U Nanki wszystko ok. Z jednymi rzeczami radzi sobie lepiej, z innymi gorzej, ale ogólnie – jak to Nana – jest bardzo dzielna.
Uszy mamy już wyleczone, ale w oczach uaktywnił się herpeswirus, pod wpływem którego zrobiły się grudki pod 3 powieką, które drażnią oczka i spowodowały zapalenie spojówek. Ślepka się obwiesiły, zaczerwieniły i zaczęła dziewczyna łzawic na potęgę. Jak tylko zaczęły się pierwsze objawy zadzwoniłam do p. Agnieszki ((aganica), którą będę uwielbiać juz zawsze, bo dzięki Niej mamy Nanusię ) i zapytałam czy lecieć od razu do lekarza czy czekać. Usłyszałam, żeby iść, więc poszłam. I dobrze, bo dzięki kroplom trochę się uspokoiło. Jednak po tygodniu na kontroli nadal były grudki pod 3 powieką, więc mamy zmianę kropli i kolejna kontrola za 2 tygodnie. Ale doktor uprzedził, że to się będzie ciągnąć, bo Nanka jest osłabiona po wszystkich swoich przejściach i potrzeba czasu. I że mogą te problemy nawracać. Dostaliśmy też preparat zwiększający odporność. Nanka oczywiście za każdym razem była bardzo dzielna i nawet nie mruknęła, gdy badane miała ślipki. Dostała kropelki znieczulające i doktor odwijał jej 3 powiekę, żeby dokładnie wszystko obejrzeć. Profilaktycznie trzymałam ją za pychol, żeby nie próbowała dziabnąć, ale zachowywała się świetnie.
W domu zachowuje się już zupełnie swobodnie, choć nadal na podwórko nie chce wyjść, jeśli nie wychodzi Dasza. Biega za Daszeńką i obserwuje wszystko co tamta robi, większość naśladuje. Najśmieszniejsze są, że w tym samym momencie muszą obie powąchać to samo Dasza w domu okazuje czasem zazdrość o Nankę i wcale się jej nie dziwię, bo zawsze gdy zaczynamy głaskać Daszkę lub się z nią bawić Nanka wciska się pomiędzy nas i kręci dupskiem, żeby się nią zajmować Dasza wtedy warczy i kłapie zębami przy uszach Nany - ale jeszcze jej nie dziabnęła. Nanka zazwyczaj nic sobie z tego nie robi, choć kilka dni temu była sytuacja, że pogoniła Daszę. Łaziły po podwórku i Dasza próbowała zachęcić Nankę do zabawy: podbiegała do niej, turlała się po trawie i podskakiwała jej do uszu. I chyba Nanucha straciła cierpliwość bo z bardzo niskim gulgotem zaczęła gonić Daszę i próbując złapac ją za kark. Na szczęście jak tylko krzyknęłam: Nana nie! od razu się uspokoiła. Przyszła do mnie i się szczerzyła i merdała ogonkiem, jakby chciała powiedzieć, że ją poniosło. Może nie powinnam reagować, bo powinny się dziewczyny same poustawiać, ale pierwszy raz Nanę widziałam w agresywnej akcji i przestraszyłam się o Daszkę. Ale za to na spacerach mały rudzielec czuje się chyba odpowiedzialny za nową siostrę, bo jak jakieś psy zza ogrodzenia szczekają to podbiega i na nie wrzeszczy - wcześniej tego nie robiła tak zajadle. No i dzięki niej Nanka się przełamuje - do tej pory jak jakiś pies się na nią darł, to zaczynała piszczeć i chciała jak najszybciej minąć jego teren, a od kilku dni podchodzi za Daszą i spokojnie zaczyna wąchać krzykacza Nie podkula już ogonka, pręży się i stawia uszy i widać, jak nabiera pewności siebie Podobnie jest z ludźmi. Póki co tylko do dzieci zaczyna się zbliżać i tylko do dziewczynek. Co prawda nie daje się pogłaskać, ale gdy Daszka biegnie przywitać się ze znajomymi dzieciakami Nanka biegnie za nią uśmiechając się i merdając ogonem. Bacznie obserwuje dzieciaki i widać, że ma ogromną ochotę podejść.
Któregoś dnia wybrałam się po córcię do przedszkola piechotą i wzięłam ze sobą tylko Nanę. Co prawda zawsze spacerujemy po łąkach koło nas, albo jeździmy do lasu, a tym razem zabrałam ją przez miasto, ale dość spokojną okolicą. Miałam wrażenie, że pierwszy raz idzie po ulicy - cały czas ogon pod sobą, rozpłaszczona na ziemi i próbowała uciekać na oślep. Żadne uspokajanie, próby karmienia smaczkami czy ostrzejsze pociągnięcie za smycz nie przynosiły efektu Myślałam, że mi ręce pourywa. Nie wiem czy brak Daszki tak odbierał jej poczucie bezpieczeństwa, czy po prostu naprawdę nigdzie wcześniej nie chodziła i nic nie zna. Dziś przeszliśmy się tą samą drogą, ale już całą rodziną i oczywiście z Daszką i wszystko było ok. Tzn. trochę się Nanka spinała i była ostrożna, ale nie było paniki ani ciągnięcia.
Mamy też sukces, który szczególnie mnie cieszy, bo wreszcie Nanucha zaczęła pozwalać się przytulać Wcześniej natychmiast się wyrywała, robiła uniki, a teraz coraz częściej można to wielkie łbisko potulić Coraz częściej też udaje się ją namówić na zabawę, choć przy gwałtowniejszych ruchach wycofuje się. Ale szczególnej głupawki dostaje gdy ktoś się położy na dywanie Zaczyna lizać po włosach, twarzy i próbuje na tym kimś usiąść Dziś się tak rozkręciła, że prawie przeszła Tymkowi po twarzy, podrapała go i nie zdziwię się, jeśli ktoś posądzi nas o przemoc w rodzinie
Była już 2 razy z małżonkiem szanownym na bieganiu i przebiegła 5 km. Pewnie dałaby radę więcej, ale nie będziemy jej forsować. Daniel mówi, że biegnąc tak się skupia, że nie zwraca uwagi na ludzi, z którymi się mijają
Na spacery w naszej okolicy wychodzimy na lince 20 m, żeby uczyć Nankę przychodzić na zawołanie i Daniela się słucha, ale ze mną różnie bywa. Coś czuję, że nieprędko pochodzimy bez smyczy.
Póki co próbujemy ją do wszystkiego na spokojnie przyzwyczajać sami, ale jeśli okaże się, że nie dajemy rady i dziewczynka nie jest w stanie wyzbyć się swoich lęków, trzeba będzie poszukać porządnego behawiorysty.
Coraz częściej mam wrażenie, że Nanka mieszkała w kojcu i niewiele widziała, nie bawiła się, nie była zbyt często miziana i że po prostu dopiero się uczy normalnego życia. Jakoś ten kojec najlepiej tłumaczy mi większość jej problemów.
Dziś po raz pierwszy widziałam o co chodzi z tą radością labków w kontakcie z wodą. Zabrałam Nankę nad takie małe bajorko (dosłownie) w pobliżu naszego domu. Nana już z daleka wypatrzyła to wspaniałe miejsce i wpadła z całym impetem, zaczęła brykać, tarzać się, wkładać najpierw łeb pod wodę, a potem resztę jej zacnego ciałka Z dzieciakami popłakaliśmy się ze śmiechu, bo była naprawdę pocieszna, wywijała jak dzika, tylko żaby z przerażeniem zwiewały Po wyjściu z bajorka otrzepywała się w nieskończoność i tarzała w trawie. Wracając do domu stwierdziła, że mało jej i nadal mokra wytarzała się na środku drogi. Bardzo brudnej zresztą, z ubitej ziemi, kamieni i nie wiem czego jeszcze. O Bożeno, dopóki się nie otrzepała wyglądała jakby wpadła w beton
Po dojściu na podwórko stwierdziłam, że opłuczę ją wodą z konewki i niech sobie wyschnie. Zawołałam psa, polałam - podobało jej się, ale zanim błotko całkiem odpadło już jej się znudziło i zwiała na taras, gdzie otrzepała się kilkakrotnie, zostawiając malowniczą plamę błota średnicy 2 m na środku tarasu oraz zachlapując solidnie drzwi tarasowe, które kilka dni temu pańcio pieczołowicie wyszorował No flejtucha jedna, no Musiałam wracać do domu, bo robota przy kompie sama się nie zrobi, wystawiłam tylko michę z wodą i pomyślałam, że po takiej zabawie pośpi sobie gdzieś w cieniu na trawce. Zostawiłam jej do towarzystwa Daszeńkę, ale dwie gwiazdy mają silną potrzebę nadzorowania plebsu przy pracy i kimania pod moim biurkiem lub za krzesłem (tak, żebym nie mogła go odsunąć i sobie gdzieś powędrować) No więc siedziały dwa łosie z nosami przy drzwiach tarasowych i czekały, że może ktoś się pojawi, ulituje i zabierze z tego okropnego dworu Jednak przez ponad godzinę nikt się nie zjawił, więc brudasek troszkę podsechł. Resztę dotarłam ręcznikiem, piach wyczesałam (mam nadzieję) szczotką. Hrabianka trochę pośmiarduje mułem, ale doszliśmy do wniosku, że nie opłaca się jej kąpać, bo pewnie w weekend będzie jej dane powtórzyć wizytę w bajorze. Mam tylko nadzieję, że taką świnką była tylko dzisiaj, a następnym razem ograniczy się do chlapania, wytarzania w trawie i wyschnięcia na podwórku (o naiwności zakochanej pańci)
Pochwalę jeszcze Nankę, że w końcu na spacerkach zaczęliśmy ją spuszczać ze smyczy i bardzo ładnie przychodzi na zawołanie i w ogóle się pilnuje. No, czasem przychodzi po łuku i coś tam po drodze sobie powącha Tak sobie pomyślałam, że na lince mnie olewała, bo co za debil woła psa, mając go na drugim końcu sznurka
Popłakałam się ze śmiechu
Nanusia ma u Was swój raj na ziemi Mam nadzieję, że oczka panny już zdrowe i pozostaje tylko korzystać z pogody i się taplać ile wlezie!!
Pozdrawiamy Was gorąco! Buziaki dla labo-świnki
Oczy nadal leczymy. Mniej łzawi, ale nadal do ideału daleko.
Karolinko, obiecuję, że porobię zdjęcia. Nana na podwórku głównie leży, nie czai biegania za patykiem czy piłką. Za to na spacerach jest cudowna i aktywna. Muszę tylko pamiętać, żeby w końcu zabrać aparat ze sobą. Ściskamy Was
Skąd ja to znam - jak są najlepsze "akcje" to nie ma aparatu..
Trzymamy kciuki żeby oczka jak najszybciej wyzdrowiały!
Buziakujemy Merdnięcia i buziaki-lizaki od Szafirka
Kilka słów co u Nany. Pozwala się w końcu przytulać, juhu Przyszyła się do mnie jakąś niewidzialna nicią i choćby nie wiem jak głęboko spała to zawsze wyczai, że wychodzę z pomieszczenia, w którym ona się znajduje i od razu idzie za mną. Ogonek pracuje niestrudzenie i jak tylko zaczyna się ją głaskać, to od razu ląduje na grzbiecie z kołami w górze Jest bardzo otwarta do innych psów, do wszystkich podbiega przyjaźnie nastawiona. Boi się jedynie grubaśnej starszej niedużej suni, która bardzo wrzeszczy na moje suczki. Dasza już to olewa, ale Nana podkula ogonek i próbuje zwiewać. Nasi przyjaciele kupili szczeniaka berneńczyka, często jeździmy razem na spacery do lasu i mały zakochany jest w Nance, naśladuje ją we wszystkim. Nawet do wody wbiegł za nią prawie bez zastanowienia.
A propos wody, to oczywiście jak wszyscy przedstawiciele swej rasy Nana kocha ją ponad wszystko. Ostatnio miała tydzień przerwy w kąpieli, więc jak już się wybraliśmy nad wodę to rozpędziła się i z niewielkiego wzniesienia wskoczyła po prostu na bombę do wody Chwilę jej nie było, ale zaraz się wynurzyła i pływała zadowolona. Jednak Dasza, która zazwyczaj spaceruje mocząc łapki i uważając żeby nie zmoczyć brzuszka wskoczyła za Naną. Mieliśmy wrażenie, że wskoczyła Nance na ratunek. Gdy zobaczyła, że Nana wypływa to wyszła na brzeg. Nanka zaczyna się odwdzięczać Daszy za opiekę. Dasza boi się tego bernusia, który mimo niecałych 3 miesięcy jest większy od Daszki. Dziś, gdy był wobec niej zbyt namolny Nana stanęła pomiędzy nimi, zasłoniła sobą Daszę.
Gorzej jest w relacjach Nanki z ludźmi, nadal się ich boi. Choć na spacerze w lesie przebiega obok mojej koleżanki i w locie liże ją po ręku. Pozwala się głaskać jej 6-cio letniemu synkowi i dzieciom sąsiadów, gdy przychodzą do nas. Aczkolwiek widać, że nie chce być z nimi sama i rozgląda się za nami. Interesuje się dorosłymi, których zna, ale za nic nie podejdzie. Macha ogonem, uśmiecha się, ale trzyma się na odległość. Nie wiem czemu bardzo boi się mojej mamy. Ten lęk jest w pewnym stopniu odwzajemniony. Może wyczuwa, że mama nie czuje się przy niej zbyt pewnie i dlatego tak reaguje. Martwi mnie to o tyle, że dopóki Nana nie zaakceptuje mojej mamy, siostry albo teściowej możemy z TŻ zapomnieć o jakimkolwiek wyjściu wieczornym. Nigdzie na dłuższe wakacje się nie wybieramy, ale obiecaliśmy dzieciom wypady na zwiedzanie ze 2-3 większych miast w Polsce. Póki co jakoś tego nie widzę. Jesteśmy coraz bliżsi spotkania się z psim behawiorystą.
No ale ogólnie to pies – ideał, pieszczoch, kocha się czesać, nie niszczy, jest idealna w podróży, nie sępi podczas jedzenia. Jest z nami 2 miesiące i nie słyszeliśmy jeszcze, żeby warczała. Czuje się już u siebie i gdy jest na podwórku to szczeka na przechodzących przy ogrodzeniu ludzi. Razem z Daszą dają się podpuszczać osiedlowej kici, która przychodzi pod bramę i siedzi lub się przechadza dopóki nie wyprowadzi z równowagi moich potworów
Wrzucam kilka zdjęć, głównie z działki mamy. Niektóre kiepskiej jakości, bo z mojego telefonu. Wrzucam wszystkie trzy nasze gwiazdy
Nana dostaje głupawki wieczorem, gdy dzieciaki szykują się do spania. Czatuje wtedy na ich skarpetki i jak tylko uda jej się jakąś zwinąć to chodzi z nią w pysku szczęśliwa, wydaje przy tym śmieszne dźwięki. Zaczęliśmy ją uczyć, żeby odnosiła je do kosza z brudami. Wie o co chodzi, ale zdobycz jest tak cenna, że niechętnie się z nią rozstaje Ubaw mamy z niej po pachy
Doszliśmy do wniosku, że nie jesteśmy w stanie zapanować nad Nanki lękiem przed obcymi przychodzącymi do naszego domu i przed obcymi miejscami, w związku z czym zaprosiliśmy behawiorystę psiego. I dobrze, bo okazuje się, że i w przypadku Nany i Daszy popełniamy błędy. Jeśli chodzi o Nanę to największym błędem jest to, że obserwujemy czy podejdzie do obcych i czy da się im pogłaskać. A powinniśmy przede wszystkim skupić się na pomocy Nance w takich spotkaniach, żeby nikt jej nie zaczepiał, nie zagadywał, nie wyciągał rąk i najlepiej nawet na nią nie patrzył. Totalna zlewka. I trzeba ją trochę przegłodzić, żeby w stresujących sytuacjach odwracać jej uwagę własną osobą i smaczną przekąską, na której skupi swoją uwagę. To tak z grubsza. Swoją drogą przegłodzenie paniusi i tak się przyda, bo bombka z niej jest i ma z 5 kilo zrzucić
Dziś po raz pierwszy jest w domu bez Daszy, która pojechała z moim synem do babci na działkę. Cały dzień nie odkleja się od moich nóg, bardziej niż zazwyczaj, poza tym wydaje się spokojna. Teraz na przykład chrapie pod biurkiem tak, że mi prawie w rezonans wpada
Monisiaczek, dzięki za podpowiedź, to super pomysł. Wolę skupić się na tłumaczeniu komuś dlaczego Nanka ma takie szelki, a tym samym skupieniu jego uwagi na rozmowie ze mną, a nie gadaniu do psa. Dzięki raz jeszcze! Kto nie zrozumie, to znaczy, że sam też ma problem... Z empatią
żeby nikt jej nie zaczepiał, nie zagadywał, nie wyciągał rąk i najlepiej nawet na nią nie patrzył. Totalna zlewka
A czego was uczyłam na pierwszym spotkaniu ??? nu,nu,nu!!
Myślałam że nauka nie idzie w las
No nie poszła do końca Do tej pory staraliśmy się sugerować, żeby jej nie zaczepiano, ale że tak powiem, nie byliśmy aż tak stanowczy jak należy. No i miała też Pani rację z tym chodzeniem za jedną osobą. Nanka kocha nas wszystkich, ale nie odstępuje mnie na krok. Nawet do kibelka chodzimy razem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum