Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 08-01-2009, 23:14 Labrador w lesie
Ostrożność w dawkowaniu labkom biegania po lesie nie jest przesadą. Psy te powinny rozpocząć od krótkich i niezbyt forsownych spacerów po lesie, najlepiej od swobodnego biegania połączonego z węszeniem. Uchroni je to od często przykrych w następstwach kontuzji kończyn. Trzeba pamiętać o tym, że labki to psy ciężkie, masywnej budowy (nawet te o budowie "użytkowej"), które powinny nauczyć się biegać po lesie w specyficzny sposób, stawiając nogi tak, by mieć możliwość odciążenia kończyny w przypadku nadepnięcia na leżące wśród ściółki patyki i wystające korzenie drzew. Obserwując bieg psa można szybko zauważyć, czy pies stawia nogi w biegu z możliwością ich wzajemnej asekuracji, czy stawia nogi przenosząc na nie ciężar całegp ciała. Bieg labka - starego bywalca lasu powinien być podobny do szybkiego "skradania się", czyli niskie wyskoki i brak energicznych odbić z nog tylnych.
Na przykład tego co napisałem,opiszę sytuację, która zaistniała na początku grudnia. W trakcie mojej codziennej wędrówki z Kają do lasu (około 1,5 km) spotkałem pana, właściciela Maksia, dużego, 2,5 letniego, biszkoptowego labka, który mimo już dwukrotnego udziału pana i psa w szkoleniu, nadal sie go nie słucha i robi co chce na spacerach. Pan nie mógł się nadziwić widząc Kaję idącą posłusznie przy nodze bez smyczy. Nie widząc żadnych smakołyków, którymi mógłbym kusić Kaję do bycia posłuszną, postanowił towarzyszyć mi w drodze przez osiedle aż do lasu. Pies skakał na Kaję i ją "wybijał" z posłuszeństwa. Musiałem Kaję wziąć na smycz, na której już posłusznie szła. Pan liczył na to, że jego Maksio nauczy się od Kaji chodzenia na lużnej smyczy. Faktycznie, pies jakby sie "uspokoił" i prawie grzecznie szedł. Pan był "wniebowzięty" i bardzo dumny. Spytał mnie, czy mógłbym pomóc mu (z Kają) w ułożeniu jego łobuza. Nic mu nie obiecałem, powiedziałem, że gdy sie znów kiedyś spotkamy, to mu pomogę, ale ponieważ często wyjeżdżam z Kają na polowania to... (Ostatnio prawie co tydzień, gdyż sezon polowań w pełni, a Kaja "ma wzięcie" wśród myśliwych i jest na stale zaproszona do udziału, chociaż jeszcze jest "początkującym" psem polującym). Pora była sie z panem i Maksiem rozstać, gdyż byliśmy blisko lasu.. Pan mnie zapytał, czy może pójść z Maksiem razem z nami i ja się zgodziłem, gdyż tego dnia Kaji nie szkoliłem, w programie miałem tylko zabawy z aportami. Nie przedłużając tego opisu, podam, że już po dwudziestu minutach biegania Maksia po lesie, zaczął on kuleć i pan zmuszony był wziąć go na smycz i poszedł z nim na osiedle do weta.. Póżniej sie dowiedziałem, że po prostu źle stanął i naciągnął jakieś ścięgno. Biedaczysko..
Ale ta wspólna wycieczka uświadomiła mi długą drogę, przebytą w szkoleniu Kaji i ogromną przepaść między umiejętnościami Kaji i Maksia. On nawet nie potrafił zrobić tego, co robiła sześciomiesięczna Kaja. Uzmysłowiłem sobie, że Kaja (obecnie 16 miesięczna) wiele już potrafi i naprawdę wspaniale i szybko się uczy!
Ostatnio zmieniony przez tenshii 28-10-2012, 13:37, w całości zmieniany 1 raz
Mój labrador: Megan vel Sylena
Suczka urodziła się:
10.08.2007
Wiek: 46 Dołączyła: 25 Sie 2008 Posty: 836 Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 08-01-2009, 23:21
BlueDiego, bo ma wspaniałego, odpowiedzialnego opiekuna. Tyle nic dodać, nic ująć.
Mieć psa to nie wszystko, trzeba umieć BYĆ z psem.
Bardzo się cieszę z tego tematu. Może czasem też coś dodam, bo las to nasza pasja, nie koniecznie w nim biegamy, bo to jak piszesz nie zawsze bezpieczne.
Pozdrawiamy gorąco.
Mój labrador: Hermiona (*)
Suczka urodziła się:
30.08.2003-02.05.2018
Mój labrador: Fiona (*)
Suczka urodziła się:
23.01.2008-12.12.2019
Mój labrador: LOVE STORY Lualaba(*)
Pies urodził się:
14.09.2008-19.06.2022
Pomogła: 17 razy Dołączyła: 31 Paź 2008 Posty: 9815 Skąd: Warszawa
Wysłany: 09-01-2009, 11:22
Z racji tego że posiadamy leśną działkę , moje panny często w nim przebywają.
Zawsze mnie dziwiło że inaczej biegną w lesie a inaczej na wale nad wodą czy na polu , jednak nigdy nie pomyślałam że dziewczyny asekurują swoje łapki .Dziękuję za ten temat i uświadomienie.
BlueDiego, ja tam od początku jestem pod wrażeniem nie wypominając Ci wieku to jednak większości osób w Twoim wieku nie chce sie nawet połowy tego trudu jaki Ty wkładasz w pracę z Kają
a wracając do tematu to w lesie bylismy chyba latem ostatnio, ale zauważyłam że w lesie Kala biega inaczej i nie odbiega od nas daleko, jakby pilnuje stada ?
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 10-01-2009, 01:21
gusia1972, ja bym tego nie nazwał trudem. Kocham włóczenie się po różnych "terenach", lubię swego psa szkolić.
Twoja Kala zachowuje się w sposób typowy dla labków, nie lubią one (z reguły) tracić przewodnika z oczu lub węchu..
Mój labrador: Hermiona (*)
Suczka urodziła się:
30.08.2003-02.05.2018
Mój labrador: Fiona (*)
Suczka urodziła się:
23.01.2008-12.12.2019
Mój labrador: LOVE STORY Lualaba(*)
Pies urodził się:
14.09.2008-19.06.2022
Pomogła: 17 razy Dołączyła: 31 Paź 2008 Posty: 9815 Skąd: Warszawa
Wysłany: 10-01-2009, 11:23
BlueDiego napisał/a:
nie lubią one (z reguły) tracić przewodnika z oczu lub węchu
to prawda , moje dziewczynki zawsze biegają tak by wszystkich mieć na "oku".Obojętnie ile osób jest z nimi na spacerze , one starają się widzieć wszystkich.Jeśli ktoś ginie z ich widoku ,biegają od jednej osoby do drugiej.
Mój labrador: Megan vel Sylena
Suczka urodziła się:
10.08.2007
Wiek: 46 Dołączyła: 25 Sie 2008 Posty: 836 Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 10-01-2009, 13:23
to w labach jest fajne że pilnują stada i przewodnika. Nawet takiemu urwisowi jak moja Meganka nie zdarzyło się jeszcze uciec mi w lesie. Nawet jak zodaczy psa to biegnie tak, żeby mnie widzieć. Jak je zniknę to psasobie odpuszcza. Szokuje mnie wtedy bo lubi poznawać nowych psiarzy
Jednym słowem mamy SUPER psy
Pomogła: 7 razy Dołączyła: 26 Lis 2007 Posty: 4631 Skąd: Polska
Wysłany: 10-01-2009, 13:47
W Nowy Rok byłam z Borą i całą rodziną w lesie. Las zamieszkują zwierzęta zwykle sarny i dziki, znalazłby sie też jakiś królik.
Bora bywała zwykle w Lasku Marcelińskim... (jest to lasek tylko z nazwy raczej... zwierzyny tam nie znajdziesz. To raczej większy park) więc jak teraz wysiadła z samochodu i poczuła prawdziwy LAS to dopiero oszalała.
Była głucha, ślepa, nic nie czuła, tylko wąchała. Żałowałam że nie zabrałam szelek, bo na obroży tak ciągnęła, że ja ledwo szłam. Bardziej biegłam z nią.
Nie działało nic, zabawki, smaczki... tylko nos pracował.
I nagle mama woła że sarna biegnie (jakieś 100m od nas). Bora jej nie widziała, ale wyczuła doskonale. To było niesamowite, szła za nią górnym wiatrem, uszy rozwiane, obłęd w oczach a Bora ciągnie za zapachem jak opętana.
Znalazłam ślady na śniegu tej sarny i pokazałam Borce (chyba nic bardziej głupiego nie mogłam zrobić )
Bora poszłaaaa za tropem... nos przy ziemi, a ja na końcu smyczy powiewam jak laleczka - taki mały balaścik . Gdyście widzieli ten szał w oczach i machającą kitkę.
Teraz chyba wiem, gdzie mam przyjeżdżać na spacerki, żeby oswoić ją z zapachem lasu.
Co do biegania po leśnych drogach. Bora chyba jeszcze tego nie umie, to biega normalnie, jak czołg.
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 11-01-2009, 08:09
Bora napisał/a:
wysiadła z samochodu i poczuła prawdziwy LAS to dopiero oszalała.
Była głucha, ślepa, nic nie czuła, tylko wąchała. Żałowałam że nie zabrałam szelek, bo na obroży tak ciągnęła, że ja ledwo szłam. Bardziej biegłam z nią.
Nie działało nic, zabawki, smaczki... tylko nos pracował.
Bora ja doskonale znam ten stan euforii u labka, któremu otwiera się drzwi do nowej, bajecznej krainy zapachów żywych, nowych stworzeń. Pies zostaje odurzony, nie wie czym się zająć, tropami na ziemi, czy odwiatrem stworzeń, których nie zna..
Cieszę się bardzo, że twoja sunia jest tak "zachłanna" na wrażenia ze świata zapachów. Znaczy to, że ma w sobie wielki potencjał możliwości, przynależny tej rasie...
Od początku czytania Twoich postów na temat Borki, wiedziałem, że Twoja sunia ma wielkie możliwości i potrzeby w tym "węchowym" zakresie. Życzę Wam, żebyście mogły je realizować w jak największym zakresie..
Może (w przyszłości) jakieś konkursy dla tropowców?..
P.s. Psy odbierają świat zewnętrzny w 60% przez węch, i dlatego psa w zasadzie nie interesują zdjęcia fotograficzne, odbicie w lustrze, telewizja itp. Bo nie "pachną"...
A np. spódnica Pańci (lub bluzka) może byc dla niej substytutem jej obecności, będzie się na niej w przyjemnością wylegiwać..
Mój labrador: Megan vel Sylena
Suczka urodziła się:
10.08.2007
Wiek: 46 Dołączyła: 25 Sie 2008 Posty: 836 Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 11-01-2009, 11:59
o tak tak
Meganka też lubi las, ale nigdy tak nie szaleje. Trzyma się nas - chodzi luzem bez smyczy. Nigdy nie pognała za zwierzakiem, nawet jak jej wypłoszyliśmy zająca.
.... chociaż licho nie śpi i może z niej bandyta wyskoczyć kiedyś i pogna jak opętana, a wówczas to nie wiem co zrobię...
polecę za nią
Pomogła: 7 razy Dołączyła: 26 Lis 2007 Posty: 4631 Skąd: Polska
Wysłany: 11-01-2009, 13:28
Widząc pierwszą reakcję Bory po przyjeździe do lasu wiedziałam że nie mogę jej puścić ze smyczy. Byłam pewna że pogna za zapachem i nie wróci na wołanie. Była jka w transie, nie czuła nawet jak mocno ciągnie i poddusza się na obroży.
Takie wypady to dla niej wielka frajda i co ciekawe, nie nakręca ją to, a raczej wycisza. Na początku myślałam że po powrocie do domu bedzie tak nakręcona tymi zapachami, że dużo czasu zajmie jej uspokojenie się. A jednak nie... zjadła posiłek i poszła spać. Więc nawet takie bezsensowne węszenie, w totalnym szale, bez ładu i składu wycisza ją i męczy "pozytywnie".
Konkursy były moim marzeniem, ale chyba marzeniem pozostaną.
Czy wasze labki zwracają uwagę na ptaki siedzące na gałęziach gdzieś w lesie, wysoko?
Borę one szalenie intrygują.
Mój labrador: Megan vel Sylena
Suczka urodziła się:
10.08.2007
Wiek: 46 Dołączyła: 25 Sie 2008 Posty: 836 Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 11-01-2009, 14:02
Ja z zamiłowania jestem ornitologiem amatorem i jak wędruję z moją Meganką to jej trochę opowiadam o ptakach które spotykamy. Ona często łazi z zadartą głową i gapi się na ptaszyska. Naet jak lecą kluczem i są zauważalne to sama z siebie przystaje i patrzy. Ciekawska bestyja... za pańcią
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 11-01-2009, 15:44
Bora napisał/a:
Konkursy były moim marzeniem, ale chyba marzeniem pozostaną.
Czy wasze labki zwracają uwagę na ptaki siedzące na gałęziach gdzieś w lesie, wysoko?
Why, Bora, why?
Jeszcze możesz "kosić" medale z Borunią..
W moim avatarku Kaja gapi się właśnie na skrzeczącą srokę.. Ona czasem zadziera głowę i obserwuje ptaki, szczególnie intrygują ją dzięcioły stukające nad głową...
Kazik napisał/a:
Ja z zamiłowania jestem ornitologiem amatorem i jak wędruję z moją Meganką to jej trochę opowiadam o ptakach które spotykamy
Kazik, to jest piękne..
Może z nami podzielisz się swoimi "przygodami-spotkaniami" z naszymi "latającymi braćmi"?
Mój labrador: Sara i Nero (nie lab)
Suczka urodziła się:
18.05.2006
Pomogła: 1 raz Wiek: 62 Dołączyła: 21 Cze 2008 Posty: 806 Skąd: prawie Gdańsk
Wysłany: 12-01-2009, 22:22
Bora napisał/a:
głucha, ślepa, nic nie czuła, tylko wąchała
skąd ja to znam... Wiem, ze powinnam się cieszyć (czasami bawimy się w tropienie), ale przy jej zacięciu do wąchania tracę nadzieję na kulturalny spacer z psem po innym terenie niż asfalt i chodnik. Jak rozsądnie nauczyć wariatkę, ze wejście do lasu nie zawsze oznacza pogoń za każdym ciekawym zapachem? Ona czasami się tak skupia na zapachach, ze kiedyś nawet nie zauważyła saren przechodzących kilkanaście metrów od niej.
A co do biegania po lesie - nigdy jeszcze nie zdarzyła jej się kontuzja, choć czasami śmiga naprawdę szybko. Mamy szczęście, czy opanowała odmienny sposób stawiania łapek? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia
Mój labrador: Megan vel Sylena
Suczka urodziła się:
10.08.2007
Wiek: 46 Dołączyła: 25 Sie 2008 Posty: 836 Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 13-01-2009, 19:45
BlueDiego, z miłą chęcią bym się pochwaliła moimi "ptasimi trofeami" ale to chyba nie miejsce, niestety.
Powiem tylko w tajemnicy pocichutku, że otatnio podpatruję kormorany nad rzeką oraz perkoziki - gatunek malutki perkoz. A mimi ulubieńcami są zimorodki które dają nam (Megance i mi ) poranne trele.
Poznaję też z blizka nurogęsi - z blizka, bo zimą łatwiej je podejść. Są niesłychanie płochliwe, podobnie jak mewa siodłata, mewa żółtonoga czy mewa srebrzysta.
Z takich ptaków nie związanych z wodą, które odwiedzają mnie zimą, to stada jemiołuszek, pojedyńcze grubodzioby i dzwońce.
To takie moje ostatnie trofea. Zima nie sprzyja, bo zimno i dłużej posiedzieć z lornetką się nie da. Mi strasznie marzną dłonie, nawet przy dodatniej temperaturze.
Może kiedyś założe stronkę internetową i pochwalę się jakimiś zdjęciami...
Teraz coś ode mnie i bynajmniej nie śmiesznie (czasami trzeba być przecież poważnym ).
Otóż wróciłem przed chwilą ze spaceru z lasu. Byłem tam oczywiście z moim pupilem. Mieliśmy małą przygodę z upierdliwym urzędasem (na potrzeby tego posta, czyt. Leśnym Ludkiem, względnie facetem w zielonym mundurku ).Wszystko by może było ok., i nic nie zmusiłoby mnie do napisania tego postu, gdyby nie fakt, że od zawsze jestem ciętym, zagorzałym przeciwnikiem, głupoty ludzkiej i w parze z nią idącej jeszcze większej głupoty i bezduszności przepisów. Tworzonej zresztą na potrzeby zapewnienia rozrywki, bo nie pracy chyba , nic nie robiącym, pierdzącym w stołek urzędnikom (w tym miejscu przepraszam mniejszą część tych normalnie myślących przedstawicieli tej jakże ciekawej profesji )… a zdania swego nie zmienię i basta.
A teraz do meritum sprawy.
Jako, że przebywam obecnie na jakże zasłużonym urlopie, postanowiłem w nadmiarze wynagrodzić mojemu pupilowi, trwające całą psią wieczność i wieczne oczekiwania na wymarzony spacer… tego nie rozwijam, bo Wiecie o co chodzi, wszak jesteście tako, jako i ja właścicielami labów.
No i stało się. Po mniej więcej godzinie od rozpoczęcia tych leśnych wojaży, spotkała nas, w oczach naszego „najeźdcy” (bo na pewno nie w naszych ) zasłużona dla nas kara.
Ów pan – przedstawiciel służby leśnej, zabrał się za nas z niekłamaną satysfakcją, co mnie, z natury pyskatemu nie za bardzo przypadło do gustu, a i Fido też patrzył na jegomościa, coś na wzór: „oddaj mi moja miskę”. Poszło o z pozoru naprawdę śmieszna rzecz, jednak nie dla w/w wspomnianego pana. W świetle obowiązującego prawa, nie powinienem poruszać się z psem po lesie bez smyczy.
Na początku może i byłem grzeczny… zdecydowanie za grzeczny… jednak późniejsze wypowiedzi, strażnika świadczące o co tu dużo mówić, nie tyle może złośliwości, co … nadmiernym przywiązaniu do głupiej litery prawa, mocno mnie już zirytowały. No i poszło całkiem ostro. Pan widząc, że nie mam za bardzo ochoty na dalszą dyskusję, zmienił front i nakazał mi zapiąć psa. A musicie wiedzieć, że w owym momencie, było to już po jakichś pięciu minutach od spotkania (stanowczo za długo, nie tylko dla mnie, ale również i dla mojego psa, który przeszedł od fazy grzecznego oczekiwania na swym psim tyłku, do fazy prawdziwej głupawki, skakania, sikania na ich leśnowóz, itp.itd.Wlazł im nawet do środka ) To podsunęło mi pewną myśl (dzięki Ci Fido, że pozwoliłeś mi być swoim panem ). Na prośbę o zapięcie psa, odrzekłem, że nie widzę tu żadnego (tu z kolei przepraszam Cię Fido ), a jeżeli o mnie chodzi, to przecież ganiam z sarenką !. Musielibyście widzieć ich miny. Chwila ciszy, no i prośba żebym przestał pajacować, może mnie przecież on- wielki strażnik, nie tylko upomnieć, ale i ukarać dotkliwym mandatem. Myślę, że gdyby przyszła taka konieczność, to żeby przeprosić Fido za słowa sprzed paru linijek, gotów byłbym i na to!.
W końcu facet odpuścił , coś jeszcze pomamrotał… odjechał… wcześniej obsikany przez Fido… i z przetrzepanymi kieszeniami przez mojego dzielnego psa (nawisam mówiąc, muszę jeszcze sprawdzić, czy przypadkiem to nie on zubożał, bo mały dobrze mu kieszeń spenetrował ).
Jaki morał z tej opowieści Spytacie. otóż nie dajmy się zdominować bezmyślności otaczających nas ludzi, tworzących głupawe przepisy. Jak nie dało się z gościem inaczej, załatwiłem go jego własną bonią. Powiedzieć możecie, że mogło się skończyć gorzej… a pewnie, że mogło. Mogłem przecież wrócić z np. wezwaniem do Sądu Grodzkiego, albo z mandatem w kieszeni… albo nawet z obitym tu przepraszam „ryjem”. A co mi tam ja się już nie zmienię, swoje dreszczyki też muszę mieć, a psu odrobina wolności i swobody należy się tak samo jak nam… i jak przysłowiowa zupa.
Pozdrawiam Was serdecznie tym razem poważny
Ziemo
Zainteresowanych zaś odsyłam do tego z czym trzeba walczyć:
to a'propos przepisów:
"Rozdział 5 - Zasady udostępniania lasów
(...) Art. 30. 1. W lasach zabrania się:
(...) 13) puszczania psów luzem;"
Dziennik Ustaw z 2005 r. Nr 45 poz. 435, USTAWA z dnia 28 września 1991 r. o lasach
a więc radę Wam dam: pamiętajcie nie dawać się, ale z umiarem nie tak jak ja
Teraz zaś już wracam do pisania swych głupot w innym miejscu
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasz bojownik Ziemo i jego wierny kompan Fido
Mój labrador: Sabusia, Chilli, Krysia, Karol
Mój labrador: Lula, Matylda, Benio (CKCS)
Mój labrador: Nelusia (ESS)
Wiek: 41 Dołączyła: 02 Maj 2008 Posty: 2017 Skąd: Aleksandria
Wysłany: 21-01-2009, 23:42
Ziemo napisał/a:
pamiętajcie nie dawać się, ale z umiarem nie tak jak ja
Do tego się nie zastosuję...z prostej przyczyny:
Cytat:
Mam broń – mogę zabić
Odkąd Ustawa o Ochronie Zwierząt dopuszcza odstrzał zdziczałych psów i kotów na terenie obwodów łowieckich, zdarza się, że myśliwi nadużywają tego prawa. Właściciele psów wymieniają się historiami, jak to mężczyzna w moro celuje bronią w ich psa, pytając czy ma go zabić za to, że spacerują z nim po lesie. Myśliwi zaczynają się coraz częściej kojarzyć z naładowanymi testosteronem narwańcami, którzy szukają ujścia swoich frustracji, mierząc do najprostszego celu, jakim jest udomowione zwierzę. Posiadanie broni wymaga tymczasem podwójnej rozwagi i opanowania.
I nie generalizuję bo wiadomo, że nie jest tak zawsze... Moja matka tak straciła zwierzaka na własnych oczach. Więc więcej rozwagi na przyszłość bo mogłeś trafić na świra.
I nie generalizuję bo wiadomo, że nie jest tak zawsze... Moja matka tak straciła zwierzaka na własnych oczach. Więc więcej rozwagi na przyszłość bo mogłeś trafić na świra.
Gwoli ścisłości Papisiu ja nie celuję ani w myśliwych ... ani tez w żadnych świrów... napisałem jedynie o utarczce słownej z urzędnikiem leśnym - strażnikiem. Nie traktowałem go protekcjonalnie, tak jak on mnie, to po pierwsze, a po drugie ... z tego co napisałem Powinnaś odczytać, że pomstuję nie na tych którzy pracują w taki a nie inny sposób, bo po prostu są do tego zobligowani, tylko psioczę na bzdurną literę prawa.
Doskonale zdaję sobie sprawę, z faktu "obłędu" w oczach u niektórych ludzi chodzących ze strzelbami, tyle że ja na spacery z psem wybieram się tam gdzie nigdy ich nie ma. Więc i pies jest bezpieczny, dzikiej zwierzyny tam nie ma.... a ta litera prawa wg mnie traci swa moc.
Rozwagi mi też nie brakuje. Na terenie wycinki, tam gdzie najczęściej satysfakcję wymarzonej wolności psu swemu daję, żaden zwierz dziki z pewnością ... i "postrzelony strzelniczy" żaden nie grasuje. A gdyby nawet, świadomy swej obecności w lesie, zwierza mojego czujnie pilnuję.
Oczywiście Masz prawo do własnego zdania i chwała Ci za to, ja jednak Pozwól, też zdania swego trzymał się będę.
Pozdrawiam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum