Żałuję że właśnie w tym dziale piszę pierwszego posta na tym forum.
Stif, Stefka, Stifka a właściwie Stiep. Pierwszy raz moją kochaną suczkę spotkałem w 2006r. za granicą, w miejscu mojej wakacyjnej pracy w Holandii. Żyła w złych warunkach, często nie dostawała jedzenia, właściciele zajmowali się wielką stadniną koni w której Stifcia mieszkała. Była dość otyła, potrafiła zjeść wszystko ale dobrze wiem że bywały dni w których głodowała jeżeli nikt nie podrzucił jej jedzenia.
Dwa razy spotkałem ją w wakacje, nazwałem ją "Wołowina" a jej siostrzyczkę labradorkę "Słonina". Miłe pieski, mieszkały w nieogrodzonym terenie, biegały razem z końmi a gdy widziały nas miały wielką frajdę. Polacy którzy mieszkali razem z nami dokarmiali ją cały rok- w tym także mój tato- przez co Wołowina jakoś się trzymała. W maju 2008r. roku bez żadnej zapowiedzi tata przywiózł Wołowinkę do nas do domu. Pamiętam tą moją złość z początku której wstydzę się do dzisiaj. Rano jednak gdy przeszedłem się z Stif (Okazało się po tylu latach że ma na imię STIEP, no i stąd wzięło się STIP, STIF) po ogrodzie od razu się nią zachwyciłem i powtarzałem słówka które powtarzam do dziś "Że ja takiej główki nie uszanowałem". Wiem że wcześniej miała pięcioro szczeniąt i jak się okazało w dniu jej śmierci- jakąś operację.
Jakby nie zauważyła że jest w nowym miejscu, od pierwszego momentu zaprzyjaźniła się z moim nieznośnym (ale kochanym) wówczas dwunastoletnim kundelkiem Rekim, pływała w naszym stawie, bawiła się i non stop podstawiała do głaskania. Nyła baaardzo mądra. Nie mówię tu o "mądrości" jaką pewnie wyobraża sobie większość właścicieli psów: Siad, daj łapę, daj głos, leżeć, obróć się, do nogi, ale o mądrość praktyczną. Jak złożona czynność szykowania sobie legowiska, pomoc komuś w podniesieniu się czy złapaniu równowagi. Tak usłuchanego psa jeszcze nie spotkałem, powyższe komendy w pojęła w tydzień mimo że miała już cztery lata i całe dotychczasowe życie spędziła w Holandii. Po kilku dniach pojechaliśmy z nią na szczepienia, odrobaczenia i te sprawy.
Spędziła w mojej rodzinie ponad dwa piękne lata, w nowym domu mieszkamy trzy tak więc myśląc podwórko myślało się Stefcia bo ona nadawała charakteru i była uwielbiana przez wszystkich sąsiadów i gości. Nie skrzywdziła by nikogo, nawet jeśli dziecko wkładałoby jej palce do buzi podczas jedzenia nie zareagowała by, ale już gdy chodziło o czyjąś krzywdę do tak. Była moją przyjaciółką która zawsze jako jedyna cieszyła się gdy wracałem do domu, gdy miałem gorsze dni przytulałem się z nią i w ogóle większość chwil na podwórku to chwile ze Stifką, a działo się dużo i dużo w tym wszystkim było śmiechu. Uwielbiała wodę, miała sporą nadwagę, sama najchętniej by leżała mimo że miała do dyspozycji wielki ogród ze stawem dlatego też musiałem często organizować jej jakieś zabawy. Uwielbiała naszego kota Whiskasa (z którym razem spała) a inne goniła tak że ziemia się trzęsła. O mojej przyjaciółce mógłbym opisywać długo, śmiesznie i ze wzruszeniem ale jednak ten dział nie jest od tego.
