Nie śpią, nie śpią, choć chętnie bym się w jakiejś gawrze zaszyła na zimę, bo zimna nie znoszę
No co tu napisać o Nance, czyli psie idealnym? Jest z nami od prawie 5 miesięcy, a nie słyszałam jeszcze jak warczy, zero przejawów agresji. Jest bardzo posłuszna, choć oczywiście ma też swoje zdanie i charakterek. Nieraz jak ją się woła na spacerze, to zanim podejdzie, to zrobi jeszcze łuk i coś tam powącha po drodze Były takie dni, że na spacerze szła tam gdzie sobie wymyśliła i nawet się nie odwracała, jak ją wołałam. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że właśnie w ten sposób się zgubiła. Na szczęście jest adresatka i szczęśliwie słuch wrócił, gdy po takich numerach przez kilka dni nie spuszczałam jej ze smyczy.
Nasza miss ma adoratora w postaci 5-cio miesięcznego berneńczyka Nasi przyjaciele mają takiego przystojniaka i często umawiamy się na spacery z dziećmi i psami do lasu. Punktem docelowym jest mała rzeczka, w której Nanucha z Landerem i Daszką chlapią się jak głupki. Nana uwielbia te spacery i uśmiech nie schodzi jej z paszczy. Nawet namolny młodzian jej nie psuje nastroju.
W wakacje Nana była z nami nad morzem. Zabraliśmy tylko ją, bo Dasza kiepsko znosi jazdę samochodem. Zresztą nie miałby kto z Naną zostać, bo nadal boi się naszych mam. Zarówno podczas podróży jak i samego pobytu była bardzo dzielna i grzeczna. W wodzie szaleństwo, bieganie po plaży – jeździliśmy na plażę, gdzie nie było zbyt dużo osób. Po szaleństwach odpoczywała w cieniu parawanu, najchętniej najpierw przebiegając mokrymi i upiaszczonymi łapami przez wszystkie ręczniki i próbując położyć się na wszystkich naraz, przyklejając się do mnie swoim upiaszczonym cielskiem Problem był jedynie podczas przemieszczania się do knajpek, gdy chcieliśmy coś zjeść. Sporo ludzi i mega straganowy hałas powodował, że rozpłaszczała się na ziemi i chciała zwiewać na oślep. Nieźle sobie wzmocniliśmy bicepsy dzięki niej i cud, że nie było strat w zębach i porozbijanych o chodnik nosach Knajpkę wybieraliśmy najcichszą, sunia właziła pod stolik i grzecznie czekała, aż się posilimy. Na początku wyjazdu martwiłam się, bo ponad dobę nie piła, ale potem jej przeszło.
Nanucha kocha dzieciaki, co oczywiście nowością nie jest. Ale tak jak obcych dorosłych unika i chowa się za naszymi nogami, odwraca wzrok, tak do dzieciaków szczerzy się i próbuje wycałować. A już najfajniejsze są takie maluszki, co mają buźki na wysokości Nanki pychola Ich rodzice może nie są pocieszeni, ale dzieciaki pieją z zachwytu
Szał na skarpety trwa, ale ma w nosie zanoszenie ich do kosza na brudy. Najpierw chodzi po domu i prezentuje wszystkim jakie cudo jej się trafiło, a potem na dywanie ciumka i podgryza taką skarpetę, co zazwyczaj kończy się wygryzieniem dziurska. Ale co tam
Wyrodni jesteśmy, ale postanowiliśmy oduczyć psy włażenia na narożnik w salonie. Żeby go zabezpieczyć przed ich pazurami i brudem kupiłam pasujące narzuty, ale efekt był taki, że narzuty ciągle były pościągane, bo tak się gwiazdy mościły w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji. Salon zaczął wyglądać jak barłóg – w dwóch kątach legowiska psów, pod oknem drapak kota, po podłodze porozrzucane psie zabawki, w aneksie kuchennym michy z wodą, podłoga zadeptana od mokrych łap i ten nieszczęsny barłóg. Mają swoje legowiska, puszysty dywan i łóżka w pokojach na górze, więc krzywda im się nie dzieje. Nanusia po pierwszym zabronieniu jej wejścia już tylko raz spróbowała, opierając łeb o narożnik i patrząc mi błagalnie w oczy. Oczywiście mało nie wymiękłam, ale powstrzymałam się i od tamtej pory nie ma prób włażenia – oczywiście gdy jesteśmy w domu
Sprawiliśmy też dziewczynom budę na podwórko, z założeniem, że jak czasem na dłużej wychodzimy, żeby mogły tam sobie pokimać. Budę oddał nam kolega małżonka mego, jest duża i wypasiona, a do tego piekielnie ciężka. Sam dach z ceramicznych dachówek ważył z 80 kg i w 3 chłopa go przenosili z przyczepy. I po co? Po to, żeby kot tam wszedł od czasu do czasu, bo gwiazdy nie będą przecież w budzie siedziały jak psy jakieś
A tak ogólnie to Nanucha nadal jest do mnie niemalże przyrośnieta. Łazi za mną non stop. A ja to uwielbiam. Teraz na przykład jak zwykle leży pod moim biurkiem, a ja wcisnęłam sobie pod nią stopy, bo nic tak ich nie zagrzeje jak to słodkie labowe ciałko Jest przekochana i nie wyobrażam sobie, że mogłaby z nami nie być.
No są, są Ale dosłownie kilka, bo coś mi z aparatem nie po drodze, a komórka słabo pstryka.
Pierwsze są znad wody z naszych okolic, jeździmy tam co weekend, a jak jest czas to i w tygodniu. Nanka bawi się ze szczeniaczkiem mojej przyjaciółki Szczeniaczek na fotkach miał 5 miesięcy, teraz jest jeszcze większy Na jednej fotce widać jak się tarza w piachu - zawsze to robi po kąpieli Nana godnie odpoczywa.
Ta fotka z Naną rozwaloną na kanapie zrobiona była po powrocie znad morza. Wbiegła do domu, do michy najpierw, a potem od razu na narożnik, prawie że z westchnieniem „nareszcie”
Wrzucam jeszcze przerywnik z chodzenia na grzyby i wizytę córci w legowisku Nanki
A poza tym wszystko u nas ok, Nana jest coraz swobodniejsza, już tylko czasem chowa ogon po siebie i się kogoś boi. Na obcych szczeka, a ze znajomymi wita się, przynajmniej z większością (sama decyduje), do sąsiadów podbiega bez zawołania i liże gdzie popadnie. Nic odkrywczego nie powiem, gdy dodam że uwielbia wszystkie dzieci A moją mamę i siostrę, których bała się panicznie teraz uwielbia, w mamę wpatruje się jak w obrazek
Dzięki w imieniu Nanki. Faktycznie, śliczna jest, taka masywna, szczególnie łeb i łapy. Uwielbiam na nią patrzeć, szczególnie jak się skupia i uszy stawia. Ale wtedy też wygląda śmiesznie, bo mina poważna, cała napięta, a końcówki uszu się wywijają i bujają, gdy rusza głową
Co do sierści, to testowałam różne karmy i najbardziej Nance zasmakowała i przynosi dobre efekty zarówno z sierścią, jak i brakiem bąków i smrodu z pycha bosh. Ryż z baraniną, a teraz z rybą. Tam co prawda i tak jest dużo mączki drobiowej, ale Nana nie ma żadnych alergii, więc może to zjadać. No i kocha kości, szczególnie takie wielkie wołowe. Zakopuje sobie na podwórku jak już nie daje rady, a potem ma mnóstwo radości po odkopaniu i oblizywaniu jej z ziemi Tylko po kościach produkuje niemal broń biologiczną o dużym polu rażenia
Dziś po raz pierwszy przekonałam się, jak bardzo trzeba „słuchać” psa, żeby umieć się z nim dogadać bez problemów. Nana kilka razy pokazywała charakterek, gdy nie chciało jej się podejść do nas, wrócić przywoływanej na spacerze czy wyjść posiedzieć na podwórku zamiast plątać mi się pod nogami, np. podczas sprzątania. Ale robiła to tak przekornie, bez złości. Za to dziś z Tymkiem nie wyczuliśmy, że ma dość zabawy i w pewnym momencie szczeknęła na Tymka i lekko złapała go zębami. Nawrzeszczałam na nią i nawet walnęłam w pysk. Niezbyt mocno, ale żeby dokładnie skojarzyła co zrobiła nie tak. Przez 7 miesięcy, odkąd jest u nas nie miała większych stresów, najwyżej jak przegina to krzyknie się „nie!”, czy nagada jaki to niedobry pies. W takich sytuacjach sprawa musi być jasna: nie ma rzucania się na nikogo. Fakt, nasza wina, bo jak później przeanalizowaliśmy jej zachowanie, doszliśmy do wnisoku, że od kilku minut dawała znać, że nie pasuje jej ta zabawa, uciekała na miejsce. Z tym, że to uciekanie my właśnie braliśmy za element zabawy, bo nieraz w zabawie zdarza jej się latać jak szalona w kółko i lądować w legowisku, po czym dalej z niego wyskakuje i znów biega jak głupek z jakąś zabawką w paszczy.
Jurczaki, Takie sytuację niestety mają miejsce, moaj jak ma dosyć albo jest zła podszczypuję nas zębami. Niby znam ją, bo jest członkiem naszej rodziny ponad 6 lat ale zdarzają się sytuację dziwne. I zastanawiam się później czy to mój pies. Kiedyś przed szkołą mojego syna zostawiłam ją na chwilę ze znajomą. Trzymała ją na smyczy zbiegły się dzieci, żeby ją pogłaskać. Yoko z tego co mi koleżanka mówiła uciekała jej pod nogi, dostała grzbietu, warczała i pokazała zęby na dzieci. Dobrze, że akurat tą sytuację widziałam, bo jeszcze chwilka i by złapała. Dobrze, że psy potrafią pokazać zanim zaatakują. Tylko tak jak piszesz trzeba te sygnały odczytać wcześniej i nie prowadzić do takich sytuacji Buziaki dla Nany. Mam nadzieję, że już takich sytuacji i u Was jak i u Nas nie będzie Pozdrawiam.
Nanka jest już z nami prawie rok. W związku z tym, że nie znamy jej daty urodzin dzieci postanowiły zamiast urodzin zorganizować jej adopciny w rocznicę zamieszkania z nami Wszystko fajnie się układa, Nanka jest bardzo grzeczna i posłuszna. Co drugi dzień biega z mężem po 10-12 km - uwielbia to, zwłaszcza jak po drodze jeszcze można jakieś bajorko zaliczyć
No ale dziś niestety spędziłam z nią kilka godzin u weterynarza, bo złapała kleszcza i ma babeszjozę Zakropiłam ją przeciw kleszczom dopiero jakiś tydzień temu i teraz sobie w brodę pluję. Zima jak nie zima i można było spodziewać się, że ten badziew szybciej się pojawi. Szczęście w nieszczęściu, że szybko zareagowaliśmy, więc choróbsko nie zdążyło się bardzo rozwinąć. Parametry wątroby i ogólnie biochemia jest w normie. Odporność beznadziejna, bo leukocyty zamiast minimum 6 to jest ich 2 G/l. Od razu zapalenie spojówek dołączyło, łzawi na maksa, powieki powyciągane do dołu. Biedniutka jest, ale jak się po kroplówce lepiej poczuła to do michy lecynicowego kotka się dorwała, a na hasło że idziemy do domu ogonek zaczął kręcić się jak szalony. Teraz sobie odpoczywa i nabiera sił, bo słabiutka jest, jak zrobi kilka kroków to zaraz dyszy i od razu się kładzie. Jutro znów idziemy na podanie leków, a dalsze leczenie będzie uzależnione od samopoczucia Nanusi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum