Byliśmy zaraz po ślubie kiedy w lipcu 2002 roku zaadoptowaliśmy pierwszy raz kundelka "Gucia" ze schroniska w Szczecinie. Był świetny, przeżył z nami 11 lat. Na osiedlu wszyscy go znali i mówili, że to najmądrzejszy pies. Chorował na padaczkę, ale dawaliśmy radę. Jednak ostatnie dni to była dla niego już naprawdę męczarnia więc podjęliśmy z bardzo ciężkim sercem decyzję o eutanazji, ryczałem jak bóbr.
Powiedzieliśmy sobie, że nigdy więcej psa - tak się jednak nie da. Od listopada 2013 roku przez dwa miesiące mieliśmy u siebie suczkę labradora Rolkę (7 miesięczną, kupiliśmy ją z hodowli), straszna wariatka i niestety musieliśmy ją oddać. Zadbaliśmy, by trafiła w dobre ręce, do dobrego domu. Wspomnę tylko, że dziewczyna, do której trafiła była upośledzona, a dzięki właśnie Rolce zaczęła się wreszcie uśmiechać. Mama tej dziewczyny była strasznie szczęśliwa, że dzięki Rolce jej córka zaczęła być radosna. Bez psa jednak się nie da. Długo nad tym myśleliśmy i drugi raz zaadoptowaliśmy - 29.03.2014 roku. Teraz z nami jest sunia labunia, nasz syn dał jej na imię Rika. Nikt jej nie chciał bo to już ośmioletnia dama, jednak u nas jest jej fantastycznie, a i nam już nie brakuje nikogo w domu.
Hmm, chcąc napisać tu naszą historię zaczęłam myśleć jak to się zaczęło... i chyba będzie za długa ta opowieść, choć i tak skrócona do minimum...
Będąc w 5 klasie podstawówki zostałam właścicielem szczeniaczka Cezara. Był to mieszaniec, czarnulek podpalany na łapkach i z białym krawacikiem. Miał masakryczną ilość kleszczy na sobie, które tata z niego cierpliwie wyłuskiwał. Potem pies się odwdzięczał takim ciapaniem zębami Teraz jak sobie przypominam jaki był z niego gagatek to chyba musiał mieć coś z labka
Po pół roku dostałam szczeniaka owczarka kaukaskiego. Był to najpiękniejszy pies i najłagodniejszy misio jakiego miałam okazję poznać - Kacper się nazywał. Groźny był tylko z wyglądu bo duży Jemu nie chciało się uczyć sztuczek, trudniej mu nauka przychodziła. Kochał za to jedzenie i dzięki niemu Cezar zaczął jeść a nie wybrzydzać. Tak, tak, Kacper zjadał swoją miskę, potem Cezara więc ten drugi chodził głodny i zaczął jeść a nie zostawiać sobie "na potem".
Jednak obydwa psy były psami podwórkowymi. Chciałam bardzo jakiegoś sierściucha w domu. I tak w 1999roku, podczas kwesty WOŚP kupiłam szczeniaka piczerka/ratlerka. Oczywiście mieszaniec niewiadomego pochodzenia. Przyjechała ta mała, ruda kuleczka autobusem, schowany w plecaczku i tak, Gacek dołączył do stada. (Jednak rude to to i wredne nie mnie sobie na Panią wybrało a mojego tatę Po jakimś czasie, Gacek został tatusiem i w ramach "podziękowania" do naszego grona dołączyła suczka Tosia. Córunia mamuni czyli moją mamę za szefa uznała a i charakter do niej zbliżony też ma
Pierwsza suczka w stadzie, brak wyobraźni i nie upilnowanie jurnego Gacka doprowadziło do ciąży. O czym dowiedzieliśmy się baaardzo puźno, w zasadzie pierwsze podejrzenia mieliśmy dopiero na kilka dni przed porodem I tak w 2006r w domu pojawił się nowy przybysz Tofik. Stado więc liczyło już 5 psów.
Decyzja zapadła, suczka i tyle psów to nie był dobry pomysł więc Tosia pod nóż - sterylizacja.
Sielanka nie trwała długo bo w 2009 roku w niewielkich odstępah czasu pożegnałam Cezara a potem, mimo walki, Kacpra. Stawy biodrowe u niego nie wytrzymały, leczenie, zastrzyki pomogło na 2 tygodnie. Cierpiał, musiałam podjąć decyzję o jego uśpieniu. Na szczęście wet przyjechał do nas, więc Kacper odszedł na swoim podwórku, po którym biegał 15 lat, w moich ramionach. Trudno o tym pisać, jeszcze trudniej to przeżyć.
Myśl o labradorze zapewne powstała patrząc na zdjęcia, filmy bo to przecież najpiękniejsze psy na świecie. Poznanie suni Abi tą myśl utrwaliło i zaczęłam na ten temat czytać. Bo to już miała być moja dorosła decyzja a nie pies rodziców. Bałam się jak zareagują obecni mieszkańcy domu. Szczęściem trafiłam na forum, które jest kopalnią wiedzy o psach tej rasy. I już byłam pewna - jeśli pies tej rasy, to na początek dorosły pies. Mąż się zgodził (bo cóż innego mu pozostało) chciał tylko najpierw takiego psa zobaczyć na żywo aby przekonać się co do jego wielkości. I tu wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.
Dzień po rozmowach na temat adopcji dorosłego psa (rozważaliśmy wzięcie psa ze schroniska) koło mojej posesji błąkał się labrador. Przygarnęłam gadzinę (oczywiście przyszedł na kiełbaskę). Zrobiłam mu zdjęcia i ogłaszałam na forach o labkach (również tutaj) i tak, zadzwoniła do mnie Pani Ania (ANNA-MAJA) fantastyczna, ciepła kobieta o wielkim sercu z którą nie da się krótko rozmawiać więc zarówno o znalezionym psie jak i o naszych planach co do przygarnięcia psa jej opowiedziałam.
Dzięki przygarniętemu na chwilę psu, mąż mógł labka poznać bo znajda została u nas na noc (właściciel odebrał psa następnego dnia) a we mnie Pani Ania zasiała ziarno nadziei na psa. Tak zaczęła się procedura adopcyjna, wizyta Pani Ani z Fifi, która szybko przeprowadziła test wytrzymałości psich zabawek obecnych w domu i czekaliśmy na decyzję czy nadajemy się czy nie. Finał znacie. Jesteśmy szczęśliwą rodzinką z Leksiem bez którego nie wyobrażam sobie już życia.
Yogi trafił do nas ponad rok temu, ma ok. 10-11 lat, ile naprawdę nikt nie wie. Jest to pies marzenie , nie załatwia się w domu, daje rano pospać, uwielbia kota. Nie wiem jak to się stało, że wygłodzony błakał się po Bydgoszczy, czemu aż miesiąc siedział w schronisku, bo tak wspaniałego psa jeszcze nie miałam. Zawsze merda mu ogon, zawsze zadowolony , no i zawsze głodny. Nie przeszkadza nam ani jego dysplazja, ani brak oka po amputacji , dla nas jest najpiękniejszy. Jednego tylko się boję , że za jakiś czas, krótszy niż przy szczeniaku będziemy musieli się rozstać. Prawdą jest , że starszy pies kocha najbardziej na świecie i najbardziej potrzebuje domu
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum