Wysłany: 04-12-2010, 19:02 Wałęsający wilczur pogryzł mi labka.
W andrzejkowy wieczór spotkała nas bardzo niemiła niespodzianka. Mój brat poszedł z Baffikiem na spacer i przy okazji wstąpił to kolektury lotto. Wychodzą z tej kolektury Baffik został zaatakowany przez wałęsającego się wilczura. Został pogryziony w okolicach karku, w tyłek i ucho.
Brat próbując bronić naszego labka (ma dopiero 9 miesięcy) został ugryziony w rękę. Z pomocą przyszedł przypadkowy przechodzień, który wziął z samochodu sznurek i razem z bratem przywiązał tego wilczura do drzewa. Na miejsce została wezwana policja, która po zapoznaniu się z sytuacją stwierdziła ,że nie jest w tej sprawie nic zrobić od tego jest urząd gminy , ba nie chcieli nawet tego zajścia odnotować w swoich zapiskach. Brat powiedział im , że został ugryziony przez tego psa i pokazał im rękę to owi policjanci stwierdzili, że nic wielkiego mu się nie stało.
Wsiadali już do radiowozu gdy wilczur zerwał się z tego sznurka i na oczach tych policjantów zaatakował innego psa. Z strony policji żadnej reakcji dopiero gdy podniosła się wrzawa zgromadzonych ludzi przepędzili tego psa i z łaski swojej spisali zeznania. Na pytanie dlaczego nie można było wcześniej tego psa gdzieś zaprowadzić i zamknąć powiedzieli, że nie prowadzą schroniska i od tego jest gmina.
W czasie spisywania zdarzenia jedna z osób powiedziała, że przypuszcza iż wie kogo jest ten pies. Panowie tego nie odnotowali i nawet nie pojechali tego sprawdzić (raptem 100, 150 metrów). Jedynie co zrobili to powiadomili urząd gminy o wałęsający się psie.
Na drugi dzień byłem w urzędzie gminy i dowiedziałem się, że nie są w tej sprawie nic zrobić i że już tego psa nie ma. Dziwne jest to , że wracając z pracy brat widział tego psa wałęsającego się po mieści.
Jak się nieoficjalnie dowiedziałem właścicielem tego psa jest były policjant i teraz już wiem dlaczego reakcja policji była taka nie inna a gmina nie ma w ogóle niczego aby rozwiązać problem z bezdomnymi psami (ponoć duże koszty jak wiadomo kasy brak).
Z Baffikiem byliśmy u weterynarza i na szczęście nic wielkiego się nie stało tylko przez dwa dni bał się wieczorem wyjść na pole. Bratu tez nic nie jest. Byliśmy też u właściciela tego wilczura, który nas przeprosił za całe zajście. Dowiedzieliśmy się, że pies był szczepiony i zachciało się mu amorów. Jak nam mówił policja w takiej sytuacji faktycznie nie jest w stanie nic zrobić ale w przypadku zagrożenia powinni interweniować.
Dobrze, że wszystko tak się skończyło bo co by było gdyby ten wilczur miał wściekliznę lub zaatakował dziecko idące do szkoły? Pytań jest wiele a problem moim zdaniem wielki. Ciekawi mnie jedno co by się stało gdyby ja zabił tego psa. Pewnie w oczach policji byłbym kryminalistą a w oczach gminy człowiekiem, który ten problem rozwiązał.
Przypadek jest smutny, bo to wina właściciela. Zabicie psa nic by tu nie dało i my tego też nie pochlebiamy. Przynajmniej nie ja. Pies tu nic nie zawinił- zawinił jak zwykle właściciel. Pies powinien być po pierwsze: w kagańcu, po drugie wyprowadzany na smyczy z właścicielem. Taki pies jest niebezpieczny i zagraża ŻYCIU ludzi! I to właściciela wina! Jeżeli miejscowa policja tak się ma, to trzeba to zgłosić do innych organów, bo tak nie może być. Dorosły człowiek może, ale NIE musi poradzić sobie z takim psem gdy zostanie zaatakowany. Dziecko sobie nie poradzi i jeżeli nikt nie zareaguje, to po prostu zostanie rozerwane na strzępy. Straszna prawda, ale tak! A to, że właściciel jest emerytowanym bądź byłym policjantem nie zwalnia go z obowiązków posiadania psa, ani nie zwalnia go z przestrzegania prawa! A policjanci nie mogą iść "po znajomościach"! Tak nie można i zachowanie policjantów również jest godne zgłoszenia do odpowiednich organów!
Pies urodził się:
Wiek: 36 Dołączyła: 24 Lis 2008 Posty: 2487 Skąd: z nikąd
Wysłany: 04-12-2010, 19:58
mh_misiek, u mnie jakiś rok temu był przypadek gdzie emerytowanemu komendantowi policji uciekły z posesji - dobermanka i akita - oba niesamowicie agresywne. Psy buszowały w okolicy i każdego napotkanego innego psa czy kota wręcz zagryzały a ludzi atakowały. Po ich samowolnym spacerku zagryziona została cieżarna kotka - próbowałam ją ratować, niestety wnętrzności wisiały na zewnątrz nie dało sie nic zrobić, pies sąsiadki miał rozerwane gardło - cudem go odratowali i dziecko zostało pogryzione w noge. Policja jeżdzila i razem z właścicielami psy łapała. Zamiast wziąc te psy na obserwacje i decydować co dalej z nimi to PODOBNO emerytowany ów komendant dostał kare okolo 2 tys. no i oczywiście psy dalej są u niego. Wiem bo mieszkam niedaleko i czasem jak spaceruje z Nestorem to je widze na posesji. Dużo ludzi omija ich szerokim łukiem ja już ich też - wole dmuchać na zimne. Natomiast jeśli nie daj Bóg miałabym sytuacje gdzie jakieś bydle zaatakowałoby mojego psa, nie miałabym z nikąd pomocy, i ewidentnie mój byłby na przegranej pozycji ( czyli nie miał kompletnie szans z drugim psem ani na wygraną ani na przezycie) nie wahałabym się, tylko zraniłabym lub jeśli musiała to zabiłabym drugiego psa. Nie ważne czy by się na mnie rzucił - ja przy sobie mam zawsze coś ostrego jak ide z Nestorem w nieznane, czy to w sakiewce jakies nożyczki, scyzoryk czy pilnik do paznokci wszystko jedno oby ostre i mocne było - bo wiem, że w wielu sytuacjach gaz nie zawsze pomaga. Jeśli miałabym ratować i psa i siebie, nie myślałabym nawet o konsekwencjach zabicia agresora, po prostu zrobiłabym to, żeby nas uratować.
effcyk, zgadzam się, to jasne. Gdyby tak było, to również bym nie stała i nie czekała aż zagryzie Franka, a później na deser mnie, ale bym coś robiła.
Wypowiedź mh_misiek zrozumiałam jako to, że np. przyjdzie i zabije tak jakby. Ale widocznie źle zrozumiałam.
Mój labrador: Hermiona (*)
Suczka urodziła się:
30.08.2003-02.05.2018
Mój labrador: Fiona (*)
Suczka urodziła się:
23.01.2008-12.12.2019
Mój labrador: LOVE STORY Lualaba(*)
Pies urodził się:
14.09.2008-19.06.2022
Dołączyła: 31 Paź 2008 Posty: 9815 Skąd: Warszawa
Wysłany: 04-12-2010, 22:42
mh_misiek napisał/a:
Z Baffikiem byliśmy u weterynarza
Dziwię się weterynarzowi bo jego obowiązkiem jest, wezwać właściciela z psem i zarządzić 10-cio dniową obserwację ./codzienna wizyta u weta przez dziesięć dni/ Wy jako właściciele psa poszkodowanego, przedstawiacie panu policjantowi rachunek za leczenie,celem pokrycia kosztów.
Ja tak zrobiłam gdy pies w typie onka pogryzł mojego pudla / dawno to było/ ale tu stanowisko weta było kategoryczne bo wyjątkowo nie znosi psich bandytów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum