrotalem. Pan zaprowadził mnie do Kaji, która machała ogonem jak wariatka. Ostatecznie mandatu nie dostałem, ale dostałem ostrzeżenie od losu! Od tej pory staram się nie tracić psa z oczu, szczególnie w mieście. Następnej takiej przygody mógłbym nie przeżyć!.
--------------
Na dziś - (aż) tyle.... :papa:

gusia1972 - 30-09-2009, 06:56

BlueDiego, jakże się cieszę że się odezwałeś :) uwielbiam czytać o Kaji :)
komendy gestem to bardzo dobry pomysł :) jedną komendę "siad" my też mamy od początku gestowo/słowną i też podnosze palec do góry :) na "leżeć" pokazuję palec w dół, musze wprowadzić jeszcze inne komendy :) super pomysł :)
czekam na dalsze opowieści :)

bietka1 - 30-09-2009, 21:40

BlueDiego, ja również cieszę się z tego, że się odezwałeś. Twoje posty są zawsze niesamowitą motywacją do pracy z własnym psiakiem. Reakcja Kaji na prztyknięcie palcami.... No tak, my jesteśmy lata świetlne za wami :|
Dołączam życzenia urodzinowe dla Kaji - niedawnej solenizantki :) .

aganica - 01-10-2009, 10:23

I ja się cieszę że znowu jesteś .Zawsze z zapartym tchem czytam Twoje posty .Komendy optyczne też stosuję , w dużych miastach to konieczność .Hermiona jest nauczona reakcji na dłoń , ruch , gest ...to bardzo pomocne bo też zawsze chodzi bez smyczy .W mojej okolicy ludzie już się przyzwyczaili że suka nie reaguje na zaczepki ludzi czy zwierząt i zawsze jest posłuszna , już nie przechodzą na drugą stronę ulicy z paniką w oczach że pies zaatakuje .
Pozdrawiam i pisz jak najwięcej , chętnie poczytam wszystkie instrukcjie co do układania psa ........ przyjaciela człowieka.

BlueDiego - 12-10-2009, 20:36

Wydaje się, że psa nie trzeba uczyć pracy węchowej, gdyż on ma przecież "wrodzony" doskonały zmysł powonienia i sam najlepiej się nauczy węsząc różne "odwiatry" (zapachy) w trakcie spacerów. Nic bardziej mylnego. Wszystkie przedmioty oraz organizmy żywe wydzielają swoje zapachy, które rozchodzą się drogą dyfuzji (przenikania) w powietrzu. Pies węsząc "odbiera" cały zbiór zapachów który tworzy coś w rodzaju "szumu zapachowego". I w zasadzie to wszystko nie niesie mu żadnych informacji. Niektóre psy są w stanie poczuć zapach o intensywności kilkunastu atomów danej substancji w cm3, ale bez towarzyszących mu "szumów". Poza tym pies od swych pierwszych chwil życia kojarzy zapachy z osobami i przedmiotami. Człowiek też nie będzie wiedział co robić, gdy pierwszy raz usłyszy odgłos jakiegoś zwierzęcia, czy iść dalej, czy uciekać. Dopiero, gdy mu ktoś skojarzy odgłos z osobnikiem, będzie wiedział jak reagować. Szczeniak po urodzeniu ma niezapisaną "księgę zapachów świata" i będzie ją "zapisywał" aż do śmierci. Pańcio może mu w tym bardzo pomóc. Praca tzw. "wiatrem górnym" jest najbardziej naturalnym zachowaniem labradora. Różni się ona zasadniczo od nauki tropienia, które polega na wykorzystaniu psiego węchu do chodzenia po śladach węchowych, czyli używania tzw."wiatru dolnego".
------------------
Uważny obserwator zachowań swego pupila z pewnością zauważy juz od wczesnych jego dni, że "praca węchem" psa męczy. Dlaczego tak się dzieje? Chodzi tu przede wszystkim o to, że młody jeszcze pies nie potrafi dopasować szybkości poruszania się i związanego z nią wysiłku, do potrzebnych do skutecznego węszenia specjalnych "oddechów" przez nos. My też nie potrafimy szybko biec i jednocześnie wdychać powietrze przez nos, wąchając. Szybko zabraknie nam tchu, zaczniemy sie dusić. Pies im starszy tym lepiej sobie radzi, gdyz emocje go nie "roznoszą", ale pies SZKOLONY bardzo szybko "zrozumie" o co w tym chodzi. Po "wyraźnych" tropach będzie szedł (biegł) szybko, a po słabych wolniej. Po prostu węszenie, w danej chwili, będzie dla niego najważniejsze i całe swe zachowanie dostosuje do wykonywanej pracy!
-------------------
Przed przystąpieniem do szkolenia psa do pracy węchowej (wiatrem górnym), musimy być pewni, że psiak dobrze aportuje przedmioty i jest na tyle posłuszny, że przychodzi do pańcia na wezwanie. Z reguły wiek psa, w którym można rozpocząć szkolenie do pracy węchowej, oscyluje wokół 6 miesięcy. Po zakończeniu szkolenia w aportowaniu rzuconych przedmiotów, aby ocenić stopień udziału węchu w zachowaniu psa, należy rozpocząć szkolenie do pracy węchowej od prostego ćwiczenia. Schemat tego ćwiczenia zamieszczam niżej:

Aby ćwiczenie mogło one być miarodajne, należy spełnić pewne warunki. Pole ćwiczeń nie powinno być pokryte jakimikolwiek świeżymi (do 24godzin) śladami ludzi, psów, kotów itp. Nie powinno być również porośnięte wysoką trawą zieloną. Najlepiej jest je wykonać na jakimś boisku sportowym (nawet asfaltowym) lub w lesie. Do wykonania ćwiczenia można użyć np. ulubionego aportu (uprzednio trzymanego długo w dłoni pańcia), piłeczki, lub nawet mocno pachnącego kawałka wędzonej kiełbasy lub boczku. Ten ostatni wariańt polecam szczególnie psom "debiutującym" w terenie. Pole ćwiczeń musi mieć wymiary około 70m x 70m. Należy wybrać dzień wietrzny, gdyż wtedy psu lepiej się "pracuje" wiatrem górnym. Ustawiając się tak, by wiatr wiał od lewej do prawej, uwiązujemy psa w jakimś zasłoniętym miejscu i dajemy psu powąchać wybrany przedmiot (machamy mu wolno przedmiotem przed nosem). Sami udajemy sie na lewo i rzucamy przedmiot około 25-30m wgłąb pola. Przedmiot będzie wydzielał woń ("odwiatr") w sposób oznaczony na rysunku liniami przerywanymi 1 i 2 oraz linią "max". Linie 1 i 2 oznaczają granicę jeszcze wyczuwalnej przez psa woni przedmiotu, a linia max to są miejsca gdzie w przekroju pionowym woń (odwiatr) jest największa.Teraz idziemy po psa i podprowadzamy go do miejsca, w którym sukces znalezienia przedmiotu jest najbardziej prawdopodobny czyli około 30m na prawo od punktu, w którym leży rzucony przez nas przemiot. Psa usadzamy i wskazując reką do przodu (w górę rysunku) wydajemy komendę np."Szukaj - aport", lub "Szukaj". Pies ruszy do przodu. I teraz będziemy mieli cały obraz umiejętności pupila. Są w zasadzie trzy warianty: A,B i C. Warianty A i B drogi poruszania się psa są prawidłowe (oczywiście wariant A jest znacznie lepszy). Wariant C (lub podobny) oznacza, że pies nie używa odwiatru do szukania, a jedynie biega po polu, by wreszcie przypadkowo natrafić na przedmiot. W każdym przypadku należy psa pochwalić, nagrodzić i wymiziać. A co gdy pies nie będzie wcale chciał szukać? Trzeba go przywołać (np. gwizdkiem) wziąć na smycz i mówiąc "Szukaj" poprowadzić go na smyczy wzdłuż drogi "A" aż do przedmiotu. Wtedy, na kilka metrów przed przedmiotem psa zwalniamy i gdy już go "znajdzie" nagrodzić jak wyżej. Po kilku powtórzeniach takiego postępowania, niektóre "oporne" psy pojmą o co chodzi. Jeżeli pies nadal nie będzie chciał szukać węchem przedmiotu, to należy przejść do opisanych niżej sposobów szkolenia węchem górnym ("Szukanie przedmiotów").
Jeżeli pole ćwiczeń jest wystarczająco duże, ćwiczenie można przeprowadzić jeszcze dwa razy, przesuwając się na miejsce nieużywane. Dobrze jest ustawić się tak, aby wiatr wiał od prawej do lewej (lustrzane odbicie rysunku). Dla ciekawych podam, że Kaja (po szkoleniu "myśliwskim") pierwszy raz pokonała drogę według linii B, a następne już według linii A. Musiała się "zorientować", że szukać należy wiatrem górnym, gdyż śladów węchowych nie ma (a zaczyna tropienie zawsze wiatrem dolnym).
Każdy wynik (poza odmową szukania) jest w zasadzie dobry. Zależy od niego tylko ilość i rodzaj pracy, którą trzeba poświęcić psiakowi, aby stał się ekspertem od szukania różnych przedmiotów. Ale o tym później.. Gdy pierwsze ćwiczenie pies wykonuje właściwie, można zadać mu zadanie nieco trudniejsze.. Przedstawia je rysunek:

Psa ustawia się do "startu" na lewo od przedmiotu rzuconego, aby od razu nie trafił na właściwy odwiatr. Powinien wtedy poruszać sie według wskazanych linii (najlepiej A-B-G). Dla bardzo chętnych (z reguły) do pracy węchowej labradorów, takie ćwiczenia są (z reguły) łatwe do wykonania, pod warunkiem, że psiak umie i chce pracować z pańciem (pańcią).
------------
Nauka znajdowania przedmiotów.
------------
Jeżeli pies pomyślnie wykona ćwiczenie pierwsze (umie posługiwać się wiatrem górnym przy szukaniu), można przejść do punktu 2. "Nauka znajdowania dowolnych przedmiotów po zapachu". Jeśli ćwiczenie ciągle mu nie wychodzi, to trzeba z nim przerobić punkt następny:
1.Nauka posługiwania sie wiatrem górnym i szukania przedmiotów na komendę.
Punkt ten przerabia się z psami bardzo młodymi i starszymi, debiutującymi w węszeniu. Do wykonania tego ćwiczenia pies musi być dość głodny (co najmiej 16godzin bez jedzenia). Do ćwiczenia należy uzyć bardzo wonnych i smakowitych dla psa kawałków np.kiełbasy lub boczku wędzonego. Kawałki te zawijamy przed wyjściem w torebkę foliową i następnie dobrze myjemy ręce, aby tego intensywnego zapachu nie zostawiać na smyczy (obroży), co moze psa dezorientować. Pole ćwiczeń musi spełniać warunki jak w ćwiczeniu pierwszym. Psa uwiązuje sie tak, by nas nie widział i rozkładamy kawałki smakołyków w punktach A,B,C, według rysunku:

Do punktów A,B i C można dochodzić "od dołu" i wracać "do dołu".Pamiętamy o takim ustawieniu, by umiarkowany wiatr wiał od lewej do prawej. Kawałki smakołyków wyjmujemy z torebki np. ręką w jednorazowej rękawiczce foliowej (są czasem na niektórych stacjach paliwowych lub w supermarketach). "Zużyte" rękawiczki chowamy do innej torebki foliowej. Idziemy po psa, doprowadzamy go do zaznaczonego na rysunku miejsca, dajemy do powąchania otwartą torebkę z kawałkami smakołyku i nastepnie, wciąż trzymając psa na smyczy, robimy zamach jak do rzutu torebką, w stronę punktu A. Chowamy torebkę i mówiąc np."Szukaj", podprowadzamy psa do punktu S. Tu psa zwalniamy ze smyczy i ponawiamy komendę np."Szukaj". I w tym momencie 90% labradorów, po chwili ruszy do "zdobyczy". Po zjedzeniu smakołyka, dajemy ponownie komendę np."Szukaj", wskazując psu kierunek (punkt B), w którym powinien węszyć. Pies szybko znajdzie drugi smakołyk. Idąc ZA PSEM, wydajemy ponownie komendę np. "Szukaj" i wskazujemy ręką na punkt C. Prawie na pewno pies znajdzie smaczka, choć rzecz będzie nieco trudniejsza (wieksza odległość i "skraj pola odwiatru"). Jeden na dziesięć psów może usiłować beżładnie biegać po polu ćwiczeń. Należy wtedy od razu wziąć go na smycz i mówiąc np."Szukaj", poprowadzić go bardzo wolno drogą do następnego punktu. Należy trzymać się na początku podanych wymiarów, gdyż są one dostosowane do możliwości przeciętnych, początkujących, labradorów.
Cwiczenie to można powtórzyć do 3 razy dziennie (z przerwami 1 godzinnymi). Z reguły wszystkie psy, po dwóch,trzech, dniach tych ćwiczeń, wykonują je bezbłędnie. Następnie można zwiększać odległości oraz zmniejszać intensywność smaczków. Po opanowaniu tego ćwiczenia można powrócić do cwiczenia pierwszego (rys.1). Głodna Kaja może swobodnie znależć np. pojedyncze "kulki" suchej karmy po zapachu, z odległości około 8-10m. Czasami rzucam je, jak mogę najdalej, pod wiatr i daje komendę "Szukaj". W ciągu kilku chwil Kaja je zjada po znalezieniu...
Po opanowaniu ćwiczeń z rys.3 oraz rys.1 i 2, można przejść "na wyższy poziom" umiejętności węszenia wiatrem górnym, czyli do znajdowania dowolnych przedmiotów po zapachu, wyszukiwania przedmiotów wśród wielu innych itp.

dusiak - 20-12-2009, 17:55

Witajcie serdecznie to co tu przeczytałam to bardzo ciekawe...powiem tak ja od niedawna jestem na tym forum i staram sie poszukać informacji na temat labków....konkretnie mówiąc to mam problem z moim psiakiem mam go od niedawna w sumie to tydz jestem drugim właścicielem no i on kompletnie mnie nie słucha nie wiem co mam robić próbuje go zachęcić do pracy ale to na nic każda próba nauczenia go czegoś kończy się niczym....on cały czas myśli że ja chce się z nim bawić....biega jak oszalały,skacze,gryzie no mówię wam on ma jakieś niezużyte pokłady energii :) nie wiem jak mam postępować ...jedynaczą jaką potrafi to chodzenie na smyczy no i podaje łapę a tak poza tym nic.Chciałabym aby był ułożonym psem spokojnym przede wszystkim mam dzieci i sami chyba rozumiecie.Myślałam nad szkoleniem ale profesjonalnym może szkolenie"na woli"przyniosło by jakiś skutek i w związku z tym chciałabym się was zapytać czy warto bo czytałam wiele opini na temat tego ośrodka i większość była negatywna :( Chciałabym się również dowiedzieć ile takie szkolenie kosztuje i jak długo powinno potrwać ...Z góry dziękuję wam za informacje ;*
Tsunami - 20-12-2009, 23:12

dusiak, przede wszystkim daj psu i sobie trochę czasu. Jest z Wami dopiero tydzień, gdybyś kupił szczeniaka takie docieranie trwałoby ok. 2-3 tygodni. Musi się do Was troszkę przyzwyczaić, zresztą to dziecko jeszcze, ma rok niecały :)
Jeśli ma rzeczywiście dużo energii możesz pomyśleć o jego kastracji w wieku ok 15-18 miesięcy :)
Życzę cierpliwości, w końcu się zrozumiecie :)

dorotcia - 21-12-2009, 12:24

dusiak, ja ze swoim Marleyem też miałam na początku problem (jest znajdą). Nie chciał się słuchać. Jednak ciepliwość się opłaciła (i trochę frykasów w nagrodę) i Marley jest w tej chwili posłuchnym psem. (jeśli oczywiście gdzieś na spacerze nie zobaczy jakiegoś pieska).
Teraz już wie, że jak wykona moją komendę prawidłowo, to dostaje nagrodę. :)

Jeśli chodzi o szkolenie, to też się wcześniej nad tym zastanawiałam, ale póki co radzę sobie sama i chyba obejdzie się bez szkolenia, bo przecież tam też za wykonanie prawidłowo ćwiczenia pies dostaje smakołyk.

dusiak - 22-12-2009, 00:24

:) hm sama nie wiem..kurcze rzecz polega na tym że nie wiem od czego zacząć ...Może dać mu jeszcze trochę czasu aby do nas się przyzwyczaił jest dopiero tydz a potem tzn od nowego roku zacznę go szkolić...co wy na to??? :haha: tylko proszę o pomoc od czego zacząć i jak nie chce jej wystraszyć ....hihi tak sobie myśle że to najpierw ja powinnam się przeszkolić :D
dorotcia - 22-12-2009, 09:33

Marley też musiał się przyzwyczaić, przez jakieś 2 tyg. w ogóle nie rezgował na swoje imię, tak więc mieliśmy jeszcze trudniej niż Ty.
Daj mu trochę czasu, niech się oswoi z nową sytuacją, a od Nowego Roku zacznij go szkolić. Za każde polecenie dobrze wykonane nagradzaj go smakołykiem, a na pewno będzie chciał je powtarzać, aż się nauczy.
Powodzenia :)

dusiak - 22-12-2009, 21:17

Dziękuje za pomoc dam mu czas...a potem nagrody :-P napisze wam jak nam idzię mam nadzieje że będzie git ;*
dorotcia - 23-12-2009, 09:31

Na pewno ci się uda :haha:
BlueDiego - 18-09-2010, 21:09

Osoby, które bawią się ze swoimi pupilami pracą węchową pieska, starają się tak prowadzić zabawę-szkolenie, aby zajęcia maksymalnie urozmaicać i podnosić trudność stawianych pieskowi zadań. Aby mieć dużą swobodę i łatwość w przygotowaniu tych zabaw trzeba umieć szybko oznaczać trasę ścieżek tropowych.
W trakcie moich codziennych wędrówek z Kają, prawie codziennie "wymyślam" jakąś zabawę, którą z reguły stosuję w praktyce na drugi dzień. Czasem do jej wykonania konieczne jest odpowiednie przygotowanie z mojej strony (np.wykonanie "pomocy szkoleniowych"). Najczęściej występującą potrzebą w trakcie zabaw "leśnych", jest oznaczenie, w sposób szybki i niekłopotliwy, trasy przejścia aby po pewnym czasie (nawet na drugi dzień) można było ją bezbłednie znaleźć. Próbowałem różnych rzeczy, ale ostatecznie najlepiej sprawdziły się rzucane na ziemię białe wstążeczki - gałganki wyciete ze starej np. poszewki.

Gałganki te rzucam na ziemię w trakcie przemarszu trasą, którą po pewnym czasie będę chciał "odtworzyć" ponownie. Pozwala mi to np. nie zgubić (nie stracić) określonych przedmiotów, które często pozostawiam Kaji do znalezienia. Nawet na drugi dzień mogę bez specjalnych trudności znależć je w lesie. Jest to duże ułatwienie. Po zakończeniu zabawy zawsze wędruję po oznaczonej trasie ponownie i zbieram rzucone wcześniej gałganki, które noszę w torbie myśliwskiej, która jest moim podstawowym "wyposażeniem".

Dla ułatwienia znalezienia trasy po dłuższym czasie (np. na drugi dzień), gałganki rzucam tak, aby mieć pewność, że z miejsca, w kórym gałganek leży, widzieć będę miejsce rzucenia następnego. Na "zakrętach" gałganki układam tak, by ułożone w kształcie strzalki, pokazywały kierunek dalszego marszu. W okresie zimowym kolor gałganków jest czerwony (podarte ze starej "wsypy"). Czasami wieszam je na krzaczkach. Wszystkim bawiącym się ze swoimi psami w lesie (lub szkolącym psy do pracy węchowej), polecam ten rewelacyjnie prosty i sprawdzony w praktyce sposób.

Wyżej zrobiłem fotkę zawartości torby myśliwskiej, którą zabieram ze sobą w gorące dni. Gałganki zajmują poczesne miejsce!

Bora - 18-09-2010, 21:20

BlueDiego, Rany koguta !!!! Czy mnie oczy nie mylą ? :-o :-o :-o

BlueDiego we własnej osobie!! :haha:

aganica - 18-09-2010, 22:36

BlueDiego, nie rób nam tego .Dlaczego każesz tak długo czekać na swoje posty??
BlueDiego - 15-12-2010, 21:53

Chciałbym trochę o sobie (na początek). Otóż rok temu w trakcie mojej wędrówki z Kają do lasu, film mi się urwał i "wylądowałem" w szpitalu, na OIOM-ie. Cudem przeżyłem zator głównej aorty płucnej! Pół roku musiałem uczyć się chodzić i dopiero w lecie poszedłem ponownie do lasu. Wolniutko i krótko, ale Kaja była zachwycona!! Jesienią znów chodziłem po kilka kilometrów w lesie szkoląc i bawiąc się z Kają. Oczywiście z ograniczeniem wysiłku. Teraz cieszę się z każdego dnia, który Najwyższy pozwala mi przeżyć! :haha: Teraz, gdy mam więcej czasu (śnieg,zima),mogę znów napisać coś na forum.Opiszę pokrótce co robiłem z Kają.
----------------------------------
Zasady chodzenia po śladach (tropienie - wstęp do tropienia "odwrotnego").
Tropienie śladów, (tzw."wiatrem dolnym") jest czynnością, która jest genetycznie przypisana psom. Wszystkie psy mają węch wielokrotnie przewyższający zmysł powonienia innych zwierząt. Co najciekawsze, że niektóre rasy od stuleci nie wykorzystywane już do polowań, nadal zachowały tą zdumiewającą umiejętność rozpoznawania rzeczywistości powonieniem. Do ras tych należą m.in. posokowce a także m.in. niektóre osobniki labradorów, (te, które mają w miarę prostą linię pochodzenia od osobników myśliwskich - polujących). Niestety wobec obecnych barbarzyńskich metod hodowli i selekcji par rodzicielskich do reprodukcji (skierowanych na uzyskanie psiaków "rodzinnych" - "kanapowców") i ten fenomen powoli zanika. Trudno w tej chwili znaleźć rasę prowadzoną (w hodowli) w kierunku utrzymania i rozwijania psiego węchu, tej niewiarygodnej psiej zalety.
W jakim stopniu psy nie uczone węszenia potrafią posługiwać się węchem ? Ile w osiągnięciach (pokazywanych często na filmach) psów - tropowców, pracujących dla człowieka węchem, jest umiejętności "wrodzonych" a ile wyuczonych? Na pytania te można śmiało odpowiedzieć: pies nie szkolony i w żaden sposób nie zachęcany do systematycznego węszenia, nie będzie umial posługiwać się węchem w swoim życiu, w sposób zaawansowany. Pies musi nie tylko umieć "odebrać" różne wonie, ale przede wszystkim ktoś musi go nauczyć różnie reagować na różne zapachy. Pies musi zapisać swą prywatną "książkę zapachów" (zapach - skojarzenie ze zwierzęciem lub osobą lub rzeczą). Może to skutecznie zrobić, jeżeli człowiek (przewodnik stada) mu w tym pomoże. Psy myśliwskie muszą zapoznać się z "ciepłymi" śladami zdrowych a także i rannych zwierząt. Te pierwsze musi "respektować" (czyli ignorować) a drugie może węszyć i za nimi
podążać. Różnica zapachu zdrowych i rannych zwierząt musi być przez psa odbierana (nie jest to dla psów zbyt trudne). Ale zanim pies pójdzie po śladach, musi nauczyć się zachowań typowych dla skutecznego węszenia i odnajdywania ścieżki tropowej. Idąc po śladach, pies porównuje zapachy śladu następnego z poprzednim i podąża w kierunku śladów "silniejszych". Droga taka odtwarza trasę poruszanie się szukanego zwierzęcia i prowadzi w kierunku jego późniejszej w czasie obecności. Jest to "naturalny" i łatwy do opanowania przez psa sposób tropienia. Poruszanie się w kierunku przebywania zwierzyny jest bowiem najprostszą drogą do znalezienia pożywienia. Na temat nauki psów myśliwskich takich sposobów tropienia napisałem wiele tekstu. Ale bardzo dobrze ułożony pies tropiący (psi mistrz nad mistrze), powinie umieć odnajdować i poruszać się po tropie "odwrotnym". Czyli w kierunku przeciwnym od pobytu szukanej "zdobyczy". Musi iść w kierunku, gdzie zwierzyna kiedyś była i stamtąd odeszła. Jest to "nienaturalne" zachowanie. Pies musi być takiego sposobu tropienia uczony. A jest to zadanie niełatwe!!
Do czego może być przydatna taka psia umiejętność? Przede wszystkim do szukania zgubionych (pozostawionych) przedmiotów. Pies musi wrócić "odwrotnie" po śladach i szukać zgubionego przedmiotu. Jak szkoliłem Kaję tropienia "odwrotnego" i z jakimi wynikami, opiszę w innym odcinku.

gusia1972 - 15-12-2010, 22:28

BlueDiego, a zastanawiałam się że tak długo Cie nie widać - cieszę się że już w porządku :) dużo zdrowia :)
inkapek - 15-12-2010, 22:33

BlueDiego, bardzo się cieszę że już jesteś :)
aganica - 16-12-2010, 09:17

BlueDiego, Czy możesz mi pomóc w zrozumieniu, pewnego zachowania? .Drażni mnie ono, nie dlatego że pies tak się zachowuje / rozumiem że pragnie mi coś przekazać / ale dlatego że ja nie potrafię tego odczytać .Mianowicie.
Jesteśmy w terenie, pies się zatrzymuje, przyjmuje postawę ,głowa wysoko i wydaje dziwny dźwięk ... krótkie, niskie, popiskiwanie. Jednocześnie nie okazuje lęku czy zdenerwowania, po prostu łapie wiatr i nawołuje.
Co to może oznaczać ? jak reagować w takiej sytuacji ?.. zdarza się to bardzo często, ... na każdym spacerze, codziennie na polach.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group