Mniej więcej od niedzieli/poniedziałku 5 Lipca Stefka straciła apetyt, chodziła na koniec podwórka i uwalała się w jednym miejscu. Z początku myśleliśmy że źle znosi te upały, może czymś się zatruła, doszukiwaliśmy się kleszcza. Cieszyło nas że piła a w niektóre dni była poprawa. Widząc smycz nadal szalała, nie tak jak kiedyś ale widać było machanie ogonem i inne. W Sobote objawy nie przechodziły i zdecydowaliśmy pojechać z nią do weterynarza. Posłusznie, miło, z machaniem ogonem ale bez tej jej wewnętrznej siły i energii jaką tryskała zawsze. W gabinecie pani weterynarz obejrzała Stifkę i zrobiła USG. Stwierdziła ropomacicze i w związku z tym chore nerki które mogłoby nie wytrzymać narkozy w czasie operacji. Po długich oporach rodziny- niestety związanych z wysokimi kosztami operacji- postanowiłem nie zostawiać mojej przyjaciółki i zdecydować się na sterylizację. Miało być tak że przez weekend dostanie kroplówki które wzmocnią ją i nerki a w poniedziałek badania i operacja. Gdy Stif leżała u weterynarza z kroplówką my pojechaliśmy do domu. Tam dostałem telefon że jednak najlepiej będzie operować jak najszybciej bo inaczej Stefka może nie wytrzymać. Wyraziłem zgodę, dowiedziałem się wszystkiego związanego z operacją i co po niej. Po kroplówce Stefka odżyła, weterynarze byli z nią na spacerze to podobno nawet ciągła ich ze smyczą Powiedziano mi że prawdopodobnie chorowała od ostatniej cieczki (początek Maja) ale maskowała to nie chcąc martwić właściciela. (Stąd to chowanie na końcu podwórka ) Wycałowałem Stefkę i pojechałem do domu gdy ona miała mieć operację. Gdy wychodziliśmy z lecznicy biedna jeszcze poderwała się chcąc za nami iść. Wtedy widziałem moje kochanie ostatni raz, to energiczne spojrzenie które zawsze widziałem, ale przy tym smutek i skrywany ból. Szykowałem jej pokoik w domu w którym odpoczywała by po operacji, wtedy dostałem telefon z lecznicy.
Weterynarz powiedział że otworzyli ją, i to faktycznie ropomacicze które można usunąć (właściwie to nie wiem czy usunęli czy tez nie) ale te nerki są na tyle dotknięte że można Stefkę wybudzić ale one będą dawać o sobie znać bardzo często, piesek będzie się męczył i nie wiadomo ile pożyje, w dodatku musiała by mieć kroplówki. Spytał się mnie czy teraz gdy Stif jest w narkozie zgadzam się aby ją uśpić. Po dłuższej rozmowie i namyśle odpowiedziałem pozytywnie. Gdybym się nie zgodził postąpiłbym bardzo egoistycznie wobec mojej przyjaciółki. Co z tego że uśmiechałbym się że leży sobie i merda ogonkiem skoro wiedziałbym jak cierpi...
Wróciła do domu, jest zakopana niedaleko mojego okna w miejscu w którym często bywała. Z okna widzę kawałek niezagospodarowanej ziemi z jej ulubioną maskotką i przysychającą czerwoną różą. To tyle co zostało mi z mojej ukochanej Stefki. To niesamowite jak wiele znaczyła w moim życiu, jaka pustka jest w rodzinie bez niej. Wiem że to tylko zwierz i dla wielu osób wydaje się to śmieszne. Nie wiemy jak Pan Bóg ułożył To wszystko, bardzo chciałbym żebym miał możliwość spotkania się kiedyś ze Stefką bo był to prawdziwy pies przyjaciel który wiele znaczył dla całej mnie i całej rodziny.
Piekna sunia... lzy leca mi ciurkiem.... trzymaj sie i pamietaj ze sunia przezyla z Toba a Ty z nia piekne chwile i tak musi zostac w Twojej pamieci....
_________________ "Miłość do psa jest najdziwniejszą rzeczą,przy niej relacje z ludźmi stają się nudne jak owsianka" John Grogan "Marley and me'--------------------
galeria Brandusa-zapraszamy http://forum.labradory.or...er=asc&start=40
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum