Do nauki niektórych czynności "myśliwskich", trzeba psa właściwie przygotować aby uniknąć niespodzianek w trakcie szkolenia. Jest kilka podstawowych rzeczy, które muszą być przećwiczone "na blachę". Są to komendy "do mnie" (gwizdek i głos), "siad i zostań" (do 20 minut - lub "waruj i zostań") - wg gwary myśliwskiej jest to tzw. "odłożenie". Pies musi spokojnie czekać bez wydawania jakichkolwiek dźwięków, niezależnie od wydarzeń (strzały, biegnąca zwierzyna, ptaki). Ta komenda pozwala na przygotowanie przez pańcia ścieżek tropowych dla nauki pracy z wiatrem dolnym. Odłożenie na 20 minut pozwała na ułożenie ścieżki do 300 m.,o różnej geometrii (z załamaniami, po łuku). W pierwszym sezonie będą to "łatwe" ścieżki tropowe (włóczki i z "farbą"), z czasem "życia" od 10 minut do 24 godzin.
Ponieważ okres mojego wyjazdu w Lasy Kozłowieckie zbliża się wielkimi krokami, postanowiłem chwilowo zaprzestać dalszego szkolenia "posłusznościowego" i skupić się na przygotowaniu Kaji do pracy w lesie.. Po pierwsze muszę nauczyć Kaję "mieszkać" w namiocie, musi spokojnie spać (bez dawania głosu, mimo różnych nowych dźwięków, które dochodzą z lasu w nocnej porze..). Wiem, że obecnie Kaja na dźwięki (rżenie) konia wpada w trans zajadłego szczekania... A na inne odgłosy może reagować podobnie..
A takie zachowanie straż leśna może zakwalifikować jako "płoszenie zwierzyny" i nas "wyeksmitować" z lasu..
Po drugie musi zacząć jeść posiłki "z ręki" lub "z ziemi" również pić wodę z dołka wygniecionego w ziemi.. Po trzecie - musi oswoić się w chodzeniu w szorkach (uprzęży pociągowej) z linką 15m cały czas napiętą, bez szarpania i nagłych zmian kierunku...
Namiot będzie rozbity na terenie leśniczówki i Kaja musi się poczuć w tym otoczeniu jak "u siebie" zachowując spokój i ciszę, gdyż na tym terenie jest hodowla dzików... Jest dużo do zrobienia (o niektórych sprawach nie wspomniałem), a czasu mało...
Jeśli będzie choć kilka osób zainteresowanych moją pracą z Kają, to w tym miejscu będę kontynuował moją relację. Oczywiście z przerwami na pobyt w terenie...
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 30-05-2008, 06:28
Dobra uwaga Labi, jest ich kilka w tej okolicy...
Będę unikał tych miejsc, by do takiej kompromitacji pańcia nie doszło...
Młodzieży trzeba dawać dobry przykład...
Aparat jest dość niewygodnym sprzętem w "terenie", ale może zabiorę go na kilka sesji...
Ostatecznie można robić zdjęcia z aparatu w "komórce"...
Jeśli będzie choć kilka osób zainteresowanych moją pracą z Kają, to w tym miejscu będę kontynuował moją relację.
ja jestem i to bardzo. Brzmi wszystko mega ciekawie. Zycze wiec szybkich postepow w nauce suni
ja też ja też
Trzymam kciuki. I czekam na więcej...
Jola [Usunięty]
Wysłany: 30-05-2008, 10:37
Ja też ja też!! Czekamy z niecierpliwością. To wszystko o czym piszesz brzmi dla nas jak część baśni... Przebieramy łapencjami z niecierpliwości.. Prosimy o duuuużo informacji i opowieści!!
To wszystko o czym piszesz brzmi dla nas jak część baśni...
Dokładnie Czekamy na dalszy rozdział BlueDiego, to piękne, że tak świetnie dogadujesz się z niespełna 9 miesiączną labradorką Ja zazdrościć Hmm.. wyba wybiorę się do Ciebie na tydzień z Hexą na nauki
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 01-06-2008, 03:17
AnTrOpKa napisał/a:
Jola napisał/a:
To wszystko o czym piszesz brzmi dla nas jak część baśni...
Dokładnie Czekamy na dalszy rozdział BlueDiego, to piękne, że tak świetnie dogadujesz się z niespełna 9 miesiączną labradorką Ja zazdrościć Hmm.. wyba wybiorę się do Ciebie na tydzień z Hexą na nauki
Wydaje mi się, że na skutek opisów niektórych zachowań Kaji, dotyczących jej szkolenia, wytworzył się jej fałszywy obraz.. Psiaka spokojnego, zdyscyplinowanego i posłusznego !!! Nic bardziej mylnego.. Jest ona całkowicie NIEWYCHOWANYM psem, żywiołowym i krnąbrnym... Tak też jest postrzegana przez domowników i znajomych. Opisuję tylko jej zachowanie w "terenie", podczas "pracy", w określonych miejscach i w określonym czasie.
Te kilka godzin dziennie, Kaja nauczyła się być w bliskim kontakcie ze mną i reakcji na moje określone (żmudnie wyuczone) polecenia. Tu na skutek naprawdę kilku już miesięcy wytężonej pracy są efekty, w postaci jej właściwych zachowań. Poza tym obszarem - mam tylko ciągłe powody do wstydu... Kaja jest niezrównoważoną diablicą. Nigdy nie wiem, kiedy odbije jej szajba i ile jeszcze kłopotów mi przysporzy.. Gdyby nie jej pewne osiągnięcia w niektórych tematach, to mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że nie wytrzymałbym nerwowo i wąchałbym już kwiatki z drugiej strony, po trzecim zawale....
Ale jutro opiszę swoje (i Kaji) pierwsze podejsćie do pracy tropowej...
[ Dodano: Nie 01 Cze, 2008 ]
Wczoraj rano rozpocząłem naukę Kaji pracy "dolnym wiatrem", czyli nawyku chodzenia "na polu" z głową przy ziemi i z ciągłym
wąchaniem zapachów. Poświęciłem na to połowę czasu spędzonego na porannym spacerze w wąwozie, druga połowa to jak zwykle
aporty, ale nieco "utrudnione". Było bardzo ciepło i moja sunia szybko się męczyła (czarnucha i słońce..). Na spacer
wziąłem połowę porcji "śniadaniowej" pokarmu w plastykowej torebce i w chlebaku wodę w 2l butelce po napoju oraz oczywiście
kawałek (porcję rosołową) mięsa kurzego jako nagrody za wykonanie "nowych" zadań. Dzisiaj, w pierwszym dniu zajęć uczyłem
Kaji znajdowania ulubionego przedmiotu - piłeczki gumowej (do zabawy w domu z okresu szczenięcego). Piłeczkę "wysmarowałem"
mięsem kurzym, aby miała intensywny (dla psa wręcz nieznośnie intensywny) zapach.. Dałem Kaji ją "poniuchać"...
Aż ją odrzuciło.. Podałem przy tym komendę "wąchaj", którą zarezerwowałem dla zapodania jej zapachu w "łożu" (czyli na początku)
ścieżki tropowej.
Po kilku niuchach z komendą "wąchaj" uznałem, że Kaja wie o co chodzi. Powinna szukać przedmiotu o tym zapachu, a nie
piłeczki. Uzycie piłeczki było tylko ułatwieniem przy pierwszych próbach, gdy Kaja jeszcze szuka wzrokiem i wiatrem górnym.
Tropem, który prowadził do piłeczki był trop pańcia, który zrobiłem na jej oczach, po komendzie "siad, zostań", której nie ma
jeszcze dostateczznie opanowanej, Musiałem odłożyć ją na smyczy, gdyż jeszcze potrafi po 30 sekundach opuścić miejsce
odłożenia... Czekając na mnie wierci się i skomle... Kaja miała przypiętą smycz do obroży Rogz (jeszcze 3m).
Jak robiłem pierwsze ścieżki dla Kaji?
Odłożyłem Kaję (na smyczy) w trawie, w pobliżu grupy wysokich krzaków. Potem z wiatrem, ciągle pokazując piłeczkę poszedłem ok.15m
i za krzakami skręciłem tak, by Kaja nie mogła mnie zobaczyć. Spodziewając się, że ją to "ruszy" powtórzyłem głośno "siad,
zostań", widziałem przez krzaki, jakie tortury cierpiała.. ale siedziała, gdyż smycz ją zatrzymywała..
Emocje w niej buzowały, kręciła się na tyłku i skomlała... Po przejściu ok.15 metrów (30 dwukroków) prostopadle w prawo
(za krzakami), położyłem piłkę w trawie tak aby nie była widoczna... Następnie wróciłem do Kaji dokładnie tą samą drogą.
Mój ślad był tak wyraźny (pognieciona trawa), że nawet ja go widziałem... Była to prawdziwa "autostrada" do piłki...
Wziąłem smycz, dałem Kaji niuchnąć kurczaka ("wąchaj") oraz polecenie "szukaj piłeczki", które często słyszała w zabawach..
Kaja "wyrwała" z miejsca jak oszalała i ciągnąc niemiłosiernie jak lokomotywa doszła do miejsca w którym zniknąłem jej za
krzakiem.. Tu się zatrzymała i zaczęła wietrzyć. Nie mogła poczuć piłeczki "górnym wiatrem"... Kręciła się w kółko, gdyż
trzymałem ją na smyczy. Gdyby nie to, to swoim zwyczajem zaczęłaby okładać pole węchem górnym biegając, aż załapałaby zapach piłeczki...
Ale tym razem jej na to nie pozwoliłem.. Delikatnie naprowadziłem ją na mój trop i Kaja szybko po nim poszła nawet nie
zniżając głowy, tak był silny (podwójny i świeży - autostrada). Wkrótce poczuła (górnym wiatrem) piłeczkę i chwyciła ją
do pyska.Bardzo wylewnie ją pochwaliłem a ona merdała ogonem, mało jej nie odpadł...
Druga ścieżka była tym samym fragmentem z pierwszej plus odcinek znow z wiatrem 30m, od miejsca w którym poprzednio była piłeczka..
Wróciłem do Kaji i zarządziłem posiłek na trawie wraz z obfitym piciem wody (było b.ciepło) z dołka w ziemi... Musiałem odczekać
15 minut aby ślad się trochę zestarzał...Wziąłem Kaję na smycz, podszedłem do łoża ścieżki, dałem niuchnąć kurczaka i komendę
"wąchaj" a następnie "szukaj piłeczki".. Kaja chwilę stała zdezorientowana, próbowała piłeczkę wyniuchać górnym węchem..
Chwilę potem ruszyła jak parowóz po moim śladzie do załamania ścieżki i do miejsca, gdzie była piłeczka za pierwszym razem..
Tu stanęła zdziwiona i zaczęła węszyć, kręcąc się w kólko... Znów ją naprowadziłem na mój ślad. Kaja opuściła głowę i z nosem
przy ziemi poszła po linii "łamanej" moim śladem, tym razem już tak nie ciągnąc. Wkrótce poczuła zapach pileczki i ją
dopadła.. Znów dostała pochwałę... Trzecią ścieżkę tego dnia zrobiłem przy innej kępie krzaków. Patyka nasmarowałem mięsem
kurczaka, odłożyłem Kaję (na smyczy!) i obchodząc krzaki wokoło szerokim kwadratem (ok.30m), zostawiłem patyka w trawie, po
niewidocznej stronie Kaji (po przekątnej). Poszedłem dalej, ominąłem krzaki i potem do Kaji. W ten sposób powstała ścieżka ze
śladem pańcia pojedynczym. Odczekałem 15 minut (aby ślad "zestarzeć") i uruchomiłem Kaję ("wąchaj" - kurczaka i "szukaj").
Tym razem Kaja ruszyła po moim powrotnym śladzie (co chwila spuszczając głowę i węsząc) na załamaniu ścieżki kręciła się
w kółko... Delikatnie naprowadziłem ją smyczą na ślad i Kaja poszła aż do patyka. Wzięła go do pyska i machająć ogonem
patrzyła na mnie z triumfem... Były oczywiście pochwały i kawałek kurczaka do pożarcia w nagrodę... Na wieczornym spacerze
kilka razy przećwiczyłem komendę "siad-zostań", na razie z miernymi rezultatami.. Kaja siedziała najdłużej tylko 2 minuty!
Jeszcze dużo pracy przede mną... Na koniec jeszcze udane przywołanie gwizdkiem, dla poprawienia humoru... Chociaż to już
działa...
W następnych dniach będę ćwiczył po 3 ścieżki typu 3, z róznymi trasami po osłoniętej stronie i czasem życia ścieżek do
1 godziny... I oczywiście po 3 dziennie komendy "odstawienia"...(do uzyskania 20 minut). Poniżej załączam schemacik ścieżek.
Muszę skądś pożyczyć lub kupić palik do uwiązywania np. koni, do ćwiczenia "siad-zostań" w dowolnym miejscu, gdzie nie ma drzewek..
Następne opisy pozbawione już będą szczegółów i nie będą tak długie... (mam taką nadzieję).
[ Dodano: Nie 01 Cze, 2008 ]
Przesyłam zdjęcie (z komórki) miejsca w wąwozie, gdzie ćwiczę pracę węchem dolnym:
Łał Ale mi zrobiłeś smaczka na tropienie
Super. Wszystko świetnie wyjaśnione. Normalnie jak przewodnik.
Jak uczysz "odkładania"?
I powiedz mi, czy Kaja ma jakieś super predyspozycje do pracy w lesie, czy coś zauważyłeś, co od razu "podpowiedziało" Ci, że Kaja bedzie pracować na śladzie itd?
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 01-06-2008, 12:50
Bora napisał/a:
Łał
Jak uczysz "odkładania"?
I powiedz mi, czy Kaja ma jakieś super predyspozycje do pracy w lesie, czy coś zauważyłeś, co od razu "podpowiedziało" Ci, że Kaja bedzie pracować na śladzie itd?
Kaja ma tatę - aktualnie pracującego psa myśliwskiego użytkowego i mamę
laureatkę konkursów retriverów (już po karierze myśliwskiej). Kaja ma metrykę. Ale to jeszcze niczego nie gwarantowało. Już jako 4,5 miesięczny szczeniak wykazała się wielką miłością do aportów i w tym temacie miała zadziwiające postępy. Potrafiła już w wieku 5,5 miesięcy znajdować aporty w gęstwinie krzaków i traw, gdy nie widziała miejsca spadającego koziołka (patyka), a jedynie wskazywałem jej kierunek upadku wyciągniętą ręką. Używała do tego swego węchu już od wczesnych szczenięcych dni. Pracowała głównie węchem górnym i pokrywała pole węchem bardzo sprawnie i chętnie, wykorzystując kierunek wiatru. Szczególnie lubiła taką właśnie zabawę.Bora, ja kupowałem Kaję właśnie pod tym kątem jej układania... i jak dotąd jedynie w tych tematach (praktycznych-myśliwskich) Kaja spełnia moje oczekiwania...
Jak ja uczę odkładania (prawie identyczne do "zostań"), opiszę następnym razem, gdyż dzisiaj już zasłużyłem na miano grafomana
BlueDiego, aha czyli ma ogromne szanse zostać dobrym myśliwym.
Faktycznie bardzo wcześnie pokazała swoje zamiłowanie do pracy w lesie.
Bora od wczesnych szczenięcych chwil nosiła w pysku wszystko. I teraz widzę to bardzo, dla niej przynoszenie czegoś jest super zabawą.
BlueDiego, ŁAŁ ! Jestem pod wrażeniem! Świetnie opisałeś całą akcję Nie mogę się doczekać następnego odcinka A tak w ogóle co to jest to odkładanie i czym się różni od zostań ?
Wczoraj rano rozpocząłem naukę Kaji pracy "dolnym wiatrem", czyli nawyku chodzenia "na polu" z głową przy ziemi i z ciągłym
wąchaniem zapachów.
Uczysz Kaję pracować dolnym wiatrem w jakimś konkretnym celu, na przykład planujesz jej udział w konkursach tropowców lub konkursach retrieverów, polujesz, czy może pracujesz z nią tylko dla niej, bo labrador to pies, który lubi mieć zajęcie ?
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 02-06-2008, 18:53
Bora napisał/a:
Bora od wczesnych szczenięcych chwil nosiła w pysku wszystko. I teraz widzę to bardzo, dla niej przynoszenie czegoś jest super zabawą.
Według mnie Bora ma predyspozycje do bycia prawdziwym retriverem. Wszak noszenie "zdobyczy" w pysku jest nieodłącznym elementem łańcucha łowieckiego: znajdź, ścigaj, przynieś, zabij. Na Twoim miejscu spróbowałbym Borze wybrać jakiś przedmiot, zmienić jego zapach, by był różny od innych przedmiotów w domu (np. nasmarować boczkiem) i chowałbym go w różnych miejscach. Utrudniałbym znajdowanie w każdym dniu... Po krótkim czasie będziesz zadziwiona możliwościami węchowymi swojej suni...
Pamiętaj jednak, że dla psa praca węchem jest męcząca i psychicznie i fizycznie, a jednocześnie wprowadza psa w swego rodzaju "trans" i euforię...
Po jakimś czasie praca węchem będzie dla niej największą nagrodą...
Mój labrador: Tsunami, Joy
Suczka urodziła się:
07.07.2007; 20.03.2009
Suczka urodziła się:
Wiek: 37 Dołączyła: 26 Lis 2007 Posty: 1371 Skąd: Kraków
Wysłany: 02-06-2008, 19:12
BlueDiego napisał/a:
Po jakimś czasie praca węchem będzie dla niej największą nagrodą...
To jest chyba mrzonka... Pies, dla którego praca węchowa jest największą nagrodą musi być pozbawiony wszystkich innych nagród - bawienia się z innymi psami, czy z człowiekiem na łące. W szkoleniu psów pracujących węchem najważniejsze jest, żeby nie zaznały nic przyjemniejszego niż ich praca. To się jakoś mądrze nazywa, ale nie pamiętam jak...
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 02-06-2008, 19:21
Gerard napisał/a:
Uczysz Kaję pracować dolnym wiatrem w jakimś konkretnym celu, na przykład planujesz jej udział w konkursach tropowców lub konkursach retrieverów, polujesz, czy może pracujesz z nią tylko dla niej, bo labrador to pies, który lubi mieć zajęcie ?
Gerard
Około 10 lat wstecz byłem myśliwym, miałem psa myśliwskiego (terriera) z dyplomem psa
myśliwskiego użytkowego.. Do udziału w prawdziwych polowaniach sam musiałem go "doszkolić". Ponieważ już nie mam zdrowia (dwa zawały) i psa (odszedł na raka), z sentymentu i zamiłowania, chcę szkolić Kaję "uniwersalnie", także w tematach "myśliwskich".
Zacytuję fragment z książki o szkoleniu labradorów:
"Labradory hodowano jako psy myśliwskie z czasem jednak zaczęto wyróżniać dwa typy tego psa: wystawowy i użytkowy. Labrador użytkowy jest psem o lżejszej budowie ciała i drobniejszej głowie. W naszym kraju uważany za psa rodzinnego labrador retriever coraz częściej "spychany" zostaje z kanapy i szkolony jest na psa myśliwskiego. Coraz więcej miłośników tej rasy jest zainteresowanych takim szkoleniem często traktując je jako rodzaj sportu i aktywnego wypoczynku."
Pod takim stanowiskiem podpisuję się i ja...
[ Dodano: Pon 02 Cze, 2008 ]
Tsunami napisał/a:
BlueDiego napisał/a:
Po jakimś czasie praca węchem będzie dla niej największą nagrodą...
To jest chyba mrzonka... Pies, dla którego praca węchowa jest największą nagrodą musi być pozbawiony wszystkich innych nagród - bawienia się z innymi psami, czy z człowiekiem na łące. W szkoleniu psów pracujących węchem najważniejsze jest, żeby nie zaznały nic przyjemniejszego niż ich praca. To się jakoś mądrze nazywa, ale nie pamiętam jak...
Mogę Cię zapewnić, że Kaja zostawi bez namysłu całą michę smakołyków, nawet najweselszą zabawę z psiakami, towarzystwo innych osób itp., gdy zobaczy mnie przygotowanego do rzucenia jej aportu.... A ogon jej się mało nie urwie... A aporty rzucam tak, by Kaja nie widziała miejsca upadku... Wtedy pracuje węchem... (górnym wiatrem) i po kilku rzutach ma jęzor przy ziemi... Zapewniam Cię, że dla labradorów to właśnie jest prawdziwa "frajda".
Mój labrador: Tsunami, Joy
Suczka urodziła się:
07.07.2007; 20.03.2009
Suczka urodziła się:
Wiek: 37 Dołączyła: 26 Lis 2007 Posty: 1371 Skąd: Kraków
Wysłany: 02-06-2008, 19:47
No to chyba nie mam labradora
Ale nie tak na serio - byłam w Komendzie Wojewódzkiej Policji i wszystkiego na ten temat się od policjantów i szkoleniowców dowiedziałam. Tam psy pracujące węchem nie uczą się posłuszeństwa, nie bawią się z innymi psami ani nie aportują. Chodzi o to, żeby były nieomylne i godne zaufania.
Tobie gratuluję wspaniałego hobby
Mój labrador: Kaja
Suczka urodziła się:
04/09/2007
Wiek: 77 Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 351 Skąd: Lublin
Wysłany: 02-06-2008, 20:18
Tsunami napisał/a:
No to chyba nie mam labradora
Ale nie tak na serio - byłam w Komendzie Wojewódzkiej Policji i wszystkiego na ten temat się od policjantów i szkoleniowców dowiedziałam. Tam psy pracujące węchem nie uczą się posłuszeństwa, nie bawią się z innymi psami ani nie aportują. Chodzi o to, żeby były nieomylne i godne zaufania.
Tobie gratuluję wspaniałego hobby
Co do posłuszeństwa to bym się nie zgodził. Szczególnie te psy muszą być posłuszne, a bez odpowiedniego szkolenia takimi nie będą...
Labradory nie są jeszcze powszechnie używane w Policji (i może to dobrze dla nich...).
Serdecznie dziękuję za gratulacje, tak właśnie traktuję moją przygodę z Kają,,,
Ale chyba wszyscy właściciele psów podobne hobby mają...
Mój labrador: Tsunami, Joy
Suczka urodziła się:
07.07.2007; 20.03.2009
Suczka urodziła się:
Wiek: 37 Dołączyła: 26 Lis 2007 Posty: 1371 Skąd: Kraków
Wysłany: 02-06-2008, 20:24
BlueDiego no właśnie nie muszą być posłuszne! Też mnie to zdziwiło, ale te psy nigdy nie nauczyły się niczego - ciągną na smyczy i mają ciągnąć. Ich całe życie to hala, w której pracują. Z kojca idą tam pracują=bawią się i wracają. Czasem idą na wybieg. Tak pracują psy, które węszą dla policji i te psy nie są szkolone pod kątem posłuszeństwa. Co innego psy stróżujące i obronne, które patrolują razem z policjantami.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